Obudziła się pełna optymizmu. Do szkoły poszła na drugą lekcję,
dzięki czemu zaoszczędziła sobie kłopotu, jakim byłoby oglądanie nauczyciela
francuskiego. Zajęcia minęły jej naprawdę szybko, a wszystkie komentarze i
opowiadania Emi były o wiele ciekawsze niż przez ostatnich kilka dni. W szkole
pojawił się Mick, co nieco zepsuło humor przyjaciółce, ale szybko jej przeszło.
Wzajemnie się ignorowali, jednak Lana wysłuchiwała wszystkich uszczypliwych
uwag na jego temat i wspierała koleżankę wymyślając kolejne. Dobrze wiedziała, że w
ten sposób lepiej radziła sobie z uczuciem do niego. Uważała go za chodzący
ideał, a nagle okazał się takim dupkiem. Po szkole razem poszły coś zjeść do
malutkiej restauracji. Lubiły tam przesiadywać, panowała tam przyjemna
atmosfera, być może przez zielony, spokojny wystrój wnętrza.
Lana
w końcu postanowiła powiedzieć Emi o całej aferze z Markusem i Royem. Zdała
sobie sprawę z tego, że nie było to do końca w porządku, ukrywać tak ważną
rzecz. W końcu Emilka opowiadała jej każdy szczegół swojego życia, dzieliła się
wszystkimi problemami…
-
Co za szowinistyczna świnia! – jej reakcja była do przewidzenia – a ja tak
rozpaczam, że mam pecha do facetów… Dlaczego wcześniej nie mówiłaś? Wyrwałabym
mu jaja!
-
Chyba właśnie dlatego – roześmiała się Lana, nagle uświadamiając sobie jak
bardzo kochała swoją przyjaciółkę. Warto było przeżyć te wszystkie lata
samotnie, by w końcu doczekać się tak wiernej koleżanki.
-
A Roy? Dwa razy cię uratował… Chyba nie sądzisz, że po prostu lubi pomagać?
Wpadłaś mu w oko!
-
Teoretycznie jestem jego siostrą, daj spokój – Lana pokręciła głową rozbawiona.
Emi wszędzie szukała romansów.
-
Teoretycznie! Tylko w papierach, jakie to ma znaczenie? Pewnie tkwi w nim
gorąca dusza…
-
Emi, błagam – przerwała jej i znowu głośno się roześmiała –po tej akcji mam
dość facetów do końca życia.
-
Ja trafiłam na Simona, teraz na Micka… Ale przecież to nie zmienia faktu, że
gdzieś jest ten mój wymarzony facet i czeka aż go znajdę.
Lana
miała ochotę zaproponować, by sprawdziła, czy czasem Ted nie jest tym facetem.
Z trudem się powstrzymała i po prostu zjadła kilka frytek.
Po
powrocie do domu, czekała ją niespodzianka. Kim, która krzątała się po kuchni,
wskazała jej niewielką paczkę leżącą na stole. Lana od razu ją złapała,
wstrzymując oddech. Od razu pomyślała o Markusie. A ona łudziła się, że miała
to za sobą… W środku była mała książka. Dziwne. Był to zbiór bajek dla dzieci…
Dopiero po chwili dotarło do niej, że znała tą książeczkę. Miała taką gdy była
mała. Ta była nowa, jednak wyglądała identycznie. Mama czytała jej ją przed
snem.
Lana
usiadła na wysokim taborecie, oparła się o blat, a książkę położyła przed sobą.
Gapiła się na nią i nie robiła nic, jakby bała się, że coś się stanie gdy ją
otworzy.
-
Wszystko w porządku? – zdziwiła się Kim, widząc to.
-
Właśnie nie jestem pewna – stwierdziła po dłuższej chwili. W końcu zwinnym
ruchem otworzyła książkę. Na stronie tytułowej, na dole widniał napis:
„Przepraszam”. Dobrze znała ten charakter pisma. Wiedziała, że napisała to jej
mama, nie była jednak pewna co o tym myśleć. Skutecznie przypominało to dobre
chwile. Kiedyś mama naprawdę o nią dbała. Bawiła się z nią, czytała jej. Lana
uwielbiała słuchać tych bajek. Królewna Śnieżka, Kopciuszek…
Szybko
zamknęła książkę i z powrotem wsunęła ją do bąbelkowej koperty. Kim cały czas
ją obserwowała, nieco zdezorientowana.
-
To nic takiego – stwierdziła w końcu Lana i uśmiechnęła się do niej. Szybko
zaangażowała się w pomoc przy obiedzie, mimo że nie była głodna. Kim nie
drążyła tematu, a Lana kompletnie nie wiedziała co o tym myśleć.
Kolejne
dni były spokojne, może nawet nieco za bardzo. Zbliżał się ślub taty Jamiego,
co z całą pewnością nie wprawiało go w dobry humor. Lana wybierała się z przyjacielem
na przyjęcie i miała zamiar dopilnować, żeby nie narobił głupstw, no i by
wieczór nie był aż tak beznadziejny jak tego oczekiwał.
W
piątkowe popołudnie Jamie czekał przed szkołą na Lanę, czego zupełnie się nie
spodziewała. Powitała go z szerokim uśmiechem.
-
Co tu robisz? Myślałam, że masz zajęcia do wieczora – powiedziała, kiedy razem
z Emi stanęły obok niego. Jamie miał na sobie dżinsy i szczelnie zasuniętą
skórzaną kurtkę. W ręce trzymał kask. Związane w kucyk, jasne włosy były
zmierzwione, jak zwykle kiedy jeździł motorem.
-
Zabieram cię na zakupy. Odstawimy się na jutro – stwierdził z uśmiechem.
-
Mmm… zakupy. Cholera, akurat dziś umówiłam się z Sarą… - Emi westchnęła i chcąc
nie chcąc pomachała im na pożegnanie i ruszyła w stronę domu. Niebieska,
zwiewna sukienka kołysała się w rytm jej kroków.
-
Chcesz się odstawić? – zapytała Lana wracając do tematu – myślałam, że
pójdziemy w tych samych ciuchach co na ślub Jima.
-
Mam nowy plan, pokażę ojcu, że ta jego cizia wcale nie jest taka ładna – taka
wizja wyraźnie go cieszyła, od razu się rozpromienił i podał kask Lanie. Sam
wyciągnął drugi, założył go i i usiadł na motor.
-
Jakim cudem? – idąc w jego ślady, również ubrała kask i nieco niezgrabnie
zajęła miejsce za przyjacielem.
-
Postawię ciebie obok niej.
-
Co? – zdziwiła się, zastanawiając się czy dobrze zrozumiała – mnie?
-
Trzymaj się, głupolu – zaśmiał się cicho i spuścił szybkę w kasku. Zapalił
motor, a Lana mocno chwyciła się go w pasie.
Nie
żartował, naprawdę pojechał do centrum handlowego i zaprowadził ją do
eleganckiego sklepu, jednego z droższych. Odkąd mieszkała z Jimem, było ją stać
na markowe ubrania, jednak raczej ich nie kupowała. Uważała, że wydawanie
pieniędzy na metkę było kompletnie bez sensu.
-
Ja stawiam – Jamie wskazał jej wieszak z sukienkami. Były posegregowane według
kolorów. Białe, kremowe, czerwone, brązowe, niebieskie, zielone… Aż sama nie
wiedziała na co w ogóle patrzeć.
-
Oszalałeś? – zapytała tylko.
-
Może niebieska? Pasuje do ciebie… I do mnie też przy okazji – parsknął
śmiechem. Oboje nie lubili zakupów i w przeciwieństwie do Emilki nie
przejmowali się tym, by wszystko ze sobą współgrało. Emi zawsze dobierała kolor
kolczyków a nawet lakieru do paznokci tak by wykańczały cały strój.
-
I nie odpuścisz mi? – dopytywała jeszcze Lana, zanim w ogóle zaczęła cokolwiek
oglądać.
-
Nie, lepiej zacznij przymierzać.
Piętnaście
minut później stała w przymierzalni patrząc na swoje odbicie. Jasnoniebieska
sukienka bez ramiączek ciasno opinała ją w biuście a dalej układała się luźno i
kończyła nad kolanami. Z czerwonym stanikiem wystającym spod materiału, włosami
związanymi w niedbały koczek z tył oraz z różowymi skarpetkami nie wyglądało to
za dobrze.
-
Mogę już? – dopytywał znudzony Jamie, stojąc po drugiej stronie zasłony
odgradzającej przymierzalnię od reszty świata. Ledwo zdążyła odpowiedzieć,
wsunął głowę do środka.
-
Może rozważysz zmianę partnerki? – Lana roześmiała się spoglądając na niego w
lustrze.
-
Wyglądasz idealnie, bierzemy – stwierdził po prostu. Sądząc po jego minie,
naprawdę mu się podobało. Lana nie miała poczucia stylu Emi, wątpiła też by
Jamie go miał… Jednak był artystą, więc coś musiało w tym być. Nigdy nie
potrafiła obiektywnie oceniać swojego wyglądu. Patrzyła głównie na to, by nie
wyglądać tragicznie, ale czy wyglądała dobrze? Nie potrafiła określić. Obróciła
się i obejrzała tył. Sukienka zaczynała się w idealnym miejscu, tuż pod smokiem
na jej łopatce. A do tego nie była aż tak droga jak większość rzeczy w sklepie.
-
Masz jakieś buty do tego? – zapytał Jamie chwilę po tym, jak wycofał się znów
czekając aż dziewczyna się przebierze.
-
Właściwie tak – stwierdziła przypominając sobie granatowe szpilki. Nie
potrafiła chodzić w tak wysokich butach, jednak żadne inne nie pasowałyby do
tej okazji. No i będzie miała kogo się podtrzymać.
Jamie
tak jak mówił, nie pozwolił zapłacić jej za nic. Nawet kiedy później wstąpili
po pasujący do sukienki stanik, zapłacił za niego ignorując przeraźliwie
ciekawskie spojrzenia starszej sprzedawczyni.
-
Teraz naprawdę się cieszę, że mam mnóstwo garniturów, koszul i całego tego
gówna – stwierdził Jamie, kiedy wreszcie wyszli na zewnątrz.
-
Naprawdę chcesz robić aż takie wrażenie? – zapytała spoglądając na niego
pytająco. Dziwiła ją ta zmiana, wcześniej rozważał opcję całkowitego olania
tego ślubu, a teraz chciał wypaść jak najlepiej.
-
Tak… Ta laska jest parę lat starsza od ciebie, ojciec się zachowuje jakby
wygrał na loterii. Ona tylko chodzi i chichocze w przerwach między zakupami,
fryzjerem i kosmetyczką. I jest sto razy brzydsza od ciebie.
-
Aż tak z nią źle? – roześmiała się, choć zrobiło jej się naprawdę miło.
Wprawdzie nie do końca wierzyła w to co mówił. Pewnie gdyby przestudiowała
jakąś książkę do psychologii, znalazłaby coś na temat idealizowania przyjaciół.
Chociaż… Jamie był bardzo przystojny niezależnie od tego czy był jej bliski czy
nie. I nie musiał robić nic, by tak było. Wyglądał dobrze, nawet kiedy budził
się z rano z kompletnym chaosem na głowie i cieniami pod oczami.
-
Myślisz, że się podlizuję? – zapytał z szerokim uśmiechem – naprawdę nie
widzisz jaka jesteś ładna?
Nie
musiała odpowiadać, wystarczyło, że spojrzała na niego jak idiotę. On od razu
wybuchnął głośnym śmiechem. Zabrał jej torbę z zakupami, przymocował ją na motorze,
a później podał kask.
-
Jedziemy do mnie? – zapytała zakładając kask – rano zabierzemy się do ciebie i
ogarniemy.
Teraz z kolei on nie musiał nic
mówić. Po prostu zawiózł ich pod jej dom, gdzie zaparkował. Ostatnio rzadko
nocował u niej. Chociaż Jim dawno do tego przywykł i bezgranicznie wierzył, że
„są grzeczni”, Kim nie potrafiła tego przełknąć. Krzywo na nich patrzyła, albo
kilkakrotnie wpadała do jej pokoju, jakby spodziewała się, że zastanie ich
nagich. Chociaż widok zadymionego od papierosów pokoju i ich z fajkami w ustach
też jej nie zadowalał. Nigdy nic nie mówiła, jakby nie było, nie była matką
Lany i nie chciała się wtrącać. Wymyślała najprostsze preteksty, by zaglądać. A
to, że zrobiła kolację, że może zaparzyć im herbaty… Cóż, najwyraźniej
skończyły się czasy, kiedy jej pokój był absolutnie prywatnym miejscem, do
którego nikt nie miał wstępu.
Cały
wieczór spędzili przed telewizorem oglądając przypadkową komedię. Dzięki temu
Jamie był w lepszym nastroju, mimo nadchodzącego ślubu, którego nie popierał.
Jak zwykle pozwolił Lanie wykąpać się jako pierwszej. Czekała na niego pod
kocem, kiedy wyszedł z łazienki z rozpuszczonymi, mokrymi włosami. Te sięgały
już prawie sutków na jego nagim torsie.
-
Ej… Jeśli ja muszę się odstrzelić, to dlaczego nie zrobimy tego z tobą? –
zapytała nagle Lana, przyglądając się mu intensywnie.
-
Co takiego? – zapytał z obawą, widząc, że wymyśliła jakiś „genialny” plan.
-
Właśnie sobie uświadomiłam, jak seksownie wyglądałbyś z rozpuszczonymi włosami
do ramion –wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-
I ty chcesz mnie obciąć? Nie potrafisz nawet chodzić prosto, a co dopiero
obcinać – parsknął śmiechem. Stanął za nią, kładąc ręce na oparciu kanapy. A
ona odchyliła głowę spoglądając na niego nachylającego się nad nią. Poczuła jak
kilka kropel z jego włosów spada na jej twarz. Już wiedziała, że jej nie odmówi
– Dobra… Pod warunkiem, że jutro zakręcisz sobie włosy, zrobisz makijaż, a do
tego założysz biżuterię, łącznie z kolczykami. Krzykliwymi, wielkimi
kolczykami.
-
Co tylko chcesz – odparła od razu. Kot Vincent śpiący obok niej, wstał, zrobił
kółko wokół własnej osi i znów zwinął się w kłębek. Nie ruszył się już, nawet
kiedy Lana gwałtownie wstała. Chwilę później Jamie siedział już na krześle,
przed lustrem w łazience, a ona z uśmiechem krzątała się wokół niego.
Kilka razy podcinała włosy mamie,
więc nie była to dla niej taka czarna magia. Sama nie wiedziała, skąd przyszedł
jej do głowy ten dziwny pomysł, ale naprawdę wyobraziła sobie go w krótszych,
rozpuszczonych włosach. Nie jak do tej pory, zawsze związanych w kucyk.
Jedno cięcie, i długi kosmyk spadł
na zimne płytki. Później dołączyły do niego kolejne. Skróciła mu włosy o prawie 15cm, więc różnica była znaczna.
- Przy mnie masz zakaz wiązania
włosów – stwierdziła zadowolona z dobrze wykonanej pracy. Przyglądała mu się w
lustrze, stojąc za nim. Był naprawdę przystojny, a do tego oryginalny. Tatuaże
na rękach i ten smok na łopatce. Wciąż dość długie jak na faceta włosy, a do
tego bardzo jasne.Przez te kilka miesięcy przywykła do jego urody, ale od czasu
do czasu niespodziewanie uderzało ją to, jaki był przystojny. W żaden sposób
nie wpływało to na ich przyjaźń, była pewna że lubiła by go tak samo, dyby był
tragicznie brzydki.
-
Tak mamo – odparł śmiejąc się.
Jakieś
12 godzin później te same słowa padły z ust Lany, gdy Jamie kazał włożyć jej
kolczyki. Znalazł wiszące, srebrne, zakończone błyszczącymi kulkami.
Najbardziej krzykliwe w całym jej asortymencie. Sama nie wiedziała, jakim cudem
dorobiła się kolekcji kolczyków, skoro praktycznie nigdy nie zakładała żadnych.
Miała tylko te siedem kulek na lewym uchu i nigdy ich nie wyciągała.
Od
godziny męczyła się z lokówką Kim, próbując zakręcić tą burzę włosów w taki
sposób, by nie sterczały na wszystkie strony jak afro. W końcu znalazła złoty
środek, zakręcając na rozgrzane urządzenie grube kosmyki. Chyba pierwszy raz w
życiu szykowała się kilka godzin. Jamiemu wyraźnie na tym zależało, choć Lana
nie do końca rozumiała co chciał przez to osiągnąć.
Ślub
był całkowicie inny niż ten Jima. Miało się wrażenie, że dopracowany był każdy
szczegół. Duży kościół, a w nim każda ławka przystrojona małym, białym
bukiecikiem. Idealnie dopasowany garnitur taty Jamiego i krzykliwa sukienka
panny młodej. Lana nie potrafiła znaleźć na nią innego epitetu. Koronki,
falbany, długi welon… Wszystkiego było dużo, było to krzykliwe, imponujące, ale
zdecydowanie nie ładne. Zupełnie jakby chodziło o to ile się na to wydało, a
nie jak w tym wyglądało. Lana obecnie poważnie wątpiła by sama znalazła się w
takiej sytuacji, ale jeśliby tak było, najbardziej w świecie chciałaby prostego
ślubu, najlepiej bez żadnych gości. Nie potrzebowałaby nawet białej sukni i
bukieciku.
Ślub
przebiegł bezproblemowo. Jamie nie chciał stać razem z rodziną, dlatego po
prostu wmieszali się w tłum. Lana obserwowała przyjaciela. Był niespokojny,
jakby ciągle miał nadzieję, że coś się zmieni. Nie zmieniło. Godzinę później
jego tata wyszedł na zewnątrz ze swoją żoną.
Wesele
było jeszcze bardziej okazałe. Ogromna, biała sala, długie zastawione stoły,
również białe… I dopiero tam Jamie w końcu skonfrontował się z ojcem. Stanął
naprzeciw młodej pary, razem z Laną i z trudem wydusił z siebie dwa słowa.
-
Moje gratulacje.
Lana,
która do tej pory trzymała go pod rękę, delikatnie ujęła jego dłoń. Chciała mu
pokazać, że go wspiera. A pan młody puchł z dumy, co raz zerkając na młodą
małżonkę. Spojrzał również na Lanę, robiąc taką minę, jakby nie mógł uwierzyć,
że to ta sama dziewczyna. W końcu stwierdził:
-
My, Gilbertowie, potrafimy wybierać kobiety - rozbawiony puścił im oczko. Była to
wyraźna sugestia co do Lany, jako że odchodząc spojrzał na nią wymownie. Ją to
bawiło, Jamiego najwyraźniej niekoniecznie…
-
Kretyn – mruknął tylko – dobra, obowiązek spełniony, chodźmy stąd.
Lana
ze smutkiem obserwowała przyjaciela. Naprawdę bolało go to, co działo się z
jego rodziną… Został mu praktycznie tylko ojciec, z którym nigdy nie dogadywał
się najlepiej. Teraz czuł, że nie było już dla niego miejsca…
Jamie
pociągnął ją za sobą, wciąż trzymając jej dłoń. Złapał pełną butelkę szampana
ze stołu i skierował się do wyjścia. Nie protestowała, również nie czuła się
dobrze w tym otoczeniu. Może i oboje byli w rodzinie lekarzy, ale żadne z nich
nie należało do świata, którym rządził pieniądz.
-
Poczekaj – powiedziała, kiedy już zabrali swoje kurtki i wyszli na zewnątrz. On
zatrzymał się i spojrzał na nią. Zdecydowanie nie lubiła, kiedy nie miał na
twarzy tego charakterystycznego, dużego uśmiechu – Musimy zrobić coś, co zatrze
to kiepskie wspomnienie. Choćby biegać po mieście i śpiewać do rana.
Wyraźnie
podłapał pomysł. W jego oku pojawił się błysk, a kąciki ust wreszcie
powędrowały w górę.
- I właśnie za to cię kocham, Lenny
– zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni kurtki papierosy. Palili idąc na
przystanek. Niestety nie mieli żadnego innego środka transportu. Lana nie
pytała co chłopak planował. Chciała po prostu sprawić, żeby dobrze się bawił.
Autobusem pojechali do jego domu.
Chociaż, właściwie był to teraz dom jego ojca i nowej małżonki… Weszli do
środka, ale tylko na chwilę. Jamie zabrał coś z sypialni ojca, a później
poprowadził przyjaciółkę w stronę garażu. Wystarczyło przycisnąć guzik, a drzwi
same się uniosły, odsłaniając dużą powierzchnię. Stały tam dwa samochody. Lana
kompletnie się na tym nie znała, mogła tylko powiedzieć, że jeden był zwyczajny,
choć drogi. To tym autem pan Gilbert jeździł do pracy i po mieście. Drugi wóz
był kompletnym przeciwieństwem. Niebieski, sportowy, z dziwacznymi, dużymi
lampami i niskim nadwoziem.
- Rany… - mruknęła widząc to cacko.
Takie auta widywała najwyżej w telewizji – gdzie twój ojciec tym jeździ?
- A myślisz, że jak wyrwał tą
zdzirę? Dzięki urokowi osobistemu? – parsknął śmiechem i żwawo podszedł do
samochodu – Wsiadaj księżniczko.
Nie musiał jej namawiać. Chwiejnie, bo wciąż na obcasach, podeszła i
otworzyła drzwi od strony pasażera. Usiadła wygodnie i rozglądnęła się. Kosmos.
Wszystko wyglądało niesamowicie, nawet kolory były dopasowane – na desce
rozdzielczej dominował czarny i niebieski kolor. Ekranu pośrdoku nawet bałaby
się dotykać, tak wiele było wkoło przycisków. Jamie zasiadł za kierownicą, a butelkę
szampana rzucił na tylne siedzenie. Dobrze, że nie zdążyli nic wypić…
- Jesteś pewien, że możemy? – zapytała go, choć i tak wiedziała, co
będzie dalej. Z uśmiechem przekręcił kluczyk w stacyjce i z impetem ruszył do
przodu, wyjeżdżając najpierw na zewnątrz, a później na ulicę. Pilotem zamknął
za sobą garaż.
Lana była spokojna, choć wsiadając z kimkolwiek innym do takiego auta,
mogłaby czuć się niepewnie. Bez problemu mogliby wycisnąć 200 na godzinę, a
pewnie i więcej. Jamie tego nie robił. Jechał spokojnie, przyspieszając tylko
na prostych drogach i to też w granicach rozsądku. Nie była pewna, czy nie
byłoby inaczej, gdyby z nim nie pojechała…
- Gdzie jedziemy? – zapytała w końcu. Chłopak zaczął wciskać dotykowe
przyciski na ekranie i po chwili samochód wypełniła cicha, choć mocna muzyka.
- Niech pomyślę – stwierdził z każdą sekundą oddalając się od miasta –
kiedyś byłem w świetnym barze… Mam nadzieję, że jeszcze istnieje.
Nie protestowała. Przecież nie wkopałby ją w żadne kłopoty, tego była
stuprocentowo pewna. Pokonali jeszcze kilkanaście kilometrów, mijając małe
wioski. Aż w końcu znaleźli. Drewniany budynek na uboczu, nieco obskurny, ale
zdecydowanie oryginalny. Wystylizowany na wzór barów z westernów. Dwupiętrowy
budynek, drewniane okna i dwuskrzydłowe drzwi. Zaparkowali przed i razem weszli
do środka. Wewnątrz było jeszcze ciekawiej. Drewniane stoliki, długa lada
barowa a za nią półki za alkoholami i duże beczki z piwem. Dwie pracujące tam
kelnerki miały na sobie bordowo-białe sukienki z gorsetami. Alkohol podawano w
dużych kuflach, a muzyka country leciała z przepięknej, dużej szafy grającej. A
po przeciwnej stronie sali była mała, okrągła scena ze stojącym mikrofonem.
- Ekstra – stwierdziła tylko Lana. Nie lubiła tych nowoczesnych
imprez, w ścisku, z głośną elektroniczną muzyką i ostrymi migającymi światłami…
A tu było idealnie. Kilka osób siedziało przy stolikach, ludzie dopiero się
zbierali, w końcu było jeszcze wcześnie.
- Zjemy coś? – zapytał Jamie. Był wyraźnie w lepszym humorze. Lana
zastanawiała się co w takim miejscu mogli podawać, obawiała się, że jakieś
krwiste steki, żeberka czy coś w tym stylu. Ale okazało się, że nie brakowało
frytek ani hamburgerów.
Jedząc, Jamie opowiadał przyjaciółce, skąd znał to miejsce. Byłą to
pierwsza impreza jego i Teda, jeszcze na pierwszym roku studiów. Od tego czasu
się kumplowali i do dziś żaden z nich nie pamiętał co właściwie się tam działo.
Obaj za dużo wypili, ale ponoć bez skrępowania brali udział w karaoke…
Opowiadając to, chłopak śmiał się na całego.
- Zamierzam tak cię dzisiaj spić, że ze mną zaśpiewasz – stwierdził po
chwili wskazując na małą scenę.
- Nawet na to nie licz.
Kilka godzin później nie była już taka zawzięta. Wypili po dwa kufle piwa,
a w międzyczasie zdążyło pojawić się więcej ludzi.
- Chciałbyś – odpowiedziała, kiedy znów powiedział, że będzie z nim
śpiewała.
- Ale zatańczyć ze mną musisz.
Nie czekał na odpowiedź, po prostu wstał, zrzucił marynarkę i wyciągnął
do niej dłoń. Ona zostawiła wysokie buty obok stolika i pozwoliła mu się
prowadzić. Nigdy wcześniej nie czuła, że taniec może sprawiać taką frajdę. Po
prostu skakali, bawili się nie zważając na nic. Nie musiała znać kroków, ani
martwić się o to co powiedzą inni. Po pierwsze, byli jej zupełnie obcy, a po
drugie im też nie szło najlepiej. Wyglądem na pewno się wyróżniali: Lana w
eleganckiej sukience, włosami zakręconymi w równe spirale, a Jamie w garniturze
i rozpuszczonymi włosami. Co prawda ściągnął marynarkę i rozpiął dwa pierwsze
guziki koszuli, ale to i tak nie zmieniło faktu, że nie pasowali do otoczenia.
Zaczynało szumieć im w głowie i oboje zapomnieli już dlaczego się tam
znaleźli. Bawili się doskonale, wypili kolejne piwo… I kilka minut po północy
Lana stanęła na scenie obok Jamiego. Długo się potem zastanawiała jak to się
stało. Przypuszczała, że to sprawa alkoholu, ale naprawdę wydawało jej się
wtedy, że całkiem ładnie to wychodziło. Padło na piosenkę „Wherever you will go”
i choć na co dzień nie jest typem romantyczki, wtedy przeżywała to jak nigdy…
Nie pili już więcej, ale bawili się do późna. O 2 wyszli na zewnątrz i
stanęli przed wejściem, które było oświetlone dzięki małej lampce nad
drzwiami. Jamie przyglądał się Lanie z uśmiechem.
- Muszę to uwiecznić – powiedział w końcu wyciągając telefon. Zrobił
kilka zdjęć, kiedy patrzyła na niego jak na idiotę, a także gdy zaczęła się z
tego śmiać. Przyzwyczaiła się już do tego, że w najmniej spodziewanych
momentach zawsze robił jej zdjęcia. Mówił, że szuka inspiracji do kolejnych jej
portretów. Wciąż o tym mówił, choć nie widziała jeszcze tych obrazów, prócz
tego pierwszego, na którym uwiecznił powstawanie jej tatuażu.
- Czekaj – powiedziała stając blisko niego. Przysunęła twarz tak, że
dotykali się policzkami i poczekała, aż przyjaciel zrobi im wspólne zdjęcie.
Chwilę później siedzieli razem w samochodzie. Jamie włączył ogrzewanie,
a później bawili się przyciskami obok siedzenia. W końcu obojgu udało się
obniżyć oparcia. Leżeli i przez przednią szybę obserwowali ciemne niebo. Gadali
o kompletnych głupotach, choć nie trwało to długo, bo Lana zwyczajnie
odpłynęła.
Rano obudził ją dźwięk przychodzącej wiadomości. Było kilka minut przed
ósmą, Jamie spał leżąc na plecach, tak samo jak gdy zasypiał. Wokół panował
spokój. Nieco skołowana włączyła smsa i wtedy aż ją zmroziło.
„Zastanawiam się, co ci dać na koniec… Chyba nie zasłużyłaś nawet na
dwa, nie sądzisz? Braciszek ci nie pomoże. Przemyśl to.”.
Pod wiadomością znajdowało się zdjęcie. Lana stojąca w ręczniku w
łazience Markusa.
A ten idiota dalej sobie nie odpuścił... ;P Boskie, dodaj szybko kolejny rozdział ;) /Jagoda
OdpowiedzUsuńMam dosyć tego Marcusa!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Lana będzie z Jamie'im. Jakoś mi tak pasują do siebie.
A no i rozdział świetny *o*
Czekam na następny.
[ Spam ]
OdpowiedzUsuńwww.koszyk-blogow.blogspot.com
Zapraszam Do Zapisywania się :)
Przyjmuję opowiadania autorskie, FF, oraz ocenialnie, katalogi i bety. :)
Czekam na następny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejną notkę? Nie mogę się jej doczekać!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Wciąga niesamowicie. Coś czuję, że Jamie i Lana będą razem.
Bardzo im kibicuję, a Marcus niech spada na drzewo, O!
Pozdrawiam- Free Women
www.wojowniczaraisa.blog.pl /
www.aiszamuzykapasja.blog.pl /
www.boksdokoncazycia.blog.pl :D
ZAPRASZAM!