piątek, 26 września 2014

Rozdział siódmy - ponoć nieszczęścia chodzą parami



- A co jeśli siostra Emi jest taka sama jak ona? – zapytał Jamie stojąc już w drzwiach wyjściowych. Kiedy przyjaciółka oznajmiła mu, że wybierała się na zakupy z przyjaciółką, od razu postanowił się ulotnić. Lana niespecjalnie lubiła chodzić po sklepach, ale bardzo chciała poznać siostrę Emilii, która miała iść z nimi.
                Jamie wsiadł na motor i zniknął z pola widzenia Lany. Wciąż się uśmiechała. Wiedziała, że Emi ma specyficzny charakter i sposób bycia, ale naprawdę ją uwielbiała. Szczerze, gdyby Lana spotkała ją wcześniej, nigdy by się z nią nie zaprzyjaźniła, uznałaby ją pewnie za jakąś kompletnie pustą dziewczynę. Ale ona nie była głupia. Miała lepiej poukładane w głowie niż ci wszyscy prymusi w ich klasie. Była naprawdę zdolna, a wolne chwile spędzała na czytaniu i najczęściej nie były to katalogi z kosmetykami.
               
                O 14 spotkały się przed sporym centrum handlowym. Jak się okazało, siostra Emi nie była wcale jej starszą wersją. Miała krótkie, ciemne włosy, a ubrana była pospolicie. Dżinsy, koszulka, mała torebka w nudnym, szarym kolorze.
- Jestem Sara – podała jej dłoń – Lana tak? Emi bez przerwy o tobie opowiada i wierz mi to dużo lepsze niż jej ględzenie o facetach.
                Lana parsknęła śmiechem. Tej dziewczyny nie dało się nie lubić. Chociaż wydawała się zupełnym przeciwieństwem siostry. Śmiały się praktycznie cały czas, nawet kiedy Emi rzuciła się w wir zakupów. Ona nie musiała się zastanawiać, po prostu spoglądała na jakąś rzecz i od razu wiedziała, że musi ją mieć. Przymierzanie było zwykłą formalnością. Kilka sklepów dalej Sara zaproponowała, że je zostawi i w tym czasie załatwi sprawy w innych miejscach.
- Założę się, że biegnie do sklepu z garsonkami – westchnęła Emi kiedy jej siostra zniknęła im z oczu – Serio, odkąd zaczęła pracę w biurze, ubiera się jakby była co najmniej adwokatem.
- A co robi? – zainteresowała się Lana, przyglądając się sukience, którą wybrała sobie jej przyjaciółka.
- Jest dziennikarką, pisze nudne artykuły o lokalnych wydarzeniach – Emilia wzruszyła ramionami i dodała – ale to dobrze, sporo zarabia i nie żałuje mi na ciuchy.
- A rodzice?
- Pracują i mieszkają na drugim końcu kraju, wpadają co kilka tygodni – odparła od razu, a widząc zdziwioną minę Lany uśmiechnęła się i wyjaśniła – Do niedawna mieszkali tutaj, ale mama odziedziczyła po dziadku sporą restaurację, teraz otworzyli jeszcze dwa lokale i latają od jednego do drugiego.
                Śmiała się. Lana odnosiła wrażenie, że ta sytuacja bardzo odpowiadała Emilce, co zresztą potwierdziła w kolejnych słowach.
- Z Sarą świetnie się dogaduję, nie robi mi wyrzutów, nie kontroluje mnie tak jak mama – Lana od razu pomyślała o własnej sytuacji. Chyba obie nieźle się ustawiły.
                Wspominając o kontroli, Emi coś sobie przypomniała, bo rozpromieniła się i dało się wyczuć zbliżający się potok słów.
- Dobrze, że poszła, bo kontrola kontrolą, ale lepiej żeby nie wiedziała wszystkiego. Nie ma nic przeciwko imprezom, nocnym wypadom, ale nie musi wiedzieć, że nocowałam u faceta. Powiedziałam, że u koleżanki. Zadzwoniłam do Simona, umówiliśmy się na kawę, potem łaziliśmy po mieście, a w końcu wylądowałam u niego. Mówię ci ten facet jest niesamowity. A rano śniadanie do łóżka… Lata wkoło mnie jak niewolnik. Umówiłam się z nim jutro.
                Kolejne 15 minut minęło na wzdychaniu nad każdą zaletą Simona. Włosy, klata, oczy, usta. Zaczęła rozpływać się na wspomnienie o jego czułości. Zdążyła w tym czasie przymierzyć i kupić bluzkę, a warto dodać, że wcale nie przerywała przy tym opowieści. Kiedy wyszły z butiku, zaczęła zagłębiać się w takie szczegóły, że Lana musiała ją powstrzymać. Czuła, że wiedza o zawartości jego slipów to już za wiele.
- Drogeria. Musimy teraz zająć się tobą – wskazała na sklep tuż obok. Wystawa kusiła milionem kolorów cieni do powiek, szminek i tuszów – odezwał się twój profesor?
- Przestań, nie mam zamiaru się w to pakować –Lana zaśmiała się. Od razu przypomniała sobie swój sen. Na samo wspomnienie przeszedł ją dreszcz,  jednak nie wspominała o tym przyjaciółce.  Jak to jest, że zwykle nie pamiętała snów, a ten jeden mogła odtwarzać w pamięci bez przerwy?
- Jakby nie było, kosmetyki ci się przydadzą  - stwierdziła Emi nie ciągnąc tematu. Lana pomyślała, że to nie taki głupi pomysł. Rzadko się malowała, nie miała głowy do robienia makijażu. Było jej wszystko jedno… Teraz się to zmieniło.
- To… Kredka do oczu i tusz, do niczego innego nie mam cierpliwości – powiedziała w końcu, wchodząc do środka.
- Podkład i puder. Zaraz ci wszystko dopasuję – i znów była w swoim żywiole. Krzątała się od półki do półki sprawdzając kolory. W błyskawicznym tempie wybrała to o czym mówiła, rozsmarowując zawartość testerów na rękach Lany. Później dorzuciła do koszyka tusz i czarną kredkę. I zagnała Lanę jak owieczkę do kasy, jakby bała się, że się rozmyśli.
- Wyprawka gotowa – cieszyła się później. Potrafiła być naprawdę upierdliwa, ale Lana i tak ją uwielbiała. Zresztą, sama nie miałaby pojęcia co powinna wziąć.
                Czas mijał niemiłosiernie szybko. Nim się obejrzała, minęło dwie godziny, po których dopadła je Sara. Pochwaliła się, że znalazła genialną garsonkę.

                
                Piip piiiip. Budzik rozkręcił się na całego, zanim Lana zdołała go wyłączyć. Kto wymyślił, żeby lekcje zaczynać o 8? Lana przetarła oczy i z trudem zwlekła się po wąskiej drabince. Położyła się w miarę wcześnie, ale i tak nie czuła się wyspana. Miała wrażenie, że im dłużej śpi tym gorzej się czuje.
                Jim towarzyszył jej przy śniadaniu, jednak tym razem nie był tak łaskawy i nie pozwolił jej palić. Widocznie postanowił wydawać jednak jakieś zakazy. Kiedyś by ją to złościło, a teraz tylko się uśmiechnęła. Wiedziała, że się o nią troszczył.
                Do szkoły szła powoli, czując, że powieki wciąż niesamowicie jej ciążą. Bywają takie dni, kiedy zupełnie nie można się rozbudzić i zdecydowanie zgadzała się ze słynnym powiedzeniem „nienawidzę poniedziałku”. Jak to dobrze, że miała Emilkę. Gdyby nie ona, zupełnie nie miałaby ochoty na spędzenie kilku nudnych godzin na lekcjach. Mimo niewyspania, udało jej się nie tylko znaleźć świeżo wypraną koszulkę i dżinsy, ale także pomalować się. Po kolei używała rzeczy zakupionych poprzedniego dnia. Podkład, puder, kredka, tusz… A efekt nie był wcale zły. Uznała, że wygląda faktycznie znacznie lepiej. Jaśniejsze włosy i makijaż, niby nic wielkiego a sprawiło to, że wyglądała korzystniej niż kiedykolwiek. Nigdy nie miała się za specjalnie ładną, była po prostu normalną, przeciętną dziewczyną. Tym bardziej się dziwiła, że zainteresował się nią Markus. Sam wyglądał jak jakiś gwiazdor. No i w klubie nie było wcale tak ciemno… Zaśmiała się na tą myśl.
                Chwilę później była już koło szkoły. Emilka czekała na nią na ławce przy wejściu. Na jej widok klasnęła w dłonie.
- Wyglądasz super! – ucieszyła się – wiedziałam, że ten podkład ci podpasuje. Twój facet padnie z wrażenia, szkoda, że francuski mamy dopiero w środę.
- Rany, Emi, przestań, jeszcze ktoś usłyszy… - odparła szybko Lana. Ostatnie czego jej było trzeba to plotki o romansie z nauczycielem. Którego tak naprawdę absolutnie nie było. Ale Emilia lubiła mówić jakby z Markusem tworzyli od dawna udaną parę. A Lana łapała się czasem na myślach o tym. Para, romans, randki… Jej przyjaciółka potrafiła działać na jej wyobraźnię. Ale marzyć sobie mogła, nie miała zamiaru realizować tych wizji. Markus zobaczy ją w szkole i na pewno będzie w szoku, kiedy się zorientuje, że jest jego uczennicą…
                Podczas lekcji Emi parę razy wspominała jeszcze o przepięknym nauczycielu, jednak więcej czasu zajęło jej rozwodzenie się nad spawaczem, jak go ciągle określała. Pokazywała Lanie czułe smsy od niego, zupełnie nie myśląc o tym, że mogły być aż nadto intymne. Komplementował ją w prawie każdej wiadomości, jednak kiedy Emilia na głos czytała jak zachwalał jej bieliznę, Lana stwierdziła, że informacji o tym burzliwym związku miała już zanadto. O ile związkiem można już nazwać tą kilkudniową znajomość. Jednak różowowłosa była zachwycona, więc i ona się cieszyła.
                Ostatnia lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Matematyka. Zadania rozwali na tablicy, do czego zgłaszało się kilka osób, właściwie Lana miała wrażenie jakby chcieli się pobić o to kto dostąpi zaszczytu i pochwali się wiedzą. Ale jej było to na rękę. Mogła oddać się błogiemu lenistwu, razem z Emi. Ta namiętnie smsowała  z Simonem Spawaczem, więc i Lana w końcu wyciągnęła telefon. Zauważyła jedną wiadomość, od razu ją włączyła i jej oczom ukazało się zdjęcie. Zrobione ukradkiem, nieco rozmazane. Przedstawiało dziewczynę stojącą przy kasie w markecie. Zdziwiła się, dlatego od razu przeszła do tekstu. Jamie pisał:
„Co sądzisz? Umówiłem się z tą laską, zapuszczam sidła ;D”
                Lana omal nie parsknęła śmiechem. W ostatniej chwili powstrzymała się, przypominając sobie gdzie była. Wróciła do zdjęcia. Brunetka z idealnie prostymi włosami, ubrana w legginsy i dopasowaną tunikę. Bardzo zgrabna i naprawdę ładna.
„Ładna. Jak złowiłeś taki kąsek? :P” – odpisała rozbawiona. Jamie zwierzał jej się właśnie ze spraw sercowych, cholera, więc stało się. Ona traktowała go jako najlepszą przyjaciółkę, a on ją jak dobrego kumpla. Oby tylko nie opowiadał o jej bieliźnie. Nigdy więcej takich ciekawostek. Jednak z drugiej strony… Nikt nigdy nie ufał jej na tyle by opowiadać o intymnych sprawach, a teraz dostała od razu taką dwójkę.
- Czeka na mnie pod szkołą – szepnęła podekscytowana Emi. I kiedy tylko zadzwonił dzwonek, cmoknęła Lanę w policzek na pożegnanie i pognała, prawie gubiąc wysokie koturny po drodze.
                Lana leniwie pozbierała rzeczy i jako ostatnia ruszyła do drzwi. Wprawdzie zapoznała się już z innymi, ale tylko się sobie przedstawili, nic więcej. Chyba po prostu nie mieli wspólnych tematów. Zastanawiała się nad tym, idąc korytarzem. Mijała młodszych, nie zwracając na nich uwagi. Spojrzała na telefon, sprawdzając czy nie dotarła odpowiedź od Jamiego. Nagle usłyszała swoje imię. Zdezorientowana przystanęła i rozejrzała się. Mijała właśnie otwarte drzwi sali 35. Zupełnie zapomniała… To tam mieli francuski. Markus stał w progu i patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Lana naprawdę chciałaby, żeby chociaż raz wyglądał kiepsko. Ale nie, on stał tam jak jakiś gwiazdor, oparty o framugę. Z lekko zwichrzonymi włosami, pewnym siebie spojrzeniem i jak zwykle świetnie ubrany. Dopasowane szare spodnie i ciemnoniebieska koszula. Ten facet pewnie nawet w prześcieradle wyglądałby świetnie. W prześcieradle… Lana od razu przypomniała sobie swój sen.
                Patrzyła na niego, pozwalając by te wszystkie myśli tłukły się w jej głowie. Nawet nie wiedziała co powiedzieć? Cześć? Przecież na kawałek dalej byli inni uczniowie. Dzień dobry? Brzmiałoby to dziwnie. I czego od niej chciał? Może kiedy już wiedział kim była, chciał się upewnić, że nic nikomu nie powie?
- Pozwolisz na chwilę? – powiedział uprzejmie rozglądając się. Nikt nie zwracał na nich uwagi, no bo co dziwnego jest w tym, że nauczyciel prosi na słowo swoją uczennicę? A myślała, że stanie przed tym problemem dopiero na francuskim…
                Bez słowa ruszyła do środka. Przepuścił ją i zamknął drzwi. Lana schowała telefon do kieszeni i zdezorientowana stanęła przy biurku. Czekała aż Markus coś powie, nie wiedziała czy powinna mówić do niego po imieniu, czy zwracać się per „pan”. On stanął przed nią. Kiedy już nie miała na sobie obcasów, okazało się, że jest znacznie od niego niższa.
- Nie odpisałaś… - zaczął z niepewnym uśmiechem, jakby bał się jej reakcji – Czekałem. Miałem nadzieję…
- Jesteś moim nauczycielem – wpadła mu w słowo zadzierając lekko głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Było już jasne, to że była uczennicą nie miało dla niego znaczenia. Kiedy dotarł do niej zapach męskich perfum wiedziała już, że nie będzie umiała długo się mu opierać. Musiała jak najszybciej skończyć tą rozmowę.
                Nie pozwolił jej. Zrobił krok w jej stronę, a ona odruchowo się cofnęła. Lekko uderzyła plecami o białą tablicę. Torba zsunęła się z jej ramienia i z hukiem upadła na podłogę. Markus był teraz tak blisko, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby uciec. Ale nie chciała, zdecydowanie nie chciała. Uniosła głowę, w tej samej sekundzie on wsunął palce w jej włosy i złożył na jej ustach mocny pocałunek. Dreszcz przebiegł jej po plecach, automatycznie rozchyliła wargi, a po chwili odpowiedziała na pocałunek z nie mniejszą namiętnością. Jej dłonie przesuwały się w górę po jego torsie. Całowali się bez pamięci, a Lana zastanawiała się, czy kiedykolwiek czuła coś takiego. Nagle przestało interesować ją to co działo się wokół. Czuła tylko jego ciepło, dotyk. Gęsią skórkę pojawiającą się na jej rękach. Do diabła ze szkołą…
Wtedy rozległ się dzwonek jej telefonu. Energiczna piosenka głośno wypełniła salę, sprawiając, że rzeczywistość brutalnie wróciła. Gdyby nie to, kto wie co by się wydarzyło. Odepchnęła lekko Markusa, który niechętnie się odsunął. Oboje wiedzieli, że pozwolili sobie na zbyt wiele. Szczególnie, że każdy mógł w tym czasie wejść do klasy.
Zdezorientowana spojrzała na niego. Jej serce biło jak oszalałe. Telefon przestał dzwonić i zapanowała cisza. Patrzyli na siebie w milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć. Kilka długich sekund później, Lana schyliła się podnosząc torbę i powiedziała cicho:
- Powinnam… Pójść… - po tych krótkich słowach niemal biegiem udała się do drzwi.  Zanim opuściła szkołę, musiała wejść do łazienki. Kilkakrotnie spacerowała przed umywalkami, towarzyszyło jej potargane odbicie w lustrze. Wreszcie, kiedy jej oddech nieco się uspokoił, stanęła i przemyła twarz.
- Niech to szlag… - mruknęła do siebie i w końcu wyszła. Później sprawdziła telefon. Dzwonił Jamie, a później od razu przysłał smsa:
„Skończyłaś już? Czekam”
Rzeczywiście, stał obok motoru i rozglądał się. Lana odetchnęła głęboko. Zdecydowała, że o tym co stało się chwilę wcześniej nie powie nawet jemu. Nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła, że nie powinna. Najpierw sama musi się z tym oswoić. Jamie uśmiechnął się na jej widok i od razu podał jej kask.
- Cześć mała. Zabieram cię na obiad – oświadczył nie pozostawiając jej szans na odmowę. Uśmiechnęła się siadając za nim. To było takie miłe, naprawdę się o nią troszczył. Lubił powtarzać, że jest za chuda, albo po prostu pytać czy dobrze się czuje. Zupełnie jakby nagle dostała starszego, kochanego braciszka.
W małej restauracji w jej imieniu zamówił ryż z kurczakiem. Dobrze wiedział, że sama zamówiłaby tylko trochę frytek. Sam wziął to samo. Wspólnie spędzili dwie godziny, podczas których opowiadał jej o tej przypadkowo spotkanej dziewczynie. Umówili się wieczorem i wyraźnie cieszył się z tej randki. Randka… Fajna sprawa, jednak co zrobić kiedy jej musiał spodobać się trzydziestoletni nauczyciel?

                Kiedy weszła do domu, Jim właśnie kończył jeść. Odmówiła, kiedy zapytał czy chce kawałek dziwnie wyglądającego mięsa. Jej ojciec nigdy nie był dobrym kucharzem. Chociaż sam uważał inaczej…
- Słuchaj… Trochę podzwoniłem, może uda się przymusowo zamknąć Lidię na leczenie – oznajmił niepewnie, jakby nie wiedział, czy powinien jej o tym mówić – jadę tam, chcesz jechać ze mną?
                Od razu chciała powiedzieć, że nie… Jednak coś ją powstrzymało. Minęło kilka miesięcy, to chyba pora zmierzyć się z problemem, nie może wiecznie udawać, że jej poprzednie życie zupełnie zniknęło.
                - Dobra – odparła w końcu krótko kalkulując w myślach ile zajmie im podróż. 2 godziny w jedną stronę plus załatwienie wszystkiego na miejscu. Na pewno wrócą późnym wieczorem. Dlaczego wszystko zebrało się w tym jednym dniu? To zdecydowanie za wiele emocji.
                Denerwowała się całą drogę. Bała się co zastaną w domu, czy mama w ogóle jeszcze tam mieszka, czy cokolwiek się zmieniło… A jeśli tak to czy na lepsze, czy wręcz przeciwnie. Milion pytań kłębiło się w jej głowie i nie potrafiła nad tym zapanować. Dziwiła się, że kosztowało ją to tyle nerwów. Minęło tyle czasu, myślała, że stała się mocniejsza, że już jej to nie będzie ruszało… Nic z tego.
                Zaparkowali przed domem mamy. Od razu rzucało się w oczy, że nikt o to miejsce nie dbał. Ogródek był zapuszczony, na środku chodnika leżał wywrócony wazon z kompletnie wyschniętym kwiatkiem. Przeszli obok. Lana czuła jak jej serce przyspieszało z nerwów. Kiedy byli przy drzwiach poczuła też ukłucie w żołądku. Zaraz wszystkiego się dowiedzą….
                Jim bez problemu wszedł do środka, drzwi nie były zamknięte. W środku panował okropny bałagan. W korytarzu leżała butelka z wina. Lana rozpoznała jeden z najtańszych trunków. W całym domu panował okropny zaduch. Dało się wyczuć mocną woń alkoholu, potu i trudno powiedzieć czego jeszcze. Mieszanka zapachów była tak okropna, że Lana zatkała sobie nos.
                Jej ojciec przystanął nagle w progu salonu. Znalazł. Mama leżała na mocno zabrudzonej kanapie, spała. Wyglądała znacznie gorzej. Kilka miesięcy temu było źle, ale teraz Lana nie znajdywała słów by opisać stan zaniedbanej kobiety. Miała na znacznie mniej włosów, a do tego przybrały jakiś dziwny, zszarzały kolor. Cera podobnie, pojawiło się na niej wiele zmarszczek. Ubrana w rozciągniętą koszulkę i dresy.  Nie wyglądała już na czterdziestkę, ktoś obcy musiałby ocenić ją na co najmniej 60 lat.
                Lana rozejrzała się po pomieszczeniu, zmieniło się. Zniknął telewizor, a na ławie stało przynajmniej dziesięć pustych butelek. Na dywanie dostrzegła dwie strzykawki. W jednej chwili wróciły do niej wszystkie wspomnienia z tych kilku miesięcy, kiedy patrzyła jak mama się staczała.
                Jim położył jej rękę na ramieniu i razem wyszli na zewnątrz. Dopiero wtedy się odezwał:
- Zadzwonię do znajomego, przyślą po nią kogoś –mówiąc to wybierał już numer na telefonie. Lana stała cicho obok, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Była kompletnie przerażona i gdyby nie ojciec, nie wiedziałaby co dalej. Ta sytuacja kompletnie ją przerastała. Nie radziła sobie z tym mieszkając tu, ani teraz, a przecież miała już bezpieczny kąt i nie musiała się bać o siebie. Nie potrafiła tego zrozumieć. Po co w ogóle tu przyjeżdżała?
Jim oznajmił, że zaraz powinien przyjechać samochód. Spokojnie wyjaśnił Lanie, że przymusowo zabiorą jej mamę do zamkniętego ośrodka. Będzie miała całodobowy nadzór i kompletnie odetną ją od wszelkiego rodzaju używek.
Czekali ponad 15 minut, jednak nie wchodzili już do środka. Nie chcieli zbudzić Lidii, tak łatwiej byłoby ją zabrać. Później na ulicy zatrzymał się samochód, podobny do karetki. Nie miał jednak tych wszystkich kolorowych oznaczeń, był zupełnie biały. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Byli ubrani normalnie. Jeden z nich przywitał się z Jimem. Wymienili kilka zdań, a później się zaczęło. Chwilę po tym jak weszli do domu, usłyszeli wrzask matki. Stawiała opór, krzycząc, że nigdzie nie pójdzie, wygrażała się… Lana żałowała, że tam była. Nie chciała tego słyszeć, wolałaby być daleko stąd. Trzęsła się, wciąż stojąc na chodniku przed domem. Ale najgorsze nadeszło, gdy prowadzili jej mamę do samochodu. Zauważyła ich i z niezwykłą wściekłością wymalowaną na twarzy, na cały głos darła się, powtarzając, że ich nienawidzi.
- To wszystko twoja wina! – zwracała się do Jima – skąpiec, nawet na chleb mi nie dałeś, zostawiłeś mnie, bo co, bo nie byłam na tyle dobra?! Mąż od siedmiu boleści!! I ją też wychowałeś na dziwkę! Jest taka sama! Będziecie się smażyć w piekle!
Lana aż poczerwieniała, słysząc to. Jak to możliwe, że jej mama zwracała się do niej w takich słowach? Przecież kiedyś powtarzała, że jest z niej dumna… Niestety nie był to koniec oskarżeń.
- Żałuję, że cię urodziłam! Zrujnowałaś mi życie! Tak trudno dać trochę pieniędzy? Jesteś mi to winna! Jeszcze pożałujecie, przyjdę po to co mi się należy!!!
Na siłę wpakowali ją do samochodu. Lana stała czując jak po policzkach płynęły jej łzy. Pierwszy raz w życiu widziała kogoś kto zachowywał się tak irracjonalnie. Jej słowa nie miały sensu, a do tego krzyczała je niewiarygodnie głośno. Była przepełniona nienawiścią i Lana zupełnie nie wiedziała skąd to wszystko się wzięło. Jak dobry człowiek może tak zmienić? Czy to w ogóle możliwe, żeby leczenie pomogło? W tym momencie nie wyobrażała sobie, by mama mogła tak po prostu znormalnieć.
Odjechali, wszystko ucichło. Lana ukradkiem otarła łzy, a Jim poklepał ją po ramieniu. Nim sami ruszyli do samochodu, zamknął drzwi kluczami, które pozostawione były w zamku. W drodze powrotnej niewiele rozmawiali. Jim starał się dodać otuchy córce, wyjaśniał jej, że mama była pod wpływem narkotyków. Jednak do niej to nie docierało. Była załamana, zastanawiała się co będzie dalej. W tym momencie bała się nawet tego, że mama wyzdrowieje i będzie szukała kontaktu. A ona nie wyobrażała sobie, by mogła znów spojrzeć jej w twarz…
Połowę drogi przespała, w domu też szybko się umyła byle tylko pójść już do łóżka. Chciała odpocząć. Nie miała siły już o tym myśleć. Chciała zapomnieć. Nawet nie patrzyła na telefon. Dlaczego wszyscy są zajęci, kiedy tak bardzo chciałaby mieć kogoś obok? Gdyby poprosiła, Jamie na pewno by przyszedł… ale ona nie chciała niszczyć mu randki. Nie była małym dzieckiem, powinna sama sobie radzić. Pytanie tylko, dlatego nie potrafiła?

5 komentarzy:

  1. Wybacz za Spam, ale jakoś wypromować bloga trzeba :) A więc zapraszam serdecznie na http://obietnica-zycia.blogspot.com Gdzie są dwa światy, są ludzie zamieniani w stworzenia i brani w niewole do bogatych snobów. Zapraszam wejdź, przeczytaj, daj opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się :D Czekam na nexta :D
    Zapraszam do mnie >>> http://widocznawcieniuu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz... na początku czytania chciałam napisać, że fajnie, że super, że ciekawie. Poinformowałabym Cię o moim wieeeelkim zadowoleniu, że tak szybko dodałaś nowy rozdział. Wyraziłabym swoje delikatne obawy na temat związku Lany z nauczycielem.
    Zastanawiałam się wtedy o jakie sceny "wow" mogło Ci chodzić. Pomyślałam, że prawdopodobnie miałaś na myśli pocałunek. No i może jeszcze siostrę Emilki :-).
    Ale w miarę jak czytałam dalej... dziewczyno totalnie zwaliłaś mnie z nóg. Przysięgam. Przez chwilę gapiłam się w napis "dodaj komentarz" i zastanawiałam się jak opisać to co poczułam, co nadal czuję po przeczytaniu tego rozdziału. I muszę się przyznać, że nie wiem. Że nadal nie wiem. *kolejne wykasowane zdanie* Nadal nie wiem.
    Po raz kolejny udowodniłaś, jak wspaniałą pisarką jesteś. Umiejętnie wprowadziłaś mnie, nas w uczucia głównej bohaterki. To było niesamowite ;-).
    Oby tak dalej dziewczyno!
    Pozdrawiam :-*
    Laxus

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się, dobrze sie czyta ;)
    zapraszam do mnie :)
    http://subtelneemocjee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie się czyta, a twoja historia mnie bardzo wciąga. Mam nadzieję, że wyczekujesz na moje rozdziały równie pilnie jak ja na twoje. Bo wierz mi lub nie, ale choć nie mogę zawszę zostawiać komentarzy to czytam na bieżąco !!!!! Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń