piątek, 28 listopada 2014

Rozdział trzynasty o świątecznej gorączce

Stała tam jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widziała Markusa. Jedno było pewne - nie chciała go więcej oglądać, chociaż było to nieuniknione. Nie mogła zrezygnować z francuskiego w szkole. Jamie sprawiał wrażenie jakby gotowy był ją pocieszać, zaproponował nawet wizytę w cukierni. Ale nie, nie była załamana. Ich związek od początku był czysto fizyczny, w ogóle się do Markusa nie przywiązała… Tylko nie mogła zrozumieć, jakim cudem pozwoliła zrobić z siebie kochankę niewiernego męża? Musiała się upewnić, czy tak rzeczywiście było.
- Mała, w porządku? Powiedz coś, bo sam nie wiem jak zareagować – powiedział w końcu Jamie – powiedz, że masz to gdzieś, albo się rozpłacz, cokolwiek.
Rzeczywiście, beznamiętnie szła obok niego, głaszcząc kotka.
- Daj spokój, nic mi nie jest – stwierdziła w końcu – wyjaśnij mi tylko jak to się stało, że wdałam się w romans z takim facetem?
Nagle poczuła potrzebę wzięcia długiej kąpieli. Czuła się brudna. To co było do tej pory, zupełnie się zmieniło w jej oczach. Dlaczego nie mieszkał z tą dziewczyną? Faceci… Wszyscy są tacy sami.
- To nie twoja wina, że to taki dupek. Bez przesady… Nie mogłaś wiedzieć, że ma rodzinę. Przysięgam, następnym razem dokładnie sprawdzę każdego faceta, z którym się umówisz.
- Jestem wściekła. Chodźmy po to ciastko – stwierdziła w końcu, a kiedy Jamnie się roześmiał, zawtórowała mu. Niby nic takiego nie zrobił, ale jak zawsze poprawił jej humor. Gdyby nie to, że tam był, pewnie długo by się wściekała, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Powinien być psychologiem, nie artystą.
Spędzili razem cały wieczór, zajadając się ciastkami, bawiąc się z Vincentem i czytając miłosne poradniki od Emi. Jamie szczególnie zaczytał się w jednej i kiedy już się umył, namiętnie czytał ją dalej. Lana weszła pod prysznic i zaczęła rozmyślać o Markusie. Złość jej przeszła, jednak wciąż była w szoku. Wiedziała, że nie mogło to długo trwać… Ale nie mogła uwierzyć, że pozwoliła zrobić z siebie dziewczynę do towarzystwa. Co to był za człowiek?
Owinęła się ręcznikiem i spojrzała na telefon. Leżał na stercie ubrań, które ściągnęła kilka minut wcześniej. W jednej chwili złapała go i wybrała numer Markusa. Może nie powinno się załatwiać takich spraw przez telefon, ale czy powinno się zdradzać żonę z uczennicą?
- Cześć śliczna – usłyszała jego głos w słuchawce i aż się w niej zagotowało.
- Masz żonę? – wypaliła pierwsze, co przyszło jej do głowy.
- Co? Skąd wiesz? Nie, to na razie narzeczona... – zdziwił się, jednak wcale się nie speszył… jakby to było coś zupełnie naturalnego.
- I jest w ciąży?
- Tak… Ale jakie to ma znaczenie? Przecież nie chcesz zakładać ze mną rodziny, co kotku?
- Dupek.
Tylko to powiedziała, zanim się rozłączyła. Była przygotowana na to, że zacznie się wykręcać, przepraszać, albo cokolwiek… A on po prostu uważał, że to nic złego. Nie tego oczekiwała.
Szybko ubrała piżamę i gwałtownie wyszła z łazienki. Jamie spoglądał na nią z kanapy. Na pewno słyszał.
                - Powiedział, że to nic takiego. Faceci zdradzają, kombinują na prawo i lewo, ale który się do tego przyznaje i mówi, że to nic takiego? Jestem kompletną idiotką.
                - Przestań, trafiłaś na kretyna i tyle. Teraz to już nie twoja sprawa, chce zdradzać, niech zdradza. A jeśli będzie robił problemy w szkole, zagrozisz, że powiesz tej jego żonie.
                - Dla ciebie wszystko jest łatwe. Jesteś zupełnie jak Emi! – westchnęła opadając na kanapę, ale kiedy zobaczyła minę przyjaciela, uśmiechnęła się – dobra dobra, cofam to.
                Jamie przyciągnął ją do siebie, tak że mokrą głowę oparła na jego ramieniu. Odpaliła papierosy i podał jej jednego.
                - Koniec, przestań o tym myśleć, za dużo się przejmujesz. Nigdy więcej się z nim nie spotkasz, pomijając lekcje, nie dzwoń, nie pisz do niego. Inaczej ci się ode mnie dostanie, jasne?
                Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, do pokoju wparował Jim. Nawet nie pukał. Był to pierwszy raz, kiedy wszedł, gdy miała gościa. Popatrzył na nich uważnie, jednak nie mógł się do niczego przyczepić. Chociaż, pewnie nie był zachwycony faktem, że u jego córki spał chłopak w samych bokserkach.
                - Żenię się – oznajmił z uśmiechem.
                - Co? – Lana wyprostowała się z wrażenia – oświadczyłeś się?
                Wprawdzie mówił jej o tym, że zamierza, ale to było rano. Nie sądziła, że przejdzie do działania tak szybko. Jeszcze nie do końca oswoiła się z samą myślą o nowej żonie taty…
                - Tak… Zorganizuję mały ślub jak najszybciej, jak się uda. Ale… Na pewno nie masz nic przeciwko? – zapytał, już zupełnie nie przejmując się obecnością Jamiego. Pewnie i tak domyślał się, że chłopak jest ze wszystkim na bieżąco.
                - Daj spokój, to twoje życie, nie musisz mnie pytać o zdanie – zaśmiała się, choć tak naprawdę bardzo cieszyło ją to, jak się z nią liczył – Kim to fajna dziewczyna, na pewno się dogadamy.
               

                 Kolejne dni mijały szybko, choć monotonnie. Jedyne co się zmieniło, to fakt, że sobotnie wieczory Lana miała dla siebie. Jamie wyprowadził się po kilku dniach, kiedy razem z Tedem znaleźli nowe mieszkanie. Dwa małe pokoje. Zamierzali je odmalować i urządzić, jako że jedyne co w nich było to łóżka. To zajmowało im sporo czasu, zresztą Lana też się do tego włączyła.
                Emi zaczęła regularnie spotykać się z Mickiem. Twierdziła, że to najcudowniejszy facet na świecie, to jednak nikogo nie powinno dziwić. Simon też był ósmym cudem świata… Najważniejsze jednak, że tym razem zabrała się do tego z głową. Umawiali się na mieście, chodzili do kina i jak twierdziła Emi, nie doszło do niczego poza całowaniem.
                Zbliżały się święta, a jednocześnie ślub Jima. Jakimś cudem udało mu się zaklepać termin w pierwszą sobotę po świętach. Kim miała wprowadzić się po ślubie, ale święta spędzali razem. Okazało się, że miała syna, który mieszkał już na swoim, ale miał pojawić się któregoś świątecznego dnia. Zresztą, razem z nim mieli być świadkami na ślubie. Niewiele o tym chłopaku mówili, Lana nic wcześniej o nim nie słyszała. Właściwie nie miało to dużego znaczenia, w końcu nie wprowadzał się do nich. Jeszcze tego by brakowało. Lana cieszyła się na te zmiany. Od dawna uważała, że Jim powinien kogoś sobie znaleźć. Dawno wyrosła z marzeń o zejściu się rodziców. A o mamie, no cóż, od dawna nie słyszała. Zastanawiała się, czy nie powinna zadzwonić, albo ją odwiedzić, ciągle jednak nie czuła się na to gotowa. Martwiła się trochę, czy dogadają się z Kim mieszkając pod jednym dachem. Polubiła ją, jednak znała ją tylko z kilku kolacji w domu, które zresztą sama gotowała. Wreszcie trafił się ktoś kto potrafił gotować. Lana była optymistycznie nastawiona do nowej sytuacji, zresztą, nie była już dzieckiem i tak naprawdę nie wiedziała jak długo będzie mieszkała z ojcem. Na razie nie miała planów, nie wiedziała czy zacznie studia, czy znajdzie jakąś pracę.
                Sprawa z Markusem ucichła. Lana uspokoiła się, pogodziła się z tym co się stało i starała się nie myśleć o całym tym nieudanym związku. Najgorsze były lekcje z nim, zerkał na nią w taki sam sposób jak dawniej, jakby nic się nie zmieniło. Miała wrażenie, że ciągle miał nadzieję na ciąg dalszy. Ale ona nie dawała mu szansy nawet na rozmowę. Wychodziła z klasy pierwsza, telefonów najpierw nie odbierała, później po prostu zablokowała jego numer. Nagle przestał być przystojnym, gorącym facetem. Teraz w jej oczach był tylko żałosnym erotomanem.
               
                W końcu nadeszły święta. Lana cieszyła się na te dni jak mała dziewczynka. Szczególnie, że zapowiadały się w liczniejszym gronie. Była pewna, że wpadnie też Jamie, a nie wykluczała także tajemniczego syna Kim. To były tylko przypuszczenia, ale nie wiedziała czy powinna cieszyć się na tą wizytę.
                W świąteczny poranek obudziła się wcześnie i pierwsze co zrobiła, to wysłanie smsów o treści „Wesołych Świąt!!!!” kolejno do Jamiego, Emi  i Teda. Później zbiegła na dół i powiedziała to samo do Jima, który siedział w kuchni nad kubkiem kawy.
- To dla Ciebie – powiedział wskazując na małą paczkę leżącą obok niego – nie zdążyłem zapakować. Od kiedy tak wcześnie wstajesz?
                Od razu podbiegła i rozpakowała prezent. Nie wiedziała skąd brał się w niej taki entuzjazm, jednak była autentycznie szczęśliwa.
- Sam tego nie wybierałeś – stwierdziła widząc cały zestaw biżuterii. Nie były to jednak jakieś zwykłe pierścionki i kolczyki… Dwie szerokie, skórzane bransoletki, czarne kolczyki i zegarek z długim paskiem z ćwiekami. W życiu sam by na to nie wpadł, sama właśnie takie rzeczy by wybrała. Idealnie pasowały do jej gustu.
- To już moja tajemnica – zaśmiał się tylko, wiedząc, że nie było sensu zaprzeczać.
Długo siedzieli razem, pijąc kawę. W południe pojawiła się Kim, serdecznie się z nimi witając. Ona zawsze tryskała humorem. I zawsze była dla Lany bardzo miła. A ona miała nadzieję, że naprawdę ją polubiła, jak twierdziła. Nie zazdrościła Jamiemu, który wolał się wynieść niż mieszkać z narzeczoną taty. On z kolei pojawił się dokładnie w chwili, kiedy Lana wyszła z kuchni. Wciąż miała na sobie piżamę i uznała, że czas najwyższy się ubrać.
- Zabieram cię na świąteczny obiad – oznajmił uśmiechnięty. Sam nie wiedział, jak spędzi święta. Jego relacje z ojcem nie były najlepsze, nie zaprosił go i Jamie nie wiedział czy po prostu nie jest mile widziany, czy może jego tata uznał, że wizyta syna to oczywistość. Jakby nie było, dobrze wiedział, że nie będzie sam. Lana już dawno zapewniała go, że jest u niej mile widziany.
- A mogę się chociaż ubrać? – zaśmiała się blondynka, kiwając do niego palcem w geście zaproszenia. Razem udali się do jej pokoju, gdzie szybko się ubrała i uczesała.
Było dopiero południe, ale zapowiadało się na najlepsze święta w jej życiu. Nie twierdziła, że z mamą było źle… Było po prostu nudno. Święta nigdy nie były czymś niezwykłym.
Jamie zaprowadził ją do małej, ale przytulnej restauracji, gdzie zamówili naleśniki z bitą śmietaną i owocami.
- Ted pojechał do domu? – zapytała Lana. Jego dom rodzinny był oddalony o jakieś 30km od miasta.
- Taaa… Wróci dopiero na sylwestra. Idziemy na imprezę ze znajomymi z roku. Zabierzesz się?
- Chyba nie. Nigdy nie było we mnie ducha imprezowicza… Za to Emi wymyśliła sobie z Mickiem jakąś wielką imprezę. Nie wiem dokładnie o co chodzi.
- Ciągle szaleńczo zakochana? – Jamie wiedział praktycznie wszystko o związku Emilki. I wcale nie dlatego, że Lana mu opowiadała, chociaż to także. Różowowłosa ostatnio mówiła głównie o tym, nawet kiedy spotykali się wszyscy razem. Najgorzej znosił to Ted. To, że podobała mu się Emi wiedzieli wszyscy, oprócz samej zainteresowanej. Biegał wkoło niej za każdym razem, a kiedy jej nie było, zawsze pytał co się z nią dzieje. Lana nie mogła pojąć, jak przyjaciółka mogła być tak ślepa. Ona, taka specjalistka od związków i facetów.
- Daj spokój, nie wiem czy to jej kiedykolwiek przejdzie – zaśmiała się. Ostatnio gdy widziała się z Emi, ta opowiedziała jej ze szczegółami jak będzie przebiegał, według niej, ich związek. Chodzili ze sobą prawie miesiąc i jak do tej pory nie dała się zaprosić do niego po skończonej randce, odmawiała też kiedy pytał czy może wejść do niej. Uznawała to za największy powód do dumy, a Lana udawała że jest pod wrażeniem, chociaż wcale nie uważała, że miesiąc związku bez seksu było jakimś wielkim dokonaniem. Sama przysięgła sobie, że już nigdy nie da się tak omotać facetowi, jak Markusowi. Minęło trochę czasu, jednak ona ciągle zastanawiała się nad tym, czy kiedykolwiek jeszcze będzie spotykała się z kimkolwiek. Wcale jej się do tego nie spieszyło.
- Ciekawy jestem, kiedy Ty zaczniesz mi opowiadać z takim zapałem o jakimś facecie – stwierdził Jamie, jakby czytał jej w myślach. Sam jak do tej pory podchodził do związków z dystansem. Co prawda udało mu się jakoś wytłumaczyć dziewczynie, dlaczego Lana odebrała jego telefon w środku nocy, ale znacznie ograniczył częstość randek z nią. Twierdził, że go męczyła.
- Nie wierzę w związki – powiedziała, przypominając mu swoje poglądy na temat miłości. Niezmiennie twierdziła, że takie rzeczy miały miejsce tylko w filmach.
- W końcu zmienisz zdanie – stwierdził tylko śmiejąc się. On naprawdę wierzył w to, że będzie miał kiedyś szczęśliwą rodzinę. Raz powiedział jej nawet, że zamierza mieć gromadę dzieci, które tak jak on będą artystami.
- Zostanę starą panną, będę mieszkać w małym, zagraconym mieszkanku z dziewięcioma kotami. A kiedy umrę, zjedzą moje zwłoki zanim ktokolwiek je znajdzie.
- Nie ma mowy, będziesz mieszkała ze mną – zaśmiał się rozbawiony.
- Nie wiem jak się wytłumaczyłeś przed Kathy, ale z żoną to na pewno nie przejdzie.
- Coś wymyślę. A jak przygotowania do ślubu Jima?
- To będzie małe przyjęcie, w końcu to tylko cywilny. Ale i tak muszę kupić sukienkę – westchnęła. Odwlekała to, nigdy nie lubiła zakupów, w szczególności jeśli chodziło to elegancki strój.
- A ja krawat, który będzie do niej pasował – zaśmiał się. Już dawno ustalili, że pójdą razem. Najpierw na ślub Jima, a trzy tygodnie później ojca Jamiego.
Żałowała, że Jim nie będzie miał prawdziwego ślubu i wesela. Bez białej sukni, kwiatów i tego całego szaleństwa. Czasem zastanawiała się, jak wyglądał ślub jego i mamy. Z pewnością wtedy się cieszyli… I co z tego wynikło?
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, całkiem ładna brunetka podała im naleśniki. Jamie uśmiechnął się do niej, a nawet puścił oczko dziękując. Lana nie mogąc się powstrzymać, parsknęła śmiechem, jak tylko tamta odeszła.
Kończyli już jeść, kiedy zadzwonił telefon Jamiego. Ojciec dzwonił, by upewnić się, czy przyjdzie na kolację. Lana patrzyła na przyjaciela z uśmiechem, kiedy rozmawiał. Udawał, że jest mu to obojętne, ale dobrze wiedziała, że cieszył się z tego telefonu. Jego ojciec może nie był idealny i Jamie pewnie nigdy nie zaakceptuje jego nowego związku, ale to wciąż był jego tatą i tęsknił za nim. Nawet za jego marudzeniem, że postanowił być artystą, a nie lekarzem.
Godzinę później wróciła do domu. Kim krzątała się w kuchni, wyciągając z szafek rzeczy, o których istnieniu Lana nawet nie miała pojęcia. Przygotowywała kolację i dekorowała ciasto, które upiekła dzień wcześniej. Lana włączyła się w przygotowania, pomagając w prostszych rzeczach. Wolała nie ryzykować zniszczeniem kolacji. Jim musiał niestety być w pracy, ale miał pojawić się popołudniu.
- Roy będzie na kolacji – powiedziała Kim, a Lana domyśliła się, że chodziło jej o syna – mam nadzieję, że się dogadacie… Nie zrażaj się do niego, jest trochę trudny.
Spojrzała na Lanę nieśmiało. Ciągle czuła się nieswojo w nowej roli. Jakby nie było, miała stać się macochą dziewczyny.
- Tak naprawdę to dobry chłopak, po prostu jest strasznie zamknięty w sobie – dodała po chwili, wyraźnie tym zmartwiona.
- W porządku, na pewno nie będzie tak źle – powiedziała Lana uśmiechając się pokrzepiająco. Nie musieli się przecież przyjaźnić. Tak naprawdę wystarczyłoby, gdyby po prostu się tolerowali.
Popołudniu razem przygotowały stół i zastawę. Tak oficjalnie nie było w tym domu chyba nigdy, nawet podczas pamiętnej kolacji z lekarzami, na której zresztą Lana poznała Jamiego. Jim pojawił się tak jak obiecywał i od razu poszedł się przygotować. Lana w tym czasie wygrzebała z szafy najbardziej elegancką tunikę jaką miała, a do niej ciemne legginsy. To jedyny elegancki strój, który akceptowała. A w końcu lepsze to niż sukienka.
„Wieczorem idę do Micka. To jest ta noc, bo kiedy jak nie w święta?” – takiego smsa dostała Lana od Emi, zanim jeszcze zeszła na dół. Zaśmiała się na głos, nie mogąc się powstrzymać. Ostatnio kiedy się widziały, twierdziła, że najlepszy czas to sylwester. Bo jak twierdziła – jaki sylwester, taki cały rok.
Lana sama nie wiedziała jak to skomentować. Nie zamierzała jej pouczać, sama wiedziała najlepiej czego chciała, poza tym, cokolwiek by nie powiedziała, Emi i tak zrobiłaby tak jak sama uważała.
Pogłaskała Vincenta, który spał na kanapie i zeszła na dół, ciekawa czy był już syn Kim. Zastanawiała się, czy rzeczywiście był taki „trudny” jak twierdziła jego mama. Był. Siedział przy stole z rękoma splecionymi na piersiach. Miał na sobie skórzaną, czarną kurtkę, które najwyraźniej nie miał zamiaru ściągać. Był wysoki, co stwierdziła bo jego szczupłej, długiej sylwetce. Wyciągnięte nogi sięgały daleko pod stół. Na stopach miał ciężkie glany. A ona założyła baleriny. Poczuła się nagle jak udekorowana bombka. Nawet nie spojrzał, kiedy weszła. Kim rozłożyła już jedzenie i zasiadła obok syna. Mówiła coś do niego, jednak on odpowiadał tylko półsłówkami.
Miał jasne, lekko falowane włosy prawie do ramion, zaczesane do tył i ciemne oczy. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe i szczęka, sprawiały, że wyglądał groźnie. Nawet bez uprzedzeń jego matki, Lana domyśliłaby się, że do przyjemnych facetów nie należał.
- To jest Lana, córka Jima. Opowiadałam ci – powiedziała z uśmiechem Kim. Roy dopiero teraz skierował ciemne tęczówki w stronę dziewczyny. Uniósł lekko brwi, ostentacyjnie wodząc wzrokiem po jej ubraniu. Była zaskoczona jego zimnym spojrzeniem. Nawet nie raczył się odezwać.
- Hej – przywitała się krótko, siadając naprzeciwko. Nie miała zamiaru na siłę zaczynać rozmowy. No tak… nie mogło być przecież wszystko perfekcyjnie. Polubiła Kim, cieszyła się ze ślubu Jima, a także z mającego się pojawić maleństwa. Wszyscy się ze sobą świetnie dogadywali. Ale oczywiście musiał się pojawić ten chłopak, z którym żadną siłą nie będzie mogła się dogadać.
Na szczęście swoim zachowaniem nie zrujnował całego wieczoru. Kim razem z Jimem i Laną śmiali się podczas kolacji, rozmawiali ze sobą jak zawsze. Tylko od czasu do czasu włączał się Roy. I to wyłącznie wtedy, kiedy ktoś bezpośrednio o coś go pytał. Poproszony przez Kim, w kilku słowach wyjaśnił że mieszka sam i pracuje w warsztacie. Lana sama zdążyła zaobserwować tylko kilka szczegółów, takich jak dokładnie siedem kolczyków w jego lewym uchu. Były to małe, srebrne kółka, które okalały prawie całe ucho.  
Po skończonej kolacji, od razu się pożegnał i wyszedł, co wcale nie zdziwiło Lany. Przez cały czas sprawiał wrażenie jakby tylko na to czekał.
                - Przepraszam, czasem jest okropny – westchnęła zakłopotana Kim – od dawna był samodzielny, szybko poszedł na swoje i teraz jeszcze gorzej się z nim dogaduję. Czasem się zastanawiam co on ma w głowie. Te kolczyki, tatuaże…
                Po tych słowach Lana instynktownie dotknęła swojego lewego ucha. Przejechała palcem po siedmiu małych kulkach, które nosiła od kilku lat. Chyba Kim nie była tak wyrozumiała jak Jim. I chyba nie należało specjalnie obnosić się z własnym tatuażem.
                - Nie przejmuj się – pocieszał ją Jim. Ale największym zaskoczeniem była odpowiedź Kim, gdy zapytał ją czy Roy wpadnie też kolejnego dnia.
                - Nie, jedzie odwiedzić ojca w więzieniu – Jim najwyraźniej o tym wiedział, miał niewzruszoną minę. Jednak Lana omal nie udławiła się sokiem. Mimo ogromnej ciekawości, nie zapytała dlaczego siedział. Po prostu nie wypadało… Ale obiecała sobie, że wypyta o to Jima, kiedy tylko nadarzy się okazja.
               
Rano obudził ją Vincent. Przez ostatnie dwa tygodnie zdążył już się do niej przyzwyczaić. Budził ją miauczeniem, codziennie. Drugi dzień świąt nie był już tak oficjalny. Zjadła śniadanie z ojcem i jego narzeczoną. Później pojechali gdzieś na obiad, a ona została sama.  Oczywiście, chcieli ją zabrać, jednak uznała, że powinna zostawić ich we dwoje. I nie żałowała, bo pojawił się Jamie. Wizyta u ojca się udała. Jak twierdził, nawet ta jego dziewczyna starała się być miła. Naprawdę cieszył się, że tata wciąż chciał utrzymywać z nim kontakty. Bał się, że wykreślił go już jako swojego syna. A Lana nie mogła przestać myśleć o tym co powiedziała Kim. Roy odwiedzał ojca w więzieniu… Nie wiedziała co takiego zrobił, ale imponowało jej to co robił chłopak. I znów czuła poczucie winy w związku z mamą. To ona ją przekreśliła i sama była sobie winna, że spędzała święta sama, zamknięta w ośrodku. Ale z drugiej strony, ciągle była jej matką… Ale za bardzo się bała by ją odwiedzić. Po ostatnim spotkaniu nie była pewna, czy matka znów nie rzuciłaby się na nią ze złością.
- Ojciec i ta dziunia wyjeżdżają i nie będzie ich cały tydzień - oznajmił Jamie wyrywając ją z zamyślenia – co powiesz na wieczór w jacuzzi?
- O tak… Strasznie za tym tęskniłam – zaśmiała się Lana. Uwielbiała te wieczory, które spędzali w tej małej łaźni.
Spędzili razem cały dzień. Kiedy wychodzili z domu Lany, jej ojca ciągle nie było. Po prostu zadzwoniła do niego i powiedziała, że będzie u Jamiego na noc. On jak zwykle nie protestował, choć Lana nie była pewna co pomyślałaby o tym jego narzeczona. Chociaż bardzo ją lubiła, nie zazdrościła Royowi, mimo zupełnego braku sympatii do niego. Najwyraźniej Kim znacznie różniła się od Jima jeśli chodzi o wychowanie. Ciekawe jak to pogodzą wychowując wspólne dziecko…
W domu Jamiego nieco się pozmieniało. Widać było, że nowa narzeczona zaczęła urządzać mieszkanie według własnego gustu. Po pierwsze, wszędzie były kwiaty. Na szafkach, po podłogach. Lana zauważyła też, że w kuchni wszystkie rzeczy pozamieniały się miejscami.
- Dobrze, że barek jest ciągle na miejscu – zaśmiał się blondyn, wyciągając butelkę szampana i dwa kielichy. Tego najwyraźniej nie przemyślał jego tata, dając mu klucze na czas nieobecności.
Chwilę później razem siedzieli już w wannie, otoczeni mnóstwem bąbelków. Delektowali się smakiem drogiego alkoholu, wymyślali coraz durniejsze toasty i nim się obejrzeli, nastała północ. Ciągle się śmiejąc, wyszli z wody i otulili się ręcznikami. Kiedy Lana przebierała się w łazience, zastanawiała się, po co miałaby szukać sobie faceta, jeśli mogła cudownie spędzać czas z przyjaciółmi.
Już dawno przyzwyczaiła się do tego, że spali razem w jednym łóżku. Wydawało im się to absolutnie naturalne i nie było żadnych podtekstów, kiedy się do siebie przytulali.
Rano spali prawie do południa. Później razem jedli śniadanie oglądając jakiś przypadkowy film sensacyjny na ogromnym telewizorze w salonie.
- Jamie… Jeśli za piętnaście lat dalej będziemy sami, zamieszkamy razem? I będziemy popijać szampana po nocach? – zapytała w którymś momencie Lana, na co Jamie parsknął śmiechem i odparł:
- Nie widzę innej opcji.
Było już po świętach i może nie były magiczne, może nie spędziła ich w licznym gronie śpiewając kolędy, ale uważała je za naprawdę udane. Rok temu nawet przez myśl by jej nie przyszło, że następne święta będzie obchodziła w nowym, kochającym ją gronie. I że tyle się podczas tych dwunastu miesięcy wydarzy. Mama zmuszona do leczenia, przeprowadzka, nowi przyjaciele – tak naprawdę pierwsi prawdziwi w jej życiu, a nawet ten durny romans z nauczycielem. Przed nią jeszcze ślub ojca i tak skończy się ten rok. Ciekawa była co przyniesie kolejny. Jednak, była do niego wyjątkowo optymistycznie nastawiona.

3 komentarze:

  1. No, no, no... idą święta? Jak dla mnie trochę się pospieszyłaś - gdybyś poczekała z tą tematyką jeszcze trochę, to efekt byłby lepszy ;). Ale przyznam, że było bardzo przyjemnie. Sama tworzę coś od czasu do czasu, więc rozumiem tą pustkę w głowie. Nawet jeśli chcesz dodać coś pomiędzy to czasami się nie da. Ale może taki właśnue był Twój zamiar? Już teraz przesłać nam zalążek świąt :*
    Emilka uważa to za coś poważnego? A Ted za nią szaleje? Musisz zrobić z nich parę! I nie obchodzi mnie jakiś Mike, choćby nie wiem jak był miły! Ma być Ted i koniec!
    Mam mieszabe uczucia co do Roy'a. Z jednej strony to gbur, ale z drugiej napewno pojawi się jeszcze w Twoim opowiadaniu więc jestem ciekawa co wymyślisz ;)
    Już nie długo ślub powiadasz? Poczekamy, poczekamy :D
    Pozdrawiam
    Laxus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, gwałtownie przyśpieszyłam, bo uznałam że zatrzymałam czas:D pojawił się Jamie, Emilia, potem Markus i to wszystko praktycznie w jednym miesiącu;) a co do świąt, to sama jakoś już czuję ten nastrój:D
      Ted i Emilia narazie powoli do siebie zmierzają, przynajmniej w mojej głowie ;)
      Cieszę się, że mam tak wierną czytelniczkę;) kiedy zaczynałam byłam pewna, że nikt kompletnie tego nie bedzie czytał:D dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Hmmm... nie będę się rozpisywać, ale muszę ci powiedzieć, że ucieszyłam się z nowego rozdziału. sympatyczne, optymistyczne i może faktycznie trochę przyspieszone, ale u mnie i tak już tylko o świętach, jarmarkach i wigilijkach się mówi :P Będę czekać na nexta...
    P.S. Jamie kochany jak zwykle :P

    OdpowiedzUsuń