Było
zimno, kiedy stała na dworcu wypatrując Gabriela. Co ona tam właściwie robiła?
Poczęstował ją trawą i przez to spędziła noc w areszcie... A teraz czekała na
niego, mimo, że było już po 22. Nie miała pojęcia, gdzie chłopak mógłby się
ulokować, choćby na parę dni. Może nawet zaprosiłaby go do siebie, gdyby nie
fakt, że takiego "siebie" nie posiadała.
- Bu - usłyszała niski głos tuż
przy uchu, tak że prawie podskoczyła i w ułamku sekundy się odwróciła. Gabriel
stał zaraz za nią. Musiała przyznać, że wyglądał lepiej niż ostatnio. Nie było już
znoszonego dresu, tylko czarne dżinsy i skórzana kurtka. Na ramieniu miał sporą
torbę.
- Cholera, Gabe!
- Miałem nadzieję na trochę
lepsze powitanie - parsknął śmiechem.
- Co tu robisz?
- Rzuciłem wszystko - wzruszył
ramionami - zaczynam od nowa, więc równie dobrze mogę zacząć tu.
- Tylko co teraz? - zapytała
nieco skołowana - jest późno.
- Spokojnie, wynająłem pokój,
tylko nie bardzo wiem gdzie to jest... Muszę odebrać klucze u jakiegoś kolesia,
mieszka niedaleko.
I rzeczywiście, 10 minut później
stali już pod blokiem. Lana przysiadła na ławce i odpaliła papierosa, kiedy on
zniknął wewnątrz budynku. Nie zdążyła spalić nawet połowy, kiedy wrócił. Usiadł
obok niej i po prostu zabrał jej papierosa, wyciągając z jej ust.
- Nie powinnaś tyle palić,
wiesz? - zapytał i sam mocno się zaciągnął.
- Na szczęście za fajki nie
zamykają - parsknęła śmiechem.
- Poznaliśmy się w kiepskich
okolicznościach. Teraz zapraszam cię na... nie wiem co, spotkanie, randkę, czy
cokolwiek chcesz. Pizza?
Tutaj porządnie ją zaskoczył.
Myślała, że po prostu spakował się i przyjechał, bez niczego. A on zdążył
znaleźć pokój i jeszcze zapraszał ją na pizze... No chyba, że zaproszenie
polegało na tym, że ona miała zapłacić.
- Nie mam kasy - przyznała
całkiem szczerze. Musiała oszczędzać, jeśli miało wystarczyć na jedzenie nie
tylko dla niej ale i dla kota, który też sporo kosztował.
- Ja mam - powiedział krótko i
uśmiechnął się unosząc lewy kącik ust.
- Jesteś pewny? - zapytała. Nie
chciała pogarszać jego i tak już nieciekawej sytuacji.
- Jestem - powiedział rozbawiony
jej troską. Wstał, zarzucił sobie torbę na ramię i razem z nią ruszył
chodnikiem. Wyglądał lepiej niż wcześniej. Nawet nie chodziło o ubrania, ale o
te uśmiechy. Miała wrażenie, że były zupełnie szczere, zupełnie inne od tych,
które poznała tydzień temu. I zdecydowanie bardziej jej się podobały...
Myślała, że wstąpią do jakiegoś
przeciętnego baru po drodze. Tym większe było jej zdziwienie, kiedy Gabriel
zatrzymał się przed sporą restauracją. Szczerze, prędzej spodziewałaby się, że
Jim przyjdzie ją przeprosić, niż że wyląduje tego dnia na randce z Gabem w
drogiej restauracji. Nie myślała o tym jak o randce, dopóki nie usiadła przy
stole przybranym białym obrusem, przyozdobionym dwiema białymi świecami.
Wokół panował półmrok, w tle
słychać było cichą, wolną muzykę. Lana zastanawiała się jak to się stało, że
nie chcąc wchodzić już w żadne relacje damsko-męskie, wylądowała na randce
ociekającej romantyzmem. Później zastanawiała się dlaczego Gabriel nie miał
oporów przed zamówieniem wina i
wybraniem jednej z droższych pizzy. I choć wino i pizza nie bardzo do siebie
pasowały, poczuła się jakoś magicznie. Przyjechał do miasta, w którym był
zupełnie sam, nie mając nic. Nie wiedział, czy znajdzie pracę, czy będzie w
stanie jakoś się urządzić, a mimo to spędzał z nią wieczór, nie pozwalając jej
na niczym oszczędzić.
- Powiesz w końcu, jak się
rozwiązały te Twoje problemy? – zapytał kiedy kończyli już jeść. Ona spojrzała
na niego i po prostu wzruszyła ramionami.
- Nie rozwiązały się. Mieszkam u
przyjaciół. Skończę szkołę i rozejrzę się za jakąś pracą, może mieszkaniem… Nie
wiem.
- Może to lepiej – stwierdził
uśmiechając się pokrzepiająco – będziesz zależna od siebie i żadna kłótnia z
ojcem nie rozwali ci już życia.
Spojrzała na niego i po prostu
się uśmiechnęła. Był pierwszą osobą, która nie powiedziała po prostu, że będzie
dobrze. Wszyscy mówili jej, że Jim na pewno żałuje, że ją przeprosi… Ale
chodziło właśnie o to, że nie była pewna, czy na to czekała. Gabriel poradził
jej podobnie jak ona jemu, gdy mówiła, że musi przestać pomagać rodzicom. Czas
zacząć od nowa. Wcześniej nie pomyślała o tym w ten sposób, ale jechali na tym
samym wózku.
- Wyglądasz ładniej, kiedy nie
masz takiej zmartwionej miny – stwierdził z szerokim uśmiechem. Podobała się
jego nowa osobowość. Wraz z tą zmianą, stał się jakby bardziej przystojny… A może
tylko w jej oczach?
Zastanawiała się, czy to
przypadek, że najlepiej dogadywała się z ludźmi z problemami podobnymi do jej
własnych. W końcu Jamie, który też miał problemy w relacjach z ojcem, prawie od
razu stał się jej najlepszym przyjacielem. A Gabriel, cóż, teraz miała wrażenie
że on najlepiej może ją zrozumieć.
Kiedy zjedli, chłopak zapłacił i
uparł się, że odprowadzi ją do domu. Miło było wracać w jego towarzystwie. Było
późno, wokół panowała cisza. Nawet nie musieli ze sobą rozmawiać. Nie było
niezręcznej ciszy, była po prostu… kojąca. Przy okazji wspomniała o kilku
budynkach, które mijali. Bar, poczta, sklep… I nagle znaleźli się przed
blokiem. Szczerze obawiała się, że będzie chciał ją pocałować, skoro nagle
wymyślił sobie tą randkę. Najpierw miła randka, później pocałunek na dobranoc
przed drzwiami, tak było w prawie każdym filmie.
- Odezwij się, jeśli będziesz
potrzebowała towarzystwa – powiedział po prostu, patrząc na nią z uśmiechem.
- I nawzajem – odparła. W końcu
on zdecydowanie bardziej cierpiał teraz na brak towarzystwa. Dla niej
przeprowadzka była trudna, ale miała wtedy Jima… On nie miał nikogo, znał tylko
ją. Potrzebował jej pomocy, tak sobie wmawiała, żeby nie przyznać otwarcie, że
miała ochotę znów się z nim spotkać.
Wróciła do mieszkania. Ted
oglądał telewizję, siedząc na kanapie na której sypiała, przykryty jej kocem.
Vincent mruczał mu na kolanach. Lana ułożyła się obok niego i od razu napisała
smsa do Jamiego, zaniepokojona tym, że jeszcze nie wrócił. Dostała odpowiedź
prawie natychmiast, nocował u Jenny.
- Chyba poważnie zawróciła mu w
głowie – skomentowała głośno
- Niektórzy mają to szczęście –
stwierdził Ted, a Lana od razu domyśliła się, że miał na myśli Emilkę, która
wciąż była dla niego niedostępna.
Następnego dnia Emi nie pojawiła
się w szkole, co zdarzało się naprawdę rzadko. Jak się okazało, źle się czuła.
Siedząc samotnie, Lana doceniała jak wiele dawała jej obecność przyjaciółki.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, do tego stopnia, że dziewczyna
zastanawiała się czy nie zerwać się wcześniej.
„Potrzebujesz
towarzystwa, albo obiadu?” – ta wiadomość od Gabriela wystarczyła do tego, żeby ją
przekonać.
Tym razem nie zaprosił jej do
drogiej restauracji. Postanowili po prostu zamówić frytki na wynos. Rozsiedli
się z nimi na ławce w parku i wtedy się pochwalił:
- Chyba znalazłem robotę – na widok
jej zdziwionej miny dodał – nic wielkiego, pomocnik mechanika.
- Kurcze, na początek nieźle.
Super, myślałam, że będzie ciężko – przyznała.
- Upaćkałaś sobie nos keczupem –
powiedział rozbawiony.
Miał świetny humor, co i jej się
udzieliło… Jednak nie na długo. Wkrótce rozdzwonił się jej telefon.
- Cześć Emi, co tam?
- Sprawdziłam kalendarz – Emilka
prawie płakała, a Lana nie miała pojęcia o co chodzi – spóźnia mi się
rozumiesz? Nie wierzę, po prostu nie wierzę… Nie wiem co robić, mam straszną
prośbę, kupisz mi test? Albo… Dwa testy. Błagam, nie mogę tak wyjść, zaraz umrę
ze strachu.
Jej głos drżał tak mocno, że
Lana nie mogłaby jej odmówić. Musiała pojechać do niej i ją uspokoić.
Oczywiście zapewniła, że kupi jej testy. Kiedy wyłączyła rozmowę, poczuła, że
kupowanie testu byłoby nieco niezręczne, chyba że…
- Gabe! – popatrzyła na niego z
nadzieją, a on zdziwiony czekał na to co wymyśliła – Zrobisz coś dla mnie?
- Zależy – odparł niepewnie,
powstrzymał się jednak od uśmiechu, widząc jej zatroskaną minę.
- Chodź.
I z tymi słowami zaprowadziła go
do apteki, przed drzwiami wręczyła mu pieniądze.
- Kup dwa testy ciążowe.
Spojrzał na nią jak na wariatkę,
nie wiedząc jak zareagować.
- Co? Tobie?
- A jak myślisz, przecież w tym
areszcie streściłam ci chyba wszystkie szczegóły mojego życia. Nie mnie,
przyjaciółce.
- A, no skoro tak… Jesteś
niemożliwa – nie mogąc się powstrzymać, zaśmiał się i zaraz zniknął za
drzwiami. Po powrocie wręczył jej dwa opakowania – warto było dla samego
spojrzenia tej babki. Oj jestem złym facetem…
- Dzięki. Mój ojciec jest trochę
zbyt znany, wolę nie ryzykować. Już i tak ma mnie za zdzirę.
- To co, jedziesz do niej?
- Tak, sorry, przełożymy to na
kiedy indziej?
Będąc u Emi, Lana zaczęła
panikować prawie tak bardzo jak ona. Pocieszała ją, mówiąc że spóźniony okres
jeszcze niczego nie oznacza. Ale Emilka, jak to ona, krążyła po pokoju
wymyślając najczarniejsze scenariusze. W końcu zniknęła za drzwiami łazienki i
pojawiła się z testem w dłoni. Położyła go na stole i usiadła na kanapie obok
Lany. Schowała twarz w dłoniach, czekając aż minie najdłuższe dwie minuty w jej
życiu.
W ciąży...?
OdpowiedzUsuńAha, jeszcze nie wiadomo na pewno.
Ale... Tu jest dobra okazja, żeby Ted wkroczył na scene! Może w końcu Emi się opamięta i doceni to co ma pod nosem.
Gabriel. Jak ja go lubię! Jest spoko i piszę to z ręką na sercu. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie :)
Pozdrawiam