piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział siedemnasty - czy to naprawdę już koniec?

Obudziła się i podniosła głowę. Jakimś cudem zasnęli we trójkę na jednoosobowym łóżku. Dziwne, że nie obudziła się przez całą noc. Chociaż, właściwie było jej wygodnie, z głową na ramieniu Jamiego, a nogami wyłożonymi na kolanach Teda. Ten spał na półsiedząco, z głową opartą o ścianę. Zaśmiała się cicho widząc, jak zabawnie wyglądał. Obudziła się zaledwie chwilę przed budzikiem. Była w świetnym humorze, ale tylko przez króciutką chwilę. Potem przypomniała sobie o czekającym ją spotkaniu z Markusem.
Rozmyślała o tym cały dzień, układając w głowie coraz to nowe scenariusze. Kiedy przed 18 wychodziła z domu, była pewna tylko dwóch rzeczy: pod żadnym pozorem nie może wsiąść do jego samochodu ani pozwolić mu się zastraszyć. Chce wysyłać zdjęcia? Trudno. Starała się nie wyobrażać sobie reakcji Jima… Szczególnie teraz, kiedy przed Kim próbował pokazać, że będzie wspaniałym i odpowiedzialnym ojcem.
Śnieg topniał i drogę oświetlało jej mocne, jak na tą porę roku, słońce. Miała nadzieję, że ładna pogoda była dobrym znakiem. Przed szkołą była tuż przed szóstą. Markus już tam był. Stał kawałek od głównej bramy. Dziwiła się, że wybrał takie miejsce, przecież mógłby ich usłyszeć jakikolwiek pracownik szkoły… chociaż z drugiej strony o tej godzinie budynek musiał być już prawie pusty.
- Cześć słodka – przywitał ją brunet, z tym swoim cwanym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Bawiło go to, myślał, że ją złamał i mógł robić co mu się podoba… Ale nie, nie mogła pozwolić, żeby nią pomiatał, nawet jeśli miałaby ucierpieć. Tak postanowiła i tego się trzymała.
- Czego chcesz? – zapytała prosto z mostu, chcąc mieć to za sobą.
Markus spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony. Stał prosto, z rękami w kieszeniach grubej, szarej kurtki. W pobliżu nie widać było żadnych ludzi, co niekoniecznie cieszyło Lanę. Czułaby się bezpieczniejsza, gdyby wiedziała, że ktoś jest w pobliżu… Może zabranianie Jamiemu towarzyszenia jej nie było takim dobrym pomysłem?
- Miałem nadzieję, że przemyślałaś sprawę. Nie będę czekał w nieskończoność… No nie złość się już, chodź, pójdziemy do mnie…
- Co chcesz osiągnąć? Nigdzie z tobą nie pójdę, ty roześlesz te foty, wyleją cię z pracy, mnie ze szkoły…  - starała się być spokojna i po prostu przedstawić racjonalne argumenty.
- Dobra, pójdę na kompromis. Możemy to zrobić w aucie, jeden raz, potem kasuję zdjęcia i po sprawie – patrzył na nią czekając na jej odpowiedź, a ona poczuła, że aż się w niej gotowało. Bawił się doskonale traktując ją jak dziwkę, jakby to było dla niej na porządku dziennym. Miała tego dosyć, od tylu dni myślała tylko o tym jak z tego wybrnąć, ciągle się zamartwiała. Chciała, żeby w końcu było po wszystkim.
- Nie rób z tego wielkiego halo, wcześniej jakoś nie miałaś oporów… - odezwał się zanim zdążyła odpowiedzieć – zresztą… sama zobacz.
Wyciągnął telefon i po chwili usłyszała jakieś odgłosy. Bezczelnie nagrał, kiedy to robili. Słyszała ciche pomruki, które stawały się z czasem coraz wyraźniejsze… Aż poczerwieniała na twarzy ze złości i wstydu. Nie wytrzymała, po prostu rzuciła się na niego z zamiarem wyrwania mu telefonu. Miał refleks, szybko wsunął telefon do kieszeni kurtki, nie spodziewał się jednak, że dziewczyna w tej furii zdecyduje się go uderzyć. Raczej nie mogła się z nim równać siłą, jednak rozwścieczona po prostu zacisnęła pięść i zamachnęła się, uderzając go w twarz. Odepchnął ją ze złością, tak że aż upadła na ziemię. Z nosa puściła mu się krew, a Lana obserwowała go, podnosząc się niezgrabnie.
- Już po tobie, dziwko! – stwierdził ocierając krew wierzchem dłoni. Widziała, że naprawdę się wściekł. Nie wiedziała co robić dalej. Nie miała zamiaru się z nim bić, zresztą jaki miałoby to sens… Tylko co teraz? Uciekać?
Zanim zdążyła choćby się ruszyć, on złapał za materiał jej kurtki i bez żadnego trudu pociągnął ją i przyparł do ceglanego słupka. Próbowała odepchnąć go od siebie, jednak nic to nie dawało. Co chciał zrobić? Chwycił ręką jej szyję, ściskając, jednak niezbyt silnie.
- Będzie tak… Pójdziesz ze mną, czy chcesz czy nie… - takiego nigdy go nie widziała. Na jego twarzy malował się gniew, ciemne oczy ze złością przyglądały się jej twarzy. Po prostu musiało być tak jak chciał, nie przyjmował innej możliwości. Próbowała uderzyć go nogami, choćby przyłożyć mu kolanem w jaja… Ale widocznie to przewidział, po przyparł ją mocniej, napierając na nią całym ciałem. Dalej próbowała się uwolnić, a jednocześnie czuła narastającą panikę. Dlaczego była tak głupia i przyszła sama? Myślała, że pod szkołą nic jej nie zrobi… Szczerze, nie sądziła nawet, że byłby zdolny do czegoś takiego. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że ktoś się pojawi. Dlaczego akurat teraz nikogo nie było w pobliżu? Jak się okazało, jednak ktoś był…
- Puść ją, stary – powiedział spokojnie. Nie robił nic więcej, po prostu patrzył, jakby ta scena była czymś zupełnie normalnym. A jednak podziałało… Markus puścił dziewczynę a ona odetchnęła głęboko i od razu odbiegła kilka kroków dalej. Drugi raz do tego nie dopuści, nie ma mowy. Nigdy nie porozmawia już z tym draniem, choćby chciał umieścić ogromne bilbordy z jej zdjęciami.
                Spojrzała na swojego wybawcę. Roy stał z rękoma w kieszeniach grubej kurtki. Włosy jak zwykle niedbale założył za uszy.
                - Po co się wtrącasz, idioto? – Markus obrócił się do niego twarzą. Lana nie mogła w to uwierzyć, wyglądało na to, że się znali.
                - Skończ z tym. Nie będziesz jej więcej straszył, rozumiesz? – w dalszym ciągu mówił spokojnie, na jego twarzy nie malowały się żadne emocje.
                - Bo co? Z kim ty trzymasz? Nie będziesz mówił mi co mam robić – Markus prychnął rozbawiony – chcesz bronić tej dziwki? Może sam chcesz ją przelecieć?
                - Jeśli jeszcze raz coś jej zrobisz, pójdzie na policje. A ja będę przeciwko tobie – powiedział dalej siląc się na obojętność, choć jego słowa zabrzmiały znacznie ostrzej.
                - Będziesz tego żałował – wycedził Markus przez zaciśnięte zęby. Słowa Roya ruszyły go do żywego. Zacisnął pięści jakby gotów był go uderzyć, jednak najwyraźniej zwątpił, bo po prostu minął go i odszedł w stronę parkingu.
                Lana stała prosto, wciąż roztrzęsiona. Wcześniej naprawdę martwiła się groźbami swojego nauczyciela, ale nie bała się go. Teraz wzbudzał w niej przerażenie… Czuła się dokładnie jak w dniu, w którym ucierpiała, starając się pomóc mamie. Łzy napływały jej do oczu, ale nie pozwalała sobie na płacz. Roy odprowadzał wzrokiem Markusa, który właśnie dotarł do swojego samochodu i obrzucił go ostatnim, pogardliwym spojrzeniem. Nie mogła tam zostać, nie wiedziała co o tym myśleć. Markus okazał się niebezpieczny, ale wcale nie była pewna Roya. Czy on ją śledził? Być może wpadała w paranoje… Najpierw nie wiadomo skąd pojawił się by jej pomóc, wtedy gdy tak bardzo przemarzła, a teraz przyszedł wiedząc, że się tam umówiła.
                W jednej sekundzie odwróciła się i pobiegła w kierunku domu. Chciała zaszyć się w pokoju, poczuć się bezpiecznie i przemyśleć całą sprawę. Ulicę dalej zwolniła i obejrzała się. Nikogo nie było. Roy nie poszedł za nią, ku jej zadowoleniu. Dokładnie w tej chwili uświadomiła sobie, że dzwonił jej telefon i to od dłuższej chwili. W ostatniej sekundzie odebrała.
                - Lenny? Wszystko w porządku? – Jamie chyba naprawdę się martwił, skoro dzwonił już teraz. Od 18 mięło zaledwie kilka minut.
                - Tak… Możliwe, że jakoś się ułoży, wracam do domu – siliła się na spokój. Dopiero po chwili dotarło do niej, że wcale nie musiała udawać, robiła to już odruchowo – właściwie… może pójdziemy gdzieś? Na piwo, ciastko, cokolwiek?
                Od razu poczuła się lepiej, wiedząc, że ma przed sobą spokojny wieczór z przyjacielem. Chciała odetchnąć. Dobrze wiedziała, że jeśli wróci do domu, będzie przez cały wieczór analizować sytuację. Jeżeli ktoś był w stanie postawić ją do pionu, to tylko on.
Przyjechał motorem i zabrał ją do małej cukierni, w której kilkakrotnie już bywali. Oboje kupili po kawałku czekoladowo-orzechowego ciasta. Zdecydowanie potrzebowała cukru. Chłopak jak zwykle bez problemu poprawił jej humor. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, podzieliła się też z obawami co do Roya. Nie wiedziała, po której tak naprawdę był stronie. Niby jej pomógł, ale wyszło na to, że znał Markusa, możliwe że już wcześniej wiedział o całej sytuacji. Robiło jej się niedobrze, gdy wyobrażała sobie jak razem komentują te zdjęcia… A z drugiej strony, wbrew rozsądkowi, czuła do niego jakąś dziwną sympatię.
                - Sama nie wiem, może wcale nie jest taki zły? – zastanawiała się głośno. Miała taką nadzieję, ale nie dawało jej spokoju to, że znów pojawił się, gdy potrzebowała pomocy. Jasne, tym razem wiedział o tym spotkaniu, przecież przeczytał jej smsa. Ale za pierwszym razem nie mógł wiedzieć, gdzie była… Chyba wpadała w paranoję.
                Jamie odwiózł ją do domu już spokojną. Doszli do wniosku, że kłopot Lany został wreszcie rozwiązany, nieważne czy z dobrymi chęciami Roya, czy przeciwnie. Zbliżała się godzina 21. Kiedy weszła do domu, zastała tylko Kim. Zajadała się orzeszkami przed telewizorem. Po krótkiej chwili wahania, Lana postanowiła do niej dołączyć. Ostatnio ciągle przesiadywała w samotności, nie chcąc by zauważyli jej podły nastrój. Tego wieczora naprawdę miała ochotę po prostu jej potowarzyszyć. Godzinę później dołączył także Jim, zmęczony po dyżurze. Nikogo nie zdziwiło, kiedy chwilę później przysypiał na siedząco. Razem z Kim śmiały się z niego po cichu. Co byłoby gdyby cała afera się wydała? Może nie byłaby już tak mile widziana…
                Biorąc prysznic, znów zaczęła zastanawiać się nad tym, co będzie dalej. Czy Markus faktycznie odpuści? Później uświadomiła sobie, że nazajutrz miała z nim lekcję. Ciekawa była, jak długi będzie musiała jeszcze tych lekcji unikać?
                Powoli się wytarła i ubrała luźne spodnie od piżamy oraz ciepły, chociaż cienki sweterek. Na boso przeszła przez pokój i wdrapała się na łóżko. Zasnęła niemal od razu. Obudziło ją stukanie. Wydawało jej się, że minęła zaledwie chwila, choć tak naprawdę minęło dwie godziny błogiego, przyjemnego snu… Zlokalizowała telefon, który nie wiedząc czemu znalazł się pod jej poduszką i sprawdziła godzinę - 2:13. A stukanie nie ustawało. Zaspana z cichym jękiem usiadła. W nocy zawsze wszystko wydawało się straszniejsze i nagle w jej głowie pojawiło się kilka dziwnych i pesymistycznych scenariuszy z tajemniczym stukaniem w roli głównej. Kiedy już uświadomiła sobie, że raczej żaden morderca nie pragnął jej śmierci, rozejrzała się.  Źródło dźwięku znalazła od razu. Chuda, wysoka postać stała za drzwiami balkonowymi. Wystarczył widok ciemnej sylwetki, by go poznała. Niezdarnie zeszła na dół i poczłapała do balkonu. Widząc ją, wziął dłoń z szyby, w którą bez przerwy bębnił palcami. Spokojnie czekał, aż dziewczyna otworzy.
                - Co ty robisz do cholery? – zapytała mrużąc oczy, kiedy już uchyliła drzwi. Chłód wdzierający się do środka przyprawił ją o gęsią skórkę. Czuła, jakby rozbudziła się zaledwie w połowie.
                - Muszę to wyjaśnić – Roy wszedł do środka, a ona automatycznie zrobiła krok w tył.
                - Co?
                - Nie chcę, żebyś… - patrzył na nią z góry bystrymi, jasnymi oczami. Po chwili zaczął od nowa – To mój przyrodni brat.
                Rozbudziła się w jednej sekundzie. Uniosła brwi patrząc na niego z niedowierzaniem.
                - To syn mojego ojca z wcześniejszego związku – dodał po chwili. Dziwiła się, że w ogóle jej się tłumaczył. Patrzył jej prosto w oczy, jego spojrzenie było tak przenikliwe, że z trudem je odwzajemniała.
                O tej porze naprawdę trudno było skupić myśli. Szybko dotarło do niej najważniejsze – Markus był synem byłego męża Kim. Co jeśli się znali i ona dowie się o wszystkim? Krzywo patrzyła na jej tatuaże, kolczyki i częste nocne wizyty Jamiego… Afera z nauczycielem była jak to wszystko razem pomnożone stukrotnie.
                Lana skuliła się z zimna, a Roy widząc to, zamknął drzwi.
                - Więc wiedziałeś od dawna? – zapytała po chwili. Starała się nie myśleć o wstydzie, musiała pogodzić się z faktami, oglądał te zdjęcia i nic już na to nie poradzi.
                - Nie. Rzadko się widujemy, ale wiedziałem, że ma kogoś na boku. Zawsze lubił się chwalić. W sylwestra wysłał mi zdjęcie, wtedy zorientowałem się, że to ty… A potem spotkałem cię na mieście. I zobaczyłem na twoim telefonie smsa od tego gnoja.
                Słuchała tego w milczeniu, było jej po prostu głupio. Kompletna kretynka… Romans z nauczycielem, potem te zdjęcia. A może Roy myślał, że jest łatwa, dlatego był taki miły?
                - Już nie będzie ci groził. Zdjęcia usunął – powiedział krótko.
                - Czekaj… nie rozumiem. Dlaczego to robisz? Nie jestem dziwką, nie wskakuję facetom do łóżka… - nie zdążyła jednak dokończyć, Roy szybko jej przerwał.
                - Wiem – uniósł lekko kąciki ust, uśmiechając się. Nie wytłumaczył jednak jaki był powód, a otworzył drzwi balkonowe i jeszcze zanim wyszedł, powiedział – śpij dobrze.
                Obserwowała jak zwinnie przechodził przez poręcz i łapiąc się kolejnych wystających części elewacji, zszedł na dół. Zniknął jej z oczu a ona westchnęła głośno. Nie powinna mu ufać, szczególnie po tym co działo się przez ostatnie dni, ale nic nie mogła poradzić, że za każdym razem wzbudzał w niej sympatię. Zasypiając zastanawiała się, co byłoby gdyby częściej pojawiał się w jej życiu jako starszy braciszek.

7 komentarzy:

  1. A tak właśnie myślałam że się to skończy

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog,masz smykałkę do pisania,naprawdę :* Zapraszam do mnie i liczę na szczerą opinię pozostawioną w komentarzu :) http://jednolife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem ;P Nie mogę się doczekać kolejnego, dodaj szybko ;) /Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny rozdział? ,**

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo jak fajnie ;) Już nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń