-
Ile jesteś w stanie zrobić dla dobrej oceny? – Markus patrzył na nią z tym
perfidnym uśmiechem. Był piątek, ostatni dzień przeznaczony na wystawianie
ocen. Lana dobrze wiedziała, że jeżeli nie dostanie pozytywnej oceny, z matury
nici. Byli sami w pustej klasie, lekcje już się skończyły.
-
Jestem w stanie opowiedzieć dyrekcji o związku z nauczycielem. Z pikantnymi
szczegółami – odparła hardo. Nagle zniknął strach, który czuła od chwili gdy
poprosił ją o zjawienie się po lekcjach. Nie wiedziała czego mogła się po nim
spodziewać. Ale teraz czuła tylko złość. Co takiego robiła, że wszyscy
mieli ją za dziwkę? Ona nawet paznokci nie malowała, do cholery.
-
Dobra dobra, mała. Chyba ci odpuszczę… Powinnaś się cieszyć, że masz takiego
upartego braciszka – powiedział wprowadzając ją w kompletne oszołomienie. Czy
to oznaczało, że Roy postanowił na nowo stać się dobrym bratem?
-
Co? – zapytała tylko, nie wiedząc jak zareagować.
-
Chyba miałem nie mówić – zaśmiał się cicho i w końcu zrobił to na co od dawna
liczyła. Przy jej nazwisku w dzienniku wpisał długopisem 3. Było nawet lepiej,
była pewna, że będzie miała dwóję – to co, całus na pożegnanie?
Było
po wszystkim, ostatni raz znosiła jego widok. Jak najszybciej opuściła klasę, a
na korytarzu szeroko się uśmiechnęła.
„Chyba
uda mi się skończyć liceum ;)” – napisała od razu do Jamiego, a później to samo
wysłała do Gabriela.
Odpisy,
które dostała, świetnie pokazywały odmienne osobowości chłopaków.
Jamie:
Nareszcie! Słońce, tylko Ty potrafisz wdać się w romans z nauczycielem i nie
wyjść z tego z szóstką ;D
Gabriel:
Ten drań w końcu odpuścił? Powinien dostać za swoje po tym wszystkim
Lana
westchnęła, opuszczając szkołę. Jamie tryskał optymizmem, cieszył się, że miała
to z głowy, a Gabriel szukał zemsty. Od tamtego pocałunku minęło kilka dni,
ciągle ze sobą pisali, ale nie mieli okazji się spotkać. Dziewczyna próbowała
poukładać to sobie w głowie. Doszła tylko do jednego wniosku – nie było sensu
się opierać. Wystarczyło, że wspomniała tą chwilę, a już dostawała gęsiej
skórki. No i ostatecznie ciągle była to jej tajemnica i nikt nie powie jej, że
zachowuje się jak dziwka. Wtajemniczony był tylko Elwin, ale on był ostatnią
osobą, która mogłaby posądzić ją o rozwiązłość. Potwierdziły to jego słowa,
kiedy godzinę później weszła do kawiarni.
-
Rozpracowałaś już tego faceta? Opowiedz mi każdy pikantny szczegół! – uśmiechał
się, pokazując rząd idealnie równych i białych zębów. Ona usiadła na stołeczku
przy ladzie. Nie musiała prosić o kawę, od razu zaczął ją parzyć.
-
El, opamiętaj się, podobno jestem Twoją dziewczyną – zaśmiała się – powinieneś
zrobić mi scenę zazdrości
-
Skarbie, żaden nie może się ze mną równać – roześmiał się.
Postawił
przed nią kubek, po czym oparł się łokciami o blat i nieco spoważniał.
-
Wiesz kto mnie wczoraj odwiedził?
-
Jakiś gorący blondyn o niebieskich oczach?
-
Tak, tyle, że nie gorący. Roy. Przepraszał, mówił nawet, że jest kompletnym
durniem… Chyba faktycznie się opamiętał.
-
Człowiek zagadka. Twierdzi, że to nie on wysłał te zdjęcia Jimowi. I chyba
przekonał Markusa, żeby dał mi spokój.
-
Nieźle. Zobaczymy co jeszcze wymyśli – chłopak zaśmiał się i od razu dodał –
może jakieś prezenty?
Przez
pracę Elwina coraz częściej spotykali się w tej kawiarni, zamiast spędzać
wspólnie wieczory. Jamie zaplanował weekend z Christiną, Ted jechał do
rodzinnego domu… Lana myślała o dołączeniu do Gabriela w warsztacie. Poważnie
zabrał się za ratowanie tego samochodu. Pracował przy nim codziennie, czasem do
późnego wieczora, a wolną sobotę przeznaczył na to od rana. To ciekawe, że do
chłopaków ciągnęło ją głównie wtedy, kiedy przyjaciele mieli swoje plany… Aż
strach pomyśleć co by się działo gdyby została sama, bez nich. Rozbawiła ją ta
myśl, ale wcale nie zniechęciła. W sobotnie południe opuściła puste mieszkanie
i miejskim autobusem dotarła do warsztatu. Wcześniej wstąpiła jeszcze po frytki
dla Gabriela i kawę dla siebie.
Gabriel
grzebał w silniku, kompletnie zaaferowany. Nie zauważył, że zatrzymała się
nieco za nim, obserwując jak pracował. Uśmiechała się lekko, chociaż zupełnie
nie wiedziała co sprawiało, że ją kręcił. Może to, że był najzwyklejszym w
świecie chłopakiem? Nie łączyło ich nic nadzwyczajnego, nie był starszym,
mówiącym po francusku nauczycielu, ani tajemniczym bratem… „Zwyczajność” dawała
poczucie bezpieczeństwa. Nie było nic, co mogłoby im przeszkodzić. On był
całkowicie sam, więc nie było obawy, że jego rodzina jej nie polubi. Zresztą u
niej było obecnie identycznie. Pozostawał jej tajemnicą, więc nikt nie mógł
skrytykować jej działania. Mogła robić co chciała… Pytanie tylko, co chciała?
„To
był tylko jeden pocałunek!” – upomniała się w myślach, kiedy zdała sobie sprawę
jak daleko wychodziła w przyszłość.
-
Cześć – powiedziała już na głos, a kiedy odwrócił się i obdarzył ją tym swoim
niezwykle szerokim uśmiechem, podała mu frytki.
-
Jesteś aniołem – powiedział, ale zamiast zabrać paczkę z jedzeniem, chwycił jej
nadgarstek. W jednym momencie okazało się, że niepotrzebnie godzinami
rozmyślała o znaczeniu tamtego pocałunku… Bo ten, który nastąpił teraz,
potwierdził, że to było naprawdę „coś”. I kolejny raz przekonała się, że nie
było sensu się opierać. Może nie potrafiła kierować się rozumem…
W
jednej dłoni wciąż ściskała papierową torbę, w drugiej kubeczek kawy, dlatego
jedyne co mogła robić to odpowiadać na jego pocałunek. Lubiła, kiedy ją
całował. Był czuły i delikatny, każdy jego gest pokazywał, że naprawdę cieszył
się z jej bliskości. Czuła się potrzebna i to było chyba najważniejsze.
-
Fajnie, że jesteś – powiedział kończąc pocałunek, ale wciąż obejmując ją w
pasie.
A
może to wszystko było zaplanowane? Może przyjechał tu dokładnie w tym celu?
Wątpiła w to, bo kto mógłby rzucić wszystko tylko ze względu na nią… Nie, w to
nigdy by nie uwierzyła. A może była po prostu łatwa? Może, ale nie mogła
odpuścić, bo co jeśli to dzięki niemu mogłaby być szczęśliwa? Był zupełnie sam,
a ona potrzebowała kogoś, dla kogo byłaby najważniejsza na świecie.
W
końcu odsunęli się od siebie, a Gabriel zabrał się za jedzenie. Oparł się o
otwartą maskę samochodu i niemal pożarł wszystkie frytki.
-
Chyba nieźle zgłodniałeś – zaśmiała się
-
Nie jadłem śniadania. Dzięki – uśmiechnął się, a Lana poczuła przyjemne ciepło.
No właśnie, była potrzebna!
-
No dobra, a może mogę coś zrobić przy tym gracie? – zapytała, patrząc na
starego vana, który wciąż był w opłakanym stanie.
-
Nie doceniasz go. Dostał już nowy silnik, chodzi jak marzenie. Dzisiaj skończę
robić przy wnętrzu, później ogarnę wygląd.
- Lubisz się w to bawić, co?
W odpowiedzi tylko się
uśmiechnął.
- To co, mogę coś zrobić? –
zapytała, choć nie miała najmniejszego pojęcia jak to wszystko działa.
- Możesz. Siedzieć i pachnieć.
Chociaż w sumie… Może pomalujesz drzwi?
Chwilę później dostała do ręki
jakiś dziwny pistolet. Gabe pokazał jej co ma robić a ona starała się to
powtarzać. Pracowali razem do wieczora. Kiedy zrobiło się ciemno, samochód był
w połowie pomalowany. Gabriel gestem zaprosił ją do wnętrza samochodu, gdzie
wciąż były stare siedzenia, ułożone rzędami. Zupełnie jak w starych filmach…
- Wyciągnę siedzenia i zrobię
takie małe mieszkano. Podróżne.
- I wtedy… Jedziemy w podróż? –
zapytała z uśmiechem, zafascynowana tą wizją.
- Możemy wyjechać na próbę.
Jeszcze tylko skończymy to malowanie i trzeba będzie sprawdzić jak sobie radzi
na drodze.
- Serio? To malujemy –
powiedziała i nie czekając na odpowiedz wyszła z samochodu. Złapała pistolet i
zaczęła malować bok. Szło jej całkiem nieźle, wprawiała się. Gabriel patrzył na
nią śmiejąc się.
- Ja to zrobię – zabrał jej
sprzęt i dodał – a ty skocz po jakąś kolację.
Poza krótką chwilą, kiedy jedli,
cały czas pracowali. Samochód był gotowy dopiero po drugiej w nocy.
- Chyba strasznie zmarzłaś –
powiedział, kiedy opuszczali warsztat. Złapał ją za rękę, która rzeczywiście
była bardzo zimna.
- Trochę. Ale było warto –
uśmiechnęła się, a on przygarnął ją do siebie. Idąc obejmował ją, chcąc ją
ogrzać.
- Zabieram cię do siebie.
Nie spierała się. Właściwie nie
chciała wracać do pustego mieszkania. Z drugiej strony obawiała się, czy
Gabriel nie będzie oczekiwał czegoś więcej… Okazało się, że nie. Było tak samo,
jak za pierwszym razem, z tą różnicą, że leżąc już w łóżku, przytulił ją do
siebie.
Niedziela okazała się dniem
przełomowym. Nie z powodu Gabriela, choć był cudowny… Zrobił jej śniadanie i
spędzili naprawdę miły ranek. Przełom nadszedł wraz z dzwonkiem telefonu Lany.
- Cześć – usłyszała niepewny
głos w słuchawce.
- Tata? – zdziwiła się. Dzwonił
z innego numeru, tym bardziej była zaskoczona.
- Raczej kiepski… Strasznie
długo się zbierałem. Dwa razy byłem przed waszym blokiem.
Nie pytała skąd wiedział, gdzie
mieszkała. Chociaż… To było raczej oczywiste, że nie mając dachu nad głową
pójdzie do najlepszego przyjaciela. Nie przerywała, pozwoliła by mówił dalej.
- Zawsze się bałem, że nie dam
rady cię wychować… Potem te zdjęcia… Cholera – plątał się, a Lana dobrze
wiedziała jak ciężko przychodziły mu wyznania – Nigdy nie miałaś we mnie
oparcia, a teraz znowu zawaliłem.
Lana stała z otwartymi ustami,
nie wiedząc co powiedzieć, a Gabriel siedział obok niej, przyglądając się. W
tej odległości dokładnie słyszał wszystkie słowa Jima.
- Wróć do domu, Lana. Przysięgam,
następnym razem zrobię to co powinienem. Zabije kolesia, który to przysłał. Nie
powinienem tak reagować… W Twoim wieku byłem dwa razy gorszy… Cholera, wdałaś
się we mnie.
Nie wytrzymała i po prostu się
zaśmiała. Taak, brakowało jej tych żartów, tego że nie był jak inni ojcowie.
Można było rozmawiać z nim o wszystkim.
- Nie, tato. Będziecie
potrzebowali pokoju dla dziecka. Szkoła się już skończyła, zdam maturę i znajdę
pracę… Poradzę sobie.
- O nie nie nie. Pójdziesz na
studia, a ja ci je opłacę. I rozejrzyj się za jakimś mieszkankiem.
- Nie trzeba…
- Będę wysyłał te pieniądze tak
czy siak – przerwał jej - i wpadnij do nas. Może na obiad?
- W porządku – zgodziła się.
Nagle przestało być ważne, że ją zawiódł. Jak mogłaby zrezygnować z tego, żeby
znowu mieć ojca?
Wyszczerzyła się do Gabriela, ale
mina od razu jej zrzedła, kiedy zorientowała się, że jemu wcale nie było do
śmiechu.
- Nie rozumiem jak możesz tak
się cieszyć. Olał cię, musiałaś radzić sobie sama, bez kasy, a teraz cieszysz
się jak małe dziecko.
- Co? – jej brwi powędrowały w
górę – on zawiódł mnie, a ja jego, przecież można to jeszcze naprawić.
- Jaasne, może i tak, ale żeby
od razu pędzić do niego w podskokach? Jesteś naiwna.
Nie wiedziała czy większy był
szok, czy złość która w niej eksplodowała. Gwałtownie odstawiła kubek z kawą.
- To moja sprawa – stwierdziła tylko,
ostatkami sił starając się zachować zimną krew.
- Ale ktoś powinien powiedzieć
ci, że źle robisz.
- Tak, bo w relacjach z
rodzicami jesteś specjalistą! – parsknęła oburzona, wstając. W mgnieniu oka zebrała
swoje rzeczy, ubrała buty i złapała wiszącą na wieszaku kurtkę. Gabriel patrzył
na nią niby spokojnie, ale miało się wrażenie jakby w każdej chwili mógł
wybuchnąć.
- Ja przynajmniej potrafię żyć
bez tatusia i jego kasy.
- Świetnie, więc żyj sobie sam,
a ja pobiegnę w podskokach do swojego tatusia!
Nie wiedziała, czy coś na to
odpowiedział, bo po prostu trzasnęła drzwiami. Na przystanek szła wciąż
rozgniewana. Kiedy tam dotarła, nieco ochłonęła i uświadomiła sobie, że chyba
po raz pierwszy wdała się w taką kłótnie. Zawsze potrafiła zachować spokój. Chyba nikt tak jej nie wkurzył.
Pojechała od razu do Jima, a on
od razu ją uściskał. To przekonało ją, że to ona miała rację, a nie Gabriel. Na
początku było trochę niezręcznie. Jim zabrał ją do kuchni i zaparzył jej kawę.
- Więc… Jak szkoła? Wszystko
zaliczyłaś?
- Tak, w porządku.
- Ogarnęłaś już, co chcesz
studiować?
- Jak na razie, nic nie
planowałam.
- A co u Jamiego? – dopiero przy
tym pytaniu oboje się rozluźnili. Lana opowiedziała mu o nowej, zołzowatej
dziewczynie Jamiego. Oczywiście nie wspominała o ciąży Emilki, ale powiedziała
o tym jak Ted ciągle za nią szaleje. I nagle było tak jak dawniej. Później
pojawiła się Kim ze znacznie większym brzuchem. Ona też uściskała Lanę,
wyraźnie ciesząc się na jej widok. Razem zjedli obiad, a później siedzieli i
rozmawiali przez kilka godzin. O wszystkim. O maturze, studiach, mieszkaniu…
Wieczorem czekała kolejna
niespodzianka. Lana była pewna, że wróci do pustego mieszkania. Jamie ostatnio
rzadko tam nocował, a Ted miał wrócić późnym wieczorem. Tymczasem już w progu
uderzał zapach smażonego mięsa i ostrych przypraw.
- Lenny! – krzyknął radośnie
Jamie – już myślałem że nie przyjdziesz. Kidy ostatnio coś razem jedliśmy? Jesteś
coraz chudsza.
- Co jest, pokłóciłeś się z
Christiną? – zdziwiła się, choć jego dobry humor na to nie wskazywał.
- Nieee, no coś Ty, ale ile
można? Stęskniłem się za Tobą.
Zaśmiała się wesoło i pozwoliła by
mocno ją objął i zakręcił dookoła.
- Zrobiłem kolacje, zaraz
przyniosę, a Ty odpalaj seriale.
Czyżby życie zatoczyło koło i
znów miało być tak jak dawniej?
Cześć! Jest i rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoje się, że ta sielanka nie potrwa zbyt długo i skończy się wcześniej niż się zaczęła.
Fajnie, że Jim przemyślał wszystko i pierwszy wyciągnął dłoń.
Nie rozumiem tylko Gabriela. No bo... Wszystko fajnie i wgl a tu wyskakuje na nią jakby był zazdrosny...
Myślę, że jest coś na rzeczy.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Szkoda, że musimy tak długo czekać...
Buziaki :*
Niestety ostatnio ciężko było z czasem, ale tym razem mam nadzieję dodać kolejny rozdział za kilka dni :)
UsuńPozdrawiam ;*
No to kiedy rozdział ? ;*
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu ale ten rozdział wydawał mi się inaczej napisany niż inne :/ Może to ten czas :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Hej :) Witam po dość długim czasie. Najpierw chciałabym ci życzyć wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńPo drugie chciałam się zapytać co z rozdziałem?
Nie mogę się go doczekać ;)
Jeśli masz ochotę to zapraszam też do siebie. Tu wrzucam ci adres: http://byle-do-jutra.blog.pl/
Mam nadzieję, że do nas wrócisz :)
Buziaki :*