Tego wieczora poczuła, że mogłaby opowiedzieć mu wszystko. O Gabrielu, o Emi… Ale tego nie zrobiła. Uznała, że tak będzie lepiej. Mimo to, rzeczywiście było tak dobrze jak dawniej. Oglądali telewizję, popalali od czasu do czasu, a w końcu zasnęli przytuleni na kanapie. Obok spał Ted, który dołączył do nich w nocy.
Lana obudziła się rano z głową na piersi Jamiego. Obejmował ją tak, że nie mogła się ruszyć. Właściwie wcale nie chciała, tak było dobrze. Byłoby idealnie, gdyby nie ponure myśli o Gabrielu. Czy to był już koniec? Przestaną ze sobą rozmawiać przez to, że jej się ułożyło?
Poniedziałek był nudny. Szkoła się skończyła, ale chłopaki mieli zajęcia przez cały dzień. Oczywiście jak na złość, wtedy kiedy mogła spać ile chciała, wcale jej się nie chciało. Obudziła się przed siódmą, na chwilę przed tym jak Jamie już w ubraniu położył się koło niej i kazał jej zrobić cokolwiek, żeby mógł jeszcze pospać. Nie trwało to długo, Ted jak nikt inny potrafił zmusić go do chodzenia na zajęcia.
Z nudów postanowiła odprowadzić Elwina do pracy i tam napić się porannej kawy. Było warto, choćby po to by zobaczyć jego radość na jej widok. Uścisnął ją i cmoknął prosto w usta. To stało się tak naturalne, że nawet do głowy by jej nie przyszło, że mogło być nieodpowiednie.
Po drodze opowiedziała mu o nagłym pojednaniu z Jimem i o kłótni z Gabrielem. El stał się powiernikiem tej tajemnic. Jak gąbka chłonął wszystkie informacje i zawsze domagał się więcej.
- Przejdzie mu – stwierdził – ciekawe gdzie znajdzie lepszą laskę?
Kiedy już otworzył lokal, zaparzył dwie kawy. O tej porze rzadko miał klientów.
- Jim chce, żebym znalazła sobie mieszkanie – powiedziała i upiła pierwszy łyk.
- Ooo, całe? Czy pokój?
- Całe – wzruszyła ramionami – ale nie wiem… co ja będę robić sama?
- Czekaj czekaj… A może ja… - nie zdołał dokończyć bo Lana krzyknęła głośno „tak!” i omal nie wylała na siebie zawartości kubka.
- Chcesz mieszkać ze mną? – ucieszyła się. Wcześniej nawet nie pomyślała, że mógłby szukać mieszkania, w końcu miał dom.
- Wyobraź sobie radość mojej mamy, kiedy zamieszkam z dziewczyną.
- Czyli szukamy mieszkanka z dwoma pokojami? – już dawno tak się nie cieszyła. Gdyby jeszcze Jamie i Ted się przyłączyli, byłoby idealnie. To jednak nie było możliwe – mieszkanie chłopaków było własnością Teda. Dostał je od dziadka, który przeniósł się do jego rodziców, bo sam nie dawał już sobie rady.
- Tak! – Elwin był równie podekscytowany – zarabiam, więc dam radę. Powiem dzisiaj, że się wyprowadzam.
Od razu zaczęli wymieniać się pomysłami. Nocne seanse filmowe, wspólne gotowanie, wspólne zakupy. Jeśli chodziło o ciuchy, był zupełnie taki jak Emi. Kogo obchodziłby zadąsany facet, kiedy życie mogło być tak kolorowe?
Nie mogła siedzieć tam w nieskończoność, więc wkrótce postanowiła odwiedzić Emilkę. Razem wybrały się do centrum handlowego, bo nic tak jej nie rozweselało jak zakupy. Z zamartwiania się postanowiła przejść na kolejny poziom – planowanie macierzyństwa. Oczywiście zaczęło się od dziecięcych ubranek. Lana cieszyła się widząc, że przyjaciółka pogodziła się z nową perspektywą.
- A co z Tedem? – zapytała, tak jak robiła to prawie codziennie.
- Nic. Daj spokój – odpowiedź również była taka jak zawsze. Emi była uparta i za nic w świecie nie chciała przyznać, że tak naprawdę pragnęła obecności Teda. A Lana z dnia na dzień czuła się coraz bardziej głupio beztrosko spędzając z nim czas. Nie mogła pojąć dlaczego tak utrudniali sobie życie. A mogliby być idealną parą! Czasem korciło ją, żeby wygadać się Tedowi… Ale obietnica to obietnica.
Był idealnym kandydatem na ojca, Lana miała stuprocentową pewność, że zrobiłby wszystko żeby pomóc Emi. A co ona zrobiłaby gdyby zaszłą w ciążę? Nawet nie chciała myśleć co mógłby zrobić Markus. A co gdyby udał się jej związek z Royem i to on miałby być tatusiem? Wzdrygnęła się na samą myśl. Chyba tylko Gabriel mógłby jako-tako sprawdzić się w tej roli… No chyba, że robiłby jej kłótnie o to, że zamiast gniewać się na dziecko, od razu do niego leci, tak jak do Jima. Prawie parsknęła śmiechem, ale w porę wróciła do rzeczywistości.
- Mick ciągle wydzwania – powiedziała nagle Emi – a ja nie odbieram.
- No i dobrze. W końcu da sobie spokój.
- Ale trochę szkoda… Tych wszystkich imprez, które przegapiam. Cholera, czy ja jeszcze kiedykolwiek wyjdę z domu?
Lana zaśmiała się. Nie mogła się powstrzymać.
- Będziesz wychodziła, kiedy tylko będziesz chciała. Dzieckiem zajmie się Sara, ja, Jamie, albo nawet… - przerwała zdając sobie sprawę z tego jak głupio zabrzmiałoby wymienienie Teda. Westchnęła głośno – Nie no, tak nie może być. Przecież się domyśli, chcesz się przed nim chować?
- Nie wiem… Może samo się jakoś poukłada – Emi skrzywiła się, dobrze wiedząc, że przyjaciółka miała rację.
Zabawnie było patrzeć, jak Emilka wybiera ubranka mając na uwagę to, że nie wiedziała jaka będzie płeć dziecka. Głośno zastanawiała się, dlaczego chłopcom kupuje się niebieskie rzeczy i czy zielony jest uniwersalny.
Lana wróciła do mieszkania akurat w porze obiadowej. Oczywiście nikogo nie było. Z nudów zrobiła zakupy i zabrała się za robienie spaghetti. Dwie godziny później wrócił Ted, sam.
- Jamie znowu u Christiny? – zdziwiła się. Dostała od niego smsa, jednak nic o tym nie wspominał.
- Taak, znowu u tej zołzy – przyznał Ted sprawiając, że Lana otworzyła usta z wrażenia.
Myślała, że ją lubił.
Razem zjedli obgadując przy tym dziewczynę Jamiego. Lana niemal puchła z zadowolenia, że nie tylko ona ma uważa, że Jamie nie pasuje do tej wrednej laski. Wieczorem zjawił się niespodziewany gość – Elwin.
- Jutro mam na drugą zmianę. Idziemy na karaoke do Fiordu. To ten bar niedaleko mojego domu – chłopak od razu powiedział po co przyszedł. Zwrócił się też do Teda – zabierzesz się z nami?
- Nie, mam mnóstwo tatuaży do zaprojektowania.
Lana nie protestowała. Uwielbiała imprezować z Elwinem, a dawno już tego nie robili. Oczywiście zaczęło się jak zawsze – po drodze spalili skręta i roześmiani weszli na salę. Był poniedziałek, więc nie było tłumu. Po dwóch piwach poczuli się na tyle odważni, że oboje stanęli na scenie i głośno śpiewali „I kissed a girl”. Była to jedna z ulubionych piosenek Elwina.
Jak zawsze bawiła się z nim świetnie, niczym się nie przejmując. Pomyśleć, że z reguły nie lubiła imprez… Wyjątkami były te z Elem lub Jamiem. Tylko przy nich potrafiła całkowicie się wyluzować i nie myśleć o ludziach, którzy ich otaczali. Niestety, w powietrzu wisiały kłopoty. Zeszli z małej, okrągłej scenki, zaśmiewając się prawie do łez i razem podeszli do baru, by zamówić piwo.
- Weźmy jedno na spółkę – Lana musiała powiedzieć to głośno z ustami tuż przy uchu Elwina, by przekrzyczeć głośną muzykę. Wtedy usłyszała za plecami kogoś, kto nie miał problemu z pokonaniem głośnych dźwięków.
- Lana, co Ty robisz? – Gabriel krzyknął to tak głośno, że wszystkie oczy wokół zwróciły się w jego kierunku.
- Co robię? – zapytała zdziwiona, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Bez słowa wskazał na Ela.
Najwyraźniej był zazdrosny. Napięły się chyba wszystkie mięśnie na jego twarzy, był naprawdę wkurzony. Nawet dłonie mocno zacisnął w pięści.
- Nic nie robię – odparła głośno Lana, zupełnie spokojna.
- Nic? Zachowujesz się jak dziwka! Myślałem, że coś jest miedzy nami – on w ogóle nie przejmował się obecnością tych wszystkich ludzi, którzy najwyraźniej bardzo się zaciekawili.
Słowo „dziwka” podziałało na nią jak płachta na byka. Poczuła jakby wnętrze zaczęło jej się gotować.
- Dziwka?! Co sobie wyobrażasz?! Myślisz, że możesz za mną łazić i krytykować to co robię?! – wzburzona stanęła tuż przed nim, szczerze gotowa była nawet na to, by zaczął okładać go pięściami. Słowa wychodziły z jej ust jak lawina – Nic o mnie nie wiesz! Nie znasz mnie, ale i tak krytykujesz wszystko co robię! Najpierw nie pasuje ci, że chce się dogadać z ojcem, teraz to gdzie chodzę i z kim!
Słuchał jej chyba równie wściekły jak ona, jednak nie dopuściła go do głosu.
- Nie jestem twoją własnością! Dziwka, tak?! Proszę bardzo, niech będzie!
Nawet przez sekundę się nie zastanawiała nad tym co robiła. Kierował nią tylko i wyłącznie gniew. W jednej sekundzie zbliżyła się do Elwina i pocałowała go. Z języczkiem. Pożałowała jeszcze zanim się do niego odsunęła. To nie było nic wielkiego, całowała się z nim kilkakrotnie i oboje wiedzieli, że to nic nie znaczyło. Teraz mimo gniewu, który wcale nie zmalał, bała się spojrzeć na Gabriela. Chciała stamtąd wyjść, zniknąć z oczu gapiów. Wbiła się w tłum i prawie biegnąc opuściła budynek. Miała na sobie koszulkę z krótkimi rękawami, nawet przez myśl jej nie przeszło żeby odebrać kurtkę z szatni. Chłód podziałał kojąco. Odetchnęła głęboko i ruszyła naprzód, nie chcąc żeby Gabe wpadł na nią wychodząc. Skręciła za klub, chcąc schować się w przejściu pomiędzy budynkami.
- Lana! – usłyszała, dokładnie w chwili, kiedy pomyślała, że jest już niewidoczna.
Gabriel pobiegł za nią, a teraz pojawił się tuż za nią. Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi, gotowa na walkę słowną.
- Chciałbym cię teraz udusić – powiedział wciąż zły, ale zdecydowanie mniej – ale Ty nie możesz już powiedzieć, że nie mam powodu.
- Jesteś idiotą – powiedziała po prostu, nie potrafiąc znaleźć racjonalnej odpowiedzi. Była po prostu zła i czuła, że musi to wyrazić. Piorunowali się wzrokiem, stojąc naprzeciwko siebie, sami w słabo oświetlonej alejce, w której nie było nic oprócz sporego kontenera. Dobrze rozumiała, co miał na myśli, mówiąc, że chciałby ją udusić. Czuła to samo, naprawdę chciałaby się na niego rzucić. Zasłużył sobie.
- Może. Ale Ty też jesteś kretynką.
Kiedy później o tym myślała, nie potrafiła zrozumieć jak mogło do tego dojść… Bo w następnej sekundzie oboje, jak na komendę, rzucili się na siebie, jednak nie po to by się bić. Całowali się tak namiętnie, że brakowało im tchu. Chwilę później, Gabe przyparł ją do zimnych, chropowatych kamieni na ścianie budynku, ale i tak zdążyła już zapomnieć, że było jej zimno. Wsunął dłonie pod jej koszulkę, muskając dłońmi zmarzniętą skórę. Kto wie co byłoby później, gdyby Lana nie otworzyła oczu. Zauważyła Elwina, który właśnie wyłonił się zza zakrętu i spojrzał na nich zaskoczony. To ją otrzeźwiło. Odsunęła od siebie Gabriela.
- Zabiję go – mruknął patrząc na przybysza.
- Jest gejem – powiedziała cicho – to mój przyjaciel.
- Żartujesz – zmarszczył brwi jakby zastanawiał się czy powinien jej wierzyć. Później spojrzał na strój Ela i jego postawioną do góry, zakręconą grzywkę. I chyba uwierzył.
Lana stwierdziła, że chyba nie najlepszym pomysłem byłoby zdradzenie, że szukała z nim wspólnego mieszkania.
- Dobra, zmywam się. Zdzwonimy się – z tymi słowami Gabriel się wycofał. Bez słowa minął Elwina i ruszył wzdłuż uliczki.
- Czegoś tu nie czaję – przyznał El – przed sekundą go opieprzałaś.
- Ja też nie – przyznała wzruszając ramionami. Wciąż była oszołomiona przez natłok emocji .
- Dziwny koleś, chociaż w sumie… Sam byłbym o siebie zazdrosny na jego miejscu – powiedział nieskromnie, oczywiście żartując – twój nauczyciel był przynajmniej przystojny.
Wiedziała, że nie mówił tego, żeby jej dokuczyć, ale i tak spiorunowała go wzrokiem.
- No co, jesteś po prostu dla niego za śliczna.
Kiedy tylko do niej podszedł, zarzucił jej kurtkę na ramiona. On jedyny zachował zdrowy rozsądek i odebrał ich rzeczy z szatni.
- Idziemy do mnie – oświadczył z szerokim uśmiechem – dawno cię nie było, mama myśli, że życie seksualne nam się nie układa. Nigdy więcej nie chcę, żeby dawała mi rady jak się za to zabrać. Podobno okazuję ci za mało czułości.
- Będzie zachwycona jak się dowie, że chcemy razem zamieszkać – zaśmiała się Lana. Teraz, kiedy była podpita, nie stanowiło to problemu, jednak na dłuższą metę nie chciała oszukiwać mamy Elwina. W końcu była dla niej taka miła… Z drugiej strony, nie ona miała o tym decydować.
Było późno, dlatego po cichu weszli do domu i od razu udali się do pokoju Elwina. On zniknął w łazience, a Lana zsunęła spodnie i w koszulce wbiła się pod kołdrę. Elwin wrócił w samych dresach. Lana spojrzała na jego nagi tors i z uśmiechem powiedziała:
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie możesz być hetero, od razu bym za ciebie wyszła.
Oboje się roześmiali. El położył się obok niej. Łóżko było małe, ale nie stanowiło to problemu. Lana zdążyła już dobrze go poznać i nie miała najmniejszych wątpliwości, że był stuprocentowym gejem. Próbowała sobie wyobrazić, co stałoby się gdyby było inaczej… Może w ogóle by się nie poznali, a on chodziłby na siłownię, zamiast co sobotę robić sobie kąpiel z dodatkiem olejków, których nazw nawet nie potrafiła zapamiętać.
Zasnęła prawie od razu i spała twardo aż do rana. Obudził ją El, który próbował bezszelestnie wygrzebać się z łóżka. Nie udało się, otworzyła oczy.
- Sorry… Muszę się zbierać, ale ty możesz spać ile chcesz – próbował właśnie ominąć Lanę i położyć stopę na podłodze, jednak jakimś cudem zaplątał się w kołdrę i runął na ziemie. Dziewczyna roześmiała się i podniosła, patrząc na niego. Ledwo wychyliła się za łóżko, on pociągnął ją za sobą.
- Czasem sam żałuję, że nie jestem hetero – stwierdził, kiedy oboje się śmiali.
Wyszła razem z nim, kiedy szedł do pracy. Na szczęście okazało się, że jego rodziców nie było już w domu. Wracając, sprawdziła telefon, zaciekawiona czy Jamie się nie odzywał. Ostatnio nie robił tego zbyt często, był zbyt pochłonięty Christiną… Przez to spędzali ze sobą mniej czasu niż kiedy mieszkali osobno. No trudno, w końcu musiało do tego dojść.
„Jakiś facet Cię szukał. Czemu ja nic nie wiem?” – takiego smsa od niego dostała. Ups.
„Bo sama jeszcze nie wiem. Co myślisz?” – odpisała szybko. To zaskakujące, że przez jedno zdanie potrafiła wyczuć co naprawdę czuł przyjaciel. Był zły, naprawdę.
„Nie jestem pewien”
Nawet bez emotki? Dziwne, chyba musiał mieć powód żeby tak się wkurzyć… Może Gabriel coś mu powiedział? Na tą myśl aż przystanęła. Jamie nigdy się na nią nie złościł, tak naprawdę nigdy się nie pokłócili... Nawet nie mieliby o co, w końcu byli do siebie tak podobni. Nie zgadzali się tylko w kwestii Christiny, ale to utrzymywała w tajemnicy. Może właśnie to mu powiedział Gabe?
Zaczęła nerwowo spacerować po chodniku, wybierając jednocześnie numer Gabriela. Odebrał od razu, ale z pewnością nie spodziewał się takiego pytania.
- Powiedziałeś coś Jamiemu? – nawet się nie przywitała. Myślała tylko o tym, dlaczego przyjaciel był na nią zły.
- Co? – zapytał zdziwiony.
- Cokolwiek?
- Nie… Zapytałem tylko czy coś do siebie macie…
- Oszalałeś? Jakbyśmy mieli, to nie zaczynałabym z tobą. Naprawdę masz mnie za jakąś dziwkę? – wkurzyła się i po prostu rozłączyła. Jeśli mówił prawdę, Jamie nie miał powodu do złości… To tylko pytanie. Będzie musiała go o to zapytać.
Trochę się uspokoiła, a przez resztę drogi rozmyślała nad tym jak bardzo poruszyło ją rozgniewanie Jamiego. Przez chwilę była naprawdę przerażona… A kiedy weszła do mieszkania, poczuła z kolei wyrzuty sumienia w stosunku do Gabriela. Źle go potraktowała. Pomijając wczorajszą scenę zazdrości, nie zrobił nic złego.
Mieszkanie było puste. Krzątała się dobrą godzinę, wciąż żałując telefonu do Gabe’a. Musiała go przeprosić. Ta zazdrość nie była w końcu taka zła... Potwierdzała to, że mu zależy, a przecież o to jej chodziło. Chciała mieć kogoś dla kogo będzie najważniejsza... A Gabriel był idealnym kandydatem, skoro była jedyną bliską mu osobą w całym mieście.
Dwie godziny później okazało się, że Jamie albo nie byłzły, albo po prostu mu przeszło. Wszedł do mieszkania witając ją szerokim uśmiechem. Odłożył dużą tubę, w której nosił rysunki i opadł na kanapę obok Lany. Od razu odpalił dwa papierosy, tak jak zawsze.
- No, to teraz musisz wszystko mi opowiedzieć.
I opowiedziała. Wszystko, jak paliła z nim trawkę, jak siedziała w celi, jak przyjechał, jak u niego zasnęła...
- I niczego nie próbował?! - zdziwił się Jamie, a ona walnęła go pięścią w ramię - no dobra, może wcale nie jest taki zły...
Rozmawiali o wszystkim, tak jak kiedyś. I znów było dobrze. Mogła mu o wszystkim powiedzieć... A kiedy skończyła, on opowiadał jej o Christinie.
- Jest spoko... Ma ciekawe podejście do życia, nie myśli co będzie jutro... Chociaż czasami poważnie mnie wkurza, chce się rządzić. Straszna zazdrośnica.
Lana skwitowała to śmiechem, chociaż dobrze wiedziała co miał na myśli. W końcu pokazała się jej od tej strony... Ale tego nie zamierzała mu mówić. Skoro on był zadowolony, nie zamierzała krytykować jego wyboru.
Spędzili razem całe popołudnie. Gotowali, jedli, śmiali się. Później dołączył do nich Ted. Prawdziwe zaskoczenie czekało ją jednak wieczorem. Z chłopakami nie miała nawet czasu by pomyśleć o przepraszaniu Gabe'a... I nagle zadzwonił. Przez chwili się wahała, a Jamie śmiał się patrząc na jej rozterki. W końcu wcisnęła zieloną słuchawkę, spodziewając się kazania.
- Zejdziesz na dół?
Czy miała jakiś wybór? Nie, żeby nie była ciekawa... Jamie stał obok, szczerząc się. Oczywiście wszystko słyszał. Kiedy się rozłączyła, złapał za zamek jej bluzy i rozsunął go aż do stanika. Chyba nie spodziewał się, że pod spodem miała tylko stanik, jednak niewzruszony tak zostawił.
- Do boju, dziewczyno - zaśmiał się. Obrzuciła go karcącym spojrzeniem i poprawiła zamek, ale tylko odrobinę...
Gabriel czekał przed wejściem do bloku. Kiedy tylko ją zobaczył, wyciągnął do niej rękę z różą. Otworzyła usta z wrażenia.
- Przepraszam, kawał ze mnie chama - powiedział skruszony.
Lana wzięła różę, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Żartował sobie?
- Ale... To ja miałam przeprosić - powiedziała nie bardzo wiedząc jak zareagować.
- Moja wina, przyznaję się - wzruszył ramionami, a ona parsknęła śmiechem i po prostu go przytuliła.
Zaprosił ją do kina, później postawił kolację... I zapanował spokój.
Tym razem naprawdę długa przerwa... Wybaczcie ;<
No i wszystkiego najlepszego w walentynki dzióbaski :*