sobota, 5 września 2015

Rozdział dwudziesty siódmy - dobre rzeczy, czekam!

    - Nie wiedziałam, że wróciłeś - powiedziała kiedy w końcu się od siebie odsunęli.
    - Jak miałem nie wrócić, kiedy się nie odzywałaś? Emi powiedziała, że nie było Cię w szkole. Dzwoniłem milion razy, byłem u ciebie, Kim powiedziała, że nie wie gdzie jesteś. W mieszkaniu są Twoje rzeczy... Cholera, myślałem, że coś się stało! - był wyraźnie wkurzony. Właściwie pierwszy raz był na nią zły.
    - Przepraszam, miałam trochę kłopotów... - powiedziała i nie mogąc się powstrzymać zwyczajnie się roześmiała - strasznie się cieszę, że jesteś!
    Nie potrafił się na nią gniewać. Zresztą, złość szybko przeszła, kiedy tylko upewnił się, że wszystko jest w porządku.
    - Chodź, idziemy na śniadanie - powiedział obejmując ją ramieniem - prowadź. Co się dzieje, dlaczego nie mieszkasz w domu?
    - Jim nie może na mnie patrzeć... Ktoś przysłał mu te wszystkie zdjęcia, teraz myśli że jestem kompletną zdzirą. A ja zaczynam się zastanawiać, czy nie jestem...
    Przez całą drogę do małego baru słuchała jak Jamie prawi jej kazania próbując wybić z głowy takie myśli. Kiedy zaczęli jeść hamburgery, rozmowa zeszła na jego plener.
    - Wiem, mało się odzywałem, ale strasznie dużo się działo. Malowanie, imprezy...
    - I dziewczyny - dodała Lana śmiejąc się głośno i omal nie upuszczając jedzenia - Ted mówił, że nie mogłeś się od nich opędzić.
    - Też nie mógł, nagle wszystkie chciały zapisać się do niego na tatuaż i to czasem w naprawdę kosmicznych miejscach - parsknął śmiechem - ale szybko dały spokój, bo w kółko jęczał za Emi.
    - Dalej? - zdziwiła się, przypominając sobie ostatnie wybryki Emilki. Właściwie nie bardzo wiedziała co się działo, czy wróciła do Mike'a, czy nie.
    - Jak wariat, chyba poważnie zbzikował na jej punkcie.
    - Emi ostatnio dziwnie się zachowuje, chyba kręci z tym kolesiem, który ją rzucił... W sylwestra? Pamiętasz?
    - Żartujesz.
    - Twierdzi, że teraz to co innego - Lana wzruszyła ramionami i pochłonęła kolejny kęs - ale opowiedz mi o tych Twoich laskach.
    - Głównie jedna. Mieszka parę kilometrów dalej, ale kto wie, może coś z tego będzie... Polubisz ją.
    Spojrzała na niego zaskoczona. Poznał dziewczynę i nawet nic jej o tym nie napisał. Był aż ta zajęty? Wcześniej potrafił mówić, że po prostu zobaczył jakąś fajną. Nie zamierzała robić mu wyrzutów ani nic z tych rzeczy... Po prostu uśmiechnęła się i przepiła hamburgera kawą.
    Wakacje się skończyły, musiała wrócić i uporać się z problemami. Gdyby nie Jamie, pewnie przeciągałaby to jeszcze kilka dni. Od razu powiedział, że będzie mieszkała z nim i Tedem, a kiedy zaczęła mówić, że niedługo coś sobie znajdzie, przerwał jej i nie pozwolił ciągnąć tego tematu.
    Wrócili do starego domu Lany, gdzie chłopak porozglądał się z ciekawością. Ona w tym czasie znalazła dużą kopertę i napisała na niej „SŁODKI GABRIEL”. Do środka wsunęła kartkę na której podała swój numer telefonu i krótki dopisek:


"Musiałam wracać, chociaż kucyka raczej nie dostanę. Gdybyś był w okolicy, dzwoń ;)"


    - Właściwie skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała wchodząc do swojego pokoju, w którym był Jamie.
    - Nie było łatwo. Od Emi dowiedziałem się o jakimś Elwinie, w końcu znalazłem go w necie, w Twoich znajomych. Powiedział mi, że cię tu zostawił.
    - El jest spoko. Przyjechał ze mną, chociaż wcale o to nie prosiłam.
    - Nie jest czasem gejem?
    - Skąd wiesz? - zaśmiała się zdziwiona.
    - Oglądnąłem zdjęcia. Na niektórych miał pomalowane oczy, zresztą... To widać. Ciuchy i tak dalej.
    - Jest gejem - przyznała siadając na łóżku, kiedy Jamie z ciekawością przyglądał się książkom na półce.
    - "Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus" - Jamie rozbawiony czytał kolejne tytuły - "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy", "Toksyczni rodzice"...
    - Ooo, daj to! - powiedziała nagle Lana, myśląc o Gabrielu. Jamie podał jej książkę, śmiejąc się - serio? Więc dlaczego kochamy zołzy?
    - Bo ja wiem? Czytałam to wieki temu. Zresztą, widocznie nic nie dały, skoro jestem singielką i to uznaną za rozwiązłą. Poznałam ciekawego kolesia, może mu się przydać.
    Wskazała na książkę i zaraz wstała. Teraz, kiedy już na pewno wracała, nie chciała przedłużać pobytu.
    - To przez tego kolesia nie chciałaś wracać, tak? - zaśmiał się chłopak, przyglądając się jak blondynka zbiera rzeczy porozrzucane po pokoju.
    - Poznałam go wczoraj - parsknęła śmiechem. Po akcji ze zdjęciami zdecydowanie nie szukała kolejnych znajomości, a fakt, że przyjaciel ją o to podejrzewał tylko bardziej ją rozbawił - uświadomił mi, że ludzie mają gorsze problemy niż ja.
    - Nie przejmuj się mała, Jimowi szybko przejdzie.
    - Wątpię. Muszę pozabierać rzeczy i Vincenta. Nie będzie wam przeszkadzał? - zmartwiła się. Uwielbiała swojego kota i nie chciała go zostawiać, a nie wiedziała przecież gdzie będzie mieszkała. Szkołę kończyła początkiem kwietnia, czyli został jeszcze miesiąc. Dopiero wtedy będzie miała szansę znaleźć jakąś pracę żeby opłacić mieszkanie.
    - No coś Ty, przecież sam Ci go dałem. Chodź, zwijamy się. Ubierz się ciepło.
    Sam narzucił czarną kurtkę, ubrał ciemnoniebieskie glany i ruszył do motoru. Lana w ślad za nim wsunęła swoje glany - podobne do jego, również niebieskie. Kupili je razem, wspominając, że kiedy się poznali, mieli identyczne trampki. Trudno się dziwić, że wszystko jej o nim przypominało, gdy był na plenerze...
    Zanim opuściła dom, położyła na wycieraczce kopertę, a na niej książkę. Miała nadzieję, że Gabriel będzie pierwszym, który ją znajdzie... W innym razie pewnie już nigdy na siebie nie wpadną. Z drugiej strony, nawet jeśli ją znajdzie, to skąd pewność, że nie wyrzuci jej numeru do najbliższego kosza? Postanowiła podjąć to ryzyko. Później pobiegła do motoru, gdzie przyjaciel czekał już na nią z kaskiem.
    Powrót nie był tak ciężki jak się obawiała. Kolejne dni minęły spokojnie. Jamie pomógł Lanie pozabierać rzeczy z domu, kiedy Jima i Kim nie było. Odchodząc, zostawiła swój klucz na blacie w kuchni. Było trudno, zdążyła przywyknąć do myśli, że to jej dom... Później było już lepiej. Ciągle była w otoczeniu przyjaciół. Elwina odwiedziła już w dzień powrotu. On wyściskał ją, wypytał o wszystko, łącznie z kolorem oczu Gabriela. Lana zdziwiła się, że dokładnie pamiętała, jaki odcień zieleni miały. Kiedy przyjaciel oddał jej telefon, czekał ją mały szok. 47 nieodebranych połączeń od Jamiego, 12 od Teda, 14 od Emi. Jim nie dzwonił.
    Lana wróciła do szkoły, co było całkiem pokrzepiające, przynajmniej kiedy miała już za sobą rozmowę z Emi. Znowu musiała opowiadać o tym co się stało i gdzie była przez kilka ostatnich dni. A Emilka, jak to ona, szybko przeszła do wypytywania o Gabriela.
    - Razem w celi? Nie żartuj! I co robiliście? Opowiedz mi wszystko!
    - Emi, błagam cię. Co według ciebie można robić w celi?
    - Mnóstwo rzeczy. Ciemno, zimno, stres... Trzeba jakoś rozładować napięcie.
    Lana roześmiała się głośno, nie wierząc własnym uszom. Emi mówiła całkowicie poważnie, zupełnie jakby przyjaciółka wróciła z pierścionkiem zaręczynowym. A ona nawet nie pamiętała jak się nazywał.
    - Wiem, że uwielbiasz romanse, ale takie historie nie zdarzają się w prawdziwym życiu - skwitowała Lana.
    - Możliwe - westchnęła Emi, wzruszając ramionami. Chociaż nigdy nie powiedziała ani jednego słowa na temat jej relacji z Tedem, Lana doskonale wiedziała, że coś było na rzeczy. Ted nie potrafił ukryć swojej fascynacji, nie było dnia by o nią nie pytał, a Emi unikała kontaktu, jakiegokolwiek. Nie przychodziła do nich tak jak kiedyś, wymigiwała się od spotkań... A Lana szybko doszła do wniosku, że powodem tego mogło być tylko uczucie do Teda. Dlaczego? To proste. Emilka nigdy nie przejmowała się, kiedy ktoś się wokół niej kręcił. Było mnóstwo takich facetów. Nie widziała problemu w tym, by mówić prosto z mostu, że nie jest zainteresowana. A teraz nagle bała się spojrzeć chłopakowi w oczy?
    Lana nie rozumiała w czym tkwił problem. Ted był świetny, świata nie widział poza Emilką... A ona wolała spotykać się z tym gburowatym Mickiem, twierdząc przy tym, że to tylko luźna znajomość. Nie poruszała jednak tego tematu, dopóki Emi sama nie chciała o tym rozmawiać. Sama wiele by dała, żeby ktoś tak szalał na jej punkcie. A ona co miała? Markusa i Roya, którzy rozsyłali jej zdjęcia na prawo i lewo.
    Minął tydzień, podczas którego nic się nie zmieniło. Jim się nie odzywał, a Lana zaklimatyzowała się w mieszkaniu chłopaków razem z Vincentem. Jamie trzy wieczory spędził z tajemniczą dziewczyną, poznaną na plenerze, jednak nie przyprowadzał jej do mieszkania. Mówił, że wkrótce to zrobi. W efekcie Lana sporo czasu spędzała z Tedem. Przyglądała się mu, kiedy projektował coraz to nowe tatuaże. Podziwiała chłopaków za talent i zaangażowanie. Ted długie godziny spędzał dopracowując wszystkie szczegóły. Lana z braku laku, przeglądała jego projekty. I tak znalazła kartkę z precyzyjnie narysowanymi japońskimi znakami wraz z tłumaczeniem: "Dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy na nie czekają". Może coś w tym było? Lana zdawała sobie sprawę, że była pesymistycznie nastawiona do świata. Ciągle martwiła się tym co będzie i szczerze nie spodziewała niczego dobrego, szczególnie wtedy. Mama na odwyku, ojciec nie chciał jej znać, nie miała swojego miejsca...
    - Ted, wytatuuj mi to - powiedziała nagle stanowczo, przekonana w stu procentach. Będzie to sobie powtarzała, codziennie. I będzie czekała na dobre rzeczy, musi.
    - Co? - zapytał nie bardzo wiedząc o co chodzi.
    - To. Teraz - uśmiechnęła się szeroko - zapłacę.
    - Jesteś szalona - chłopak roześmiał się spoglądając na nią, zupełnie nie wzruszony tym, że grzywka opadła mu na oko.
    - Chyba tak - wzruszyła tylko ramionami. Wiedziała, że nie będzie musiała go prosić. Bez słowa sprzeciwu wstał, zabrał tylko klucze do domu i dygnął lekko, przepuszczając ją w drzwiach. Był rozbawiony, a kiedy godzinę później zaczynał kuć wewnętrzną stronę jej przedramienia, skwitował tylko:
    - Chyba wiem dlaczego Jamie tak cię uwielbia. Jesteście tacy sami.
    Byli sami w niewielkim studiu, w którym Ted pracował. Szczerze, niespecjalnie pasował do tego miejsca. On nawet nie miał żadnej dziary, przynajmniej Lana nic o tym nie wiedziała. No ale nie wszystkie części jego ciała miała okazję oglądać. Postanowiła zapytać o to Jamiego.
    Gdy pracował nad ostatnim już znakiem, dziewczyna usłyszała dźwięk smsa. Nie mogła uwierzyć, kiedy przeczytała jego treść:
    "Znajdziesz chwilę dla toksycznego znajomego z celi? Za dwie godziny będę na dworcu"

4 komentarze:

  1. Nareszcie!
    Fajny rozdział.
    TEŻ CHCĘ TATUAŻ!
    Toksyczny znajomy z celi... Coś się kroi? :D
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och <3
    Tyle szczęścia w jednym rozdziale :)
    Czy tylko ja chcę Lane i pana
    Jamiego :D Razem ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski!
    Chcę Lanę i Jamiego razem! :D
    Byliby świetną parką ;)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń