wtorek, 6 października 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty - czy od dziś będziesz się mną tak opiekował?



                - To nie może być prawda – jęczała Emilka w pierwszej chwili po zobaczeniu dwóch kresek na teście ciążowym. Załamanie trwało zaledwie kilka sekund, bo zaraz wstała, zaczęła nerwowo chodzić po pokoju mówiąc – no jasne że nie, takie testy wcale nie dają pewności. Muszę zrobić jeszcze jeden… Ale cholera nie chce mi się sikać.
                Lana nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać. Zmiany nastroju Emi były zabawne, ale sama sytuacja beznadziejna. Przyjaciółka wyszła z pokoju by po chwili wrócić z półtoralitrową butelką wody. Piła zachłannie, tak że ponad połowę.
                - Co ja zrobię, jeśli to okaże się prawdą? – zapytała nagle, ocierając usta. Nie wyglądała jak ta zwykła, kolorowa, zawsze zorganizowana Emi. Ubrana w dres, bez makijażu, z popuchniętymi oczami… Lana z bólem patrzyła na to jak się miotała. Wyparcie, panika, nadzieja, wszystko na przemian.
                - Emi, nic nie zrobisz. Nawet jeśli okaże się, że jesteś w ciąży, to nie koniec świata…
                - Miałam wszystko zaplanowane… chciałam studiować medycynę… - mamrotała.
                - No i będziesz, nawet jeśli będziesz musiała zrobić rok przerwy.
                - Co ja powiem Sarze? Rodzice mnie zabiją!
                - Nie zabiją, przestań. Zresztą chyba nieprędko się z nimi zobaczysz, masz kilka miesięcy na ogarnięcie wszystkiego…
                Tak było przez następne pół godziny. Później Emilka poszła do łazienki. Sytuacja była identyczna, wróciła, położyła test na stole, a dwie minuty później były już dwie kreski.
                - Jasna cholera! – krzyknęła Emilka, teraz już całkowicie spanikowana.
                - Emi, musisz pójść do lekarza, wtedy będziesz mieć pewność – powiedziała Lana stanowczo i od razu zabrała się do działania. Zaczęła przeglądać internet na telefonie, szukając jakiegoś specjalisty, do którego mogłyby się jak najszybciej dostać. Po wykonaniu kilku telefonów, znalazła w końcu takiego, u którego zapisała Emilkę na kolejny dzień.
                Emi nie mogła się uspokoić przez kolejne dwie godziny. W końcu jednak emocje opadły i zrezygnowana opadła na kanapę. Jak to ona, zawsze wszystko mocno przeżywała, by w końcu pogodzić się z faktami. Sara miała wrócić lada chwila, a Emi nie chciała jej jeszcze niczego mówić. Lana wyszła, kiedy zapewniła ją że absolutnie nic jej nie jest i da sobie radę sama.
                - Emi, ale jeśli faktycznie jesteś w ciąży… To kim jest ojciec, Mick? – zapytała jeszcze na odchodnym. W tej sytuacji nie było już wielkiej tajemnicy, nie musiała udawać, że nie wie co działo się między nimi.
                - Ted – odparła dziewczyna zrezygnowana.
                - Na pewno?
                - Tak. Z Mickiem robiliśmy mnóstwo głupich rzeczy, ale… No nie, to na pewno Ted.
                Lana opuściła mieszkanie i poczuła straszną ochotę na spotkanie z Jamiem. Tak strasznie chciałaby mu powiedzieć o tym co się działo, ale z drugiej strony nie byłoby to w porządku w stosunku do Emi. Rozmawiali o jej relacjach z Tedem, z Mickiem i ogólnie o wszystkim, ale ciąża była czymś znacznie poważniejszym. No i jak miałby przebywać z przyjacielem w jednym pokoju obarczony taką wiedzą? Na szczęście Elwin był zupełnie bezstronny. Od kilku dni pracował w małej kawiarni niedaleko szkoły Lany, a teraz powinien zaczynać zmianę. Zanim tam dotarła, spaliła trzy papierosy, jeden po drugim.
                - Lana, skarbie! – ucieszył się na jej widok – duża kawa?
                - Oooo tak. Bardzo duża.
                Chłopak idealnie pasował do wnętrza lokalu. Ten urządzony był w eleganckim stylu, w odcieniach brązu i bieli. A El miał na sobie brązową marynarkę i biały t-shirt. Lekko pokręconą grzywkę ułożył do góry.
                - Daj całusa – powiedział z uśmiechem pochylając się nad ladą. A ona bez skrupułów cmoknęła go w same usta. Od czasu tej szalonej imprezy w rodzinnym mieście Lany, tak właśnie się witali. To było tak niewinne i słodkie, że po prostu to uwielbiała.
                Rozejrzała się i stwierdziwszy, że nikogo nie ma, mimo wszystko przyciszonym głosem wypaliła:
                - Emi chyba jest w ciąży.
                Postanowiła się wygadać Elwinowi, w końcu był poza kręgiem znajomych. I choć korciło, wiedziała, że za żadne skarby nie mogła powiedzieć o tym Jamiemu, który zwykle był pierwszy w wysłuchiwaniu jej rewelacji. Emi sama musiała zdecydować kiedy i komu powie…
                - Żartujesz – El uwielbiał wysłuchiwać jej opowieści o przyjaciołach. Właściwie, w ogóle lubił plotki – z kim? Mówiłaś, że ostatnio kręciła z jakimś… byłym?
                - Taak. Ale mówi, że to Ted – przyznała i odetchnęła opierając się o swobodnie na krześle – uf. Musiałam to z siebie wyrzucić.
                El zaśmiał się, a później zaciekawiony pytał o wszystkie szczegóły. Opowiadała, pomijając jedynie samą sprawę z Gabrielem. Nie wiedziała dlaczego, może sama nie wiedziała jeszcze co o tym myśleć? A może bała się przyznać, że jej się podobał? Z jednej strony chciała bliżej go poznać, a z drugiej wręcz przeciwnie. Do tej pory nie miała szczęścia do facetów i miała dość związków, jakichkolwiek. A jednak wciąż kusiło.
                Nie mogła długo siedzieć z Elwinem. Wkrótce pojawiło się kilku klientów i musiał wrócić za bar. Ona dopiła kawę i wyszła na dwór, zastanawiając się czy wracać do mieszkania… Sprawa Emilki nie dawała jej spokoju, cały czas o tym myślała i nie wiedziała czy będzie umiała to ukryć przed chłopakami. Musiała ochłonąć. Gdyby nie brak pieniędzy, poszłaby do kina na jakiś długi film. Najlepiej animowany. Z braku laku skierowała się do parku, z którego ciągnęły się długie, wąskie alejki. Wprost idealne do bezsensownego chodzenia.
Wyciągnęła telefon i zaczęła pisać do Gabe’a. „Sytuacja opanowana” – tą wiadomość skasowała od razu po napisaniu. W końcu nie była opanowana i kto wie jak długo jeszcze nie będzie. „Co robisz?”. I ta wiadomość nie została wysłana. Zrezygnowała, stwierdzając, że bez sensu zawracałaby mu głowę. On najwyraźniej był innego zdania, bo dokładnie w tej sekundzie zadzwonił.
- Pomyślałem, że może potrzebujesz jeszcze jakichś testów, tamponów, czy czegoś w tym rodzaju – powiedział rozbawiony.
- Nie, teraz już nie… Chociaż mogę poudawać, że tak, jeśli cię ściągnę – odparła nie potrafiąc się powstrzymać. Potrzebowała towarzystwa kogoś z kim mogłaby pogadać bez ukrywania niczego. Z kim będzie mogła pogadać bez zastanawiania się, które tematy może poruszyć… Był kandydatem idealnym. I od razu się na to pisał, bo zapytał po prostu gdzie ma przyjść. Czekała na niego siedząc na ławce przy alejce. Leniwie paliła papierosa zastanawiając się nad tym, który to już był. Ostatnio paliła zdecydowanie więcej niż kiedyś. Do tego stopnia, że czasami, gdy kładła się do łóżka, mdliło ją od nadmiaru dymu. Wtedy przysięgała sobie, że to rzuci, albo przynajmniej ograniczy. Rano nie potrafiła sobie odmówić zapalenia przy kawie… A później za każdym razem kiedy przypominała sobie słowa Jima, a teraz jeszcze sytuację Emi.
Po 20 minutach oczekiwania, Gabriel pojawił się i od razu uraczył ją szerokim uśmiechem. Lubiła ten uśmiech. Na policzkach robiły mu się delikatne dołeczki, oczy wesoło błyszczały, a Gabe, z którym siedziała w celi jakby przestawał istnieć. Za każdym razem gdy go widziała, wydawał jej się bardziej pociągający.
Gdy opadł na ławkę tuż obok niej, uderzyła ją mocna woń wody kolońskiej. Chłopak miał na sobie ciemne dżinsy i dopasowaną, ciemną bluzkę z długimi rękawami, które podciągnął do łokci. Trochę ją to dziwiło, kiedy ona szczelnie okrywała się skórzaną kurtką.
- No i co z tymi testami? – zapytał siląc się na powagę.
- Kiepsko – westchnęła Lana, rzucając peta na ziemię i gasząc go podeszwą.
- Pozytywny?
- Oba pozytywne. Jutro idę z nią do lekarza… Ale boję się, że raczej marne szanse na pomyłkę.
- Martwisz się o zbyt wiele rzeczy – skwitował i po prostu złapał ją za rękę. Ujął ją mocno, jednocześnie podnosząc się z ławki. Nie mogła się temu nie poddać. Silna, męska dłoń prowadziła ją alejką, a ona po prostu dorównywała kroku.
- Dokąd idziemy? – zapytała w końcu.
- Na początek tutaj – powiedział zatrzymując się niewielkim budynku, w którym mieściło się kilka małych sklepów. Nie wyjaśniając niczego, wbiegł do pierwszego – spożywczego, a kiedy wyszedł, wręczył jej spory lizak w kształcie kwiatka. Śmiała się, a on kontynuował swój plan. W następnej chwili zniknął w kwiaciarni i kupił bukiet składający się z czterech kremowych róż. Zawsze myślała, że w takiej sytuacji czułaby się zażenowana… Właściwie zawsze uważała romantyczność za coś złego. Może dlatego, że nigdy nikt nie sprawiał jej takich przyjemności. Teraz rumieniła się, przyjmując kwiaty. Dlaczego to robił? Chciał poprawić jej humor? I najważniejsze – dawał jej to jako przyjaciółce, czy rzeczywiście chciał być romantyczny?
Znów złapał ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą. Skręcili zaraz za sklepami i wyszli przy głównej drodze. Kiedy ponownie zapytała o cel, odparł, że sam jeszcze nie wie. W końcu wylądowali na niewielkim placu zabaw. Usiedli na niskich huśtawkach. Lana przez chwilę zastanawiała się nad zjedzeniem lizaka, jednak po chwili schowała go do torebki. Wolała go zatrzymać. Bukiet położyła sobie na kolanach i delikatnie bujała się, nie odrywając stóp od ziemi.
- Chcesz? – zapytała, wyciągając cienką paczkę papierosów z tylnej kieszeni spodni.
- Za dużo palisz – stwierdził, chociaż wyciągnął dłoń częstując się jednym. Patrzyła na niego coraz bardziej zaintrygowana. Uśmiechnęła się, gdy włożył papierosa do ust. Wyglądało to zabawnie, bo chcąc poprawić sobie humor, kupiła cienkie fajki zakończone różowymi filtrami.
                - Co to właściwie jest? – parsknął śmiechem, zupełnie jakby czytał w jej myślach
                - Poczułam, że potrzebuję więcej kolorów – odparła wtórując mu śmiechem. Jednocześnie wyciągnęła do niego rękę z zapalniczką, by odpalić mu tego dziwnego papierosa.
                Bujali się tak dłuższą chwilę, rozmawiając o kompletnych bzdetach. W pewnym momencie chłopak wstał i wyciągnął do niej rękę.
                - Chodź, już wiem czego ci potrzeba.
                - Czego? – zapytała rozbawiona, znów łapiąc jego rękę. Nie mogła przestać myśleć o tym jakie to było przyjemne. Chociaż oboje mieli zimne dłonie, ten dotyk sprawiał, że robiło jej się cieplej w środku.
                Mijali kolejne budynki, a chłopak rozglądał się szukając czegoś. Nie chciał powiedzieć, co zaplanował. W końcu to dostrzegł – małe centrum handlowe. Wprowadził ją do środka i po raz kolejny zaczął się rozglądać. Wszystko wymyślał na poczekaniu, w końcu nie znał miasta, nie miał pojęcia gdzie, co można znaleźć. Zresztą, Lana na tym osiedlu też nigdy nie była. Szybko wyjaśniło się, co miał na myśli… Weszli do małego sklepiku z biżuterią i ozdobami do włosów. W ogóle nie skrępowany przed młodą pracownicą stojącą za ladą, wybrał dwie spinki z dużymi, różowymi kokardkami. Później zauważył koszyk z kolorowymi kostkami, które nadziewało się na sznurek, by stworzyć bransoletkę lub naszyjnik. Dopiero kiedy zapłacił i wyszli ze sklepu, zauważyła, że na każdej kostce była literka.
                - Nie, to jest dla mnie – powiedział widząc jak intensywnie wpatrywała się w bransoletkę, chcąc przeczytać napis. Wsunął sobie sznureczek na nadgarstek, zacisnął go i dopiero wtedy pozwolił jej spojrzeć. Kosteczki układały się w dwa słowa: Sweet Lana.
                Zaśmiała się zaskoczona, czując że się rumieni. Jeszcze nikt nie zrobił dla niej tak wiele drobnych rzeczy tylko po to by poprawić jej humor. W następnej chwili zbliżył się, by delikatnie wsunąć spinki w jej włosy. Robił to z pełnym skupieniem, a przy tym znalazł się tak blisko, że omal nie ugięły się pod nią nogi. Znów uderzył ją zapach wody kolońskiej, zmieszany z jakimś ziołowym szamponem. Rumianek, a może pokrzywa? Myślała, że rozpłynie się w tym zapachu, gdy nagle się odsunął i przyglądnął się jej z uśmiechem.
                - Teraz wyglądasz jeszcze bardziej słodko – stwierdził, przy okazji sprawiając, że rumieńce z jej twarzy straciły szansę na zniknięcie. Lana wymacała dłonią spinki. Przypiął je z boku, jedna pod drugą.
                - Jesteś wariatem – zaśmiała się, choć w rzeczywistości myślała wtedy, że to on jest najsłodszą istotą na świecie.
                - Możliwe – odparł rozbawiony i nagle zobaczył małą kawiarnię na końcu korytarza – chodź, kupię ci ciastko.
                I rzeczywiście kupił. Duży kawałek czekoladowego tortu z bitą śmietaną na czubku. Czuła się otoczona opieką, zupełnie jakby nagle stała się pępkiem świata… W kawiarni spędzili prawie godzinę, później szwendali się po mieście aż do wieczora. W końcu, kiedy minęła już dziesiąta, odprowadził ją do domu. Nie trzymał ją już za rękę, a ona w głębi duszy chciała by było inaczej.
                - Zadzwonię jutro, okej? – zapytał, kiedy stała już przy drzwiach bloku.
                - Jasne – powiedziała po prostu z uśmiechem, przyglądając mu się z uśmiechem. Nie miał na sobie kurtki, a i tak spędził z nią cały wieczór, musiał przy tym strasznie zmarznąć…
                - Śpij dobrze – mrugnął do niej i powoli obrócił się odchodząc. Lana wpatrywała się przez kilka sekund, a później targnięta nagłym impulsem ruszyła w jego kierunku.
                - Gabe! – on obrócił się zaskoczony, dokładnie w chwili, kiedy znalazła się przy nim. Przytuliła go, obejmując w pasie. Był sporo wyższy, przez co policzek przyłożyła dokładnie w miejscu jego serca – Dziękuję.
                On nieco zdezorientowany, dopiero po chwili również ją objął, jedną dłoń kładąc na jej plecach, a drugą muskając jej włosy. To trwało zaledwie moment, później odsunęła się i z uśmiechem powiedziała po prostu „dobranoc”.
                Weszła do środka budynku i głośno odetchnęła. Sama nie wiedziała co powinna o tym myśleć. Wspinała się po schodach powoli, a będąc już przed drzwiami mieszkania, postanowiła ściągnąć spinki. Schowała je w torebce i spojrzała na róże, które wciąż miała w dłoniach. Właściwie po tych kilku godzinach i tak niewiele z nich zostało, więc wpakowała je do torebki razem ze spinkami. Choć chętnie podzieliłaby się tym z Jamiem, nie chciała teraz opowiadać wszystkiego Tedowi… Czuła, że byłoby to niewłaściwie w obecnej sytuacji, tak po prostu. I nieważne, że on o tej sytuacji nie miał pojęcia.
                Jak się okazało, Ted siedział sam oglądając ulubiony serial Lany, oczywiście kryminalny. Od razu do niego dołączyła, pytając gdzie podział się Jamie.
                - A jak myślisz? – zaśmiał się – zostawiliście mnie samego na pastwę losu.
                - Znowu? – zdziwił ją fakt, że ich przyjaciel kolejną noc spędzał z dziewczyną. Chociaż, czy to rzeczywiście było coś dziwnego? – jadłeś coś?
                - Taak. Czipsy
                - Zrobię kolację – stwierdziła od razu zabierając się do pracy. Podświadomie po prostu musiała być dla niego milsza niż zazwyczaj… Bo zwykle kłócili się o to kto zrobi coś do jedzenia i zwykle udawało się wyjść z tego obronną ręką.
                Razem siedzieli tak do późnej nocy. Lanie wcale nie spieszyło się do snu, kiedy przypomniała sobie, co czeka ją następnego dnia. Mimo, że to Emi miała wizytę u ginekologa, strasznie się denerwowała.
               
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Dziewczyny zerwały się z lekcji i pojechały na drugi koniec miasta, gdzie znajdował się gabinet. Emi była roztrzęsiona, chociaż wyraźnie wzięła się w garść. Była jak zwykle perfekcyjnie ubrana i pomalowana. Nerwy zaczęły puszczać jej dopiero na chwilę przed wizytą.
                - Wiem, że właściwie nie ma szans, że to wszystko jest pomyłką – westchnęła przestraszona.
                - Nie wiesz, nigdy nie wiadomo. Będziemy się martwić, kiedy będziesz już wiedziała – pocieszała ją Lana, choć sama była prawie pewna, że jednak była w ciąży. Dlaczego? No cóż, nie znała innej osoby w ich wieku, która miałaby tak dużą wiedzą na temat zdrowia, jak Emi. Poważnie wybierała się na medycynę. Jeśli ona podejrzewała ciążę, to prawie na pewno miała rację.
                Kiedy Emilka zniknęła za drzwiami, przyjaciółka czekała długie minuty czując jak skręca jej się żołądek. Zastanawiała się co powinna powiedzieć, jeśli ciąża się potwierdzi. Nie miała pojęcia. W końcu drzwi otworzyły się. Lana nie musiała pytać, wystarczyło spojrzeć na twarz Emilii… Więc zerwała się i po prostu mocno ją przytuliła. Nie wiedziała jak mogłaby ją pocieszyć. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Przecież to w niczym nie pomoże. Emi dopiero za trzy miesiące kończyła osiemnaście lat, a już teraz miała zostać matką.
                - Jak ja to powiem Sarze? I rodzicom? – jęknęła dziewczyna, odsuwając się od Lany.
                - Poczekamy na nią u ciebie, na pewno zrozumie.
                Lana była zaskoczona, widząc zachowanie przyjaciółki, kiedy wracały. Nie płakała, nie panikowała. Była spokojna. Prawdziwym szokiem, było coś, co powiedziała, gdy znalazły się już w jej mieszkaniu.
                - Wiesz… Zawsze myślałam, że wpadają tylko nieostrożni… - westchnęła – ale to maleństwo żyje i nie chcę, żeby było pomyłką. Jakoś sobie poradzę. Choćby nie wiem co, mam zamiar sprawić, żeby to było coś dobrego. Będę je kochała od dziś na zawsze.
                Lana patrzyła na nią, powstrzymując się od łez. Emi – ta która uwielbiała imprezy, facetów, zakupy, ta która zawsze była pierwsza do najbardziej szalonych pomysłów. Nie miała zostać matką, ona już nią była.
               

5 komentarzy:

  1. No i pięknie... Mam wrażenie, że teraz wszystko będzie już dobrze. Oczywiście nadal liczę, że Lana będzie z Jamiem, ale Gabi nie jest zły i jak na razie pokazuje, że w jakimś stopniu zależy mu na Lanie. Choć może być tak, że gdy Jamie pozna Gabriela dopiero wtedy się obudzi i zacznie walczyć.
    Mimo wszystko trzymam za Lene i Gabe kciuki. Hah
    Czekam na kolejny!
    Weny, weny, weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny tekst na koniec <3
    ogólnie bardzo pozytywny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy next?
    - Rebel

    OdpowiedzUsuń