wtorek, 16 września 2014

Rozdział piąty, czyli trochę o imprezie i nagłych komplikacjach



           Lana miała zamiar pójść do domu, jednak zmieniła zdanie po rozmowie z Emi. Właściwie, może udałoby jej się spotkać z Jamiem, chociaż nie miała pojęcia o której godzinie kończył zajęcia. Ruszyła więc w stronę jego uczelni, wiedząc że znajdowała się gdzieś niedaleko. Dokładnego adresu nie znała. Krocząc powoli, wybrała jego numer. Odebrał po dłuższej chwili. W tle słychać było głośny gwar.
                 - Cześć mała, jak tam? – zapytał od razu
                 - W porządku, idę w twoją stronę, tak mi się wydaje
                 - Zaraz wychodzę, masz idealne wyczucie czasu – powiedział a ona po brzmieniu jego głosu poznała, że szeroko się uśmiechał – Założe się, że nic nie jadłaś od rana.
  Wytłumaczył jej jak dojść do jego szkoły, jednak okazało się to zbędne. Wyszedł jej naprzeciw, nim zdążyła choćby zobaczyć budynek.
  Zastanawiała się jak to jest, że tak długo izolowała się od świata, nawet przywykła do samotności, a teraz tak cieszyła ją obecność Jamiego, a nawet Emilii. Z tego wszystkiego zaczęła się nawet zastanawiać, czy różowowłosa koleżanka nie miała racji na temat jej wyglądu. Od dawna nie dbała o to w co się ubierała. Miało być po prostu wygodnie. Podobnie z włosami, nie robiła z nimi nic poza myciem. Może najwyższy czas zabrać się za siebie?
        - Masz pojęcie jaka jesteś rozczochrana? – zapytał rozbawiony Jamie, jakby na potwierdzenie jej myśli. Kiedy spiorunowała go wzrokiem, wyciągnął ręce w obronnym geście i dodał – Ale nie nie, wyglądasz uroczo.
                 - Emilia ma zamiar jutro mnie dopaść i jak to określiła „zrobi ze mnie gwiazdę”,  więc uważaj co mówisz – parsknęła śmiechem. Mówiąc to przypomniała sobie co obiecała koleżance. Od razu przeszła do rzeczy – Słuchaj… Tak właściwie to Emi wpadła ci w oko?
        - Nie pozwól jej na zbyt wiele, dwóch różowych głów nie wytrzymam… Rany, dlaczego pytasz? – zdziwił się. Wyraźnie nie wiedział czy się śmiać czy nie.
        - Obiecałam jej, że popytam… Delikatnie
        - Jesteś w tym świetna, zupełnie niczego się nie domyśliłem – wybuchnął śmiechem i zatrzymał się przed małym barem. Przepuścił ją w drzwiach, otwierając wcześniej drzwi.
        - Ona czeka na telefon. To nie żarty, Emi obiera cel i rozpoczyna polowanie – puściła mu oczko i zaśmiała się cicho. Żartowała, chociaż może coś w tym było.
        - Dobra dobra, zadzwonię do niej, w sumie i tak miałem taki zamiar – powiedział w końcu i bez pytanie zamówił pizzę – ale najpierw cię nakarmię, jesteś za chuda.
        - Grabisz sobie chłopie, to już druga krytyczna uwaga o moim wyglądzie w ciągu pięciu minut – stwierdziła Lana opadając na krzesło przy stoliku. Wiedziała, że nie miał nic złego na myśli, po prostu się nim przekomarzała.
        - Poczekaj, zaraz coś jeszcze wymyślę. A właśnie, tak serio to robię licencjat i szukam tematu prac. Wymyśliłem sobie serię twoich portretów, co ty na to?
        - Moich? Chcesz oblać? – parsknęła śmiechem, chociaż mocno ją zaskoczył.
        - Właściwie to już oddałem wstępne projekty, więc niewiele masz do powiedzenia – stwierdził wzruszając ramionami. Uśmiechał się lekko, robiąc do niej maślane oczy – po prostu popozujesz mi trochę.
        - No dobra, niech ci będzie – zgodziła się w końcu zastanawiając się kiedy zdążył to wszystko wymyślić.
Zjedli pizzę i wyszli na zewnątrz. Chwilę trwało zanim zapłacili, Jamie upierał się, że stawia, a Lana próbowała wcisnąć mu połowę ceny. W końcu poddał się i szczęśliwie opuścili lokal. Razem udali się z powrotem do szkoły chłopaka, by zabrać pozostawiony tam motor. Lubiła te przejażdżki, nigdy wcześniej nie jeździła na motorze, nawet jako pasażer. Jamie odwiózł ją do domu.
Kiedy machała mu na pożegnanie, przypomniała sobie co mówił o swojej matce. Zdawał się być pogodzony z tym co się stało, mimo że umarła… Czy źle postępowała odsuwając się od matki całkowicie? Nie chciała nic o niej słyszeć. A co jeśli przez to coś jej się stało? Nie dawało jej to spokoju. Co z ich domem? Czy mama miała co jeść? A może opamiętała się i znów pracowała? Ciekawe, czy wtedy szukałaby z nią kontaktu.
          Gnębiło ją to całe popołudnie. Musiała coś z tym zrobić i kiedy do domu wrócił Jim, od razu zapytała, czy wie coś na temat mamy.
                 - Myślałem, że nie chcesz o tym gadać… Więc nie wspominałem kiedy jechałem sprawdzić jak się ma – stwierdził wyraźnie zaskoczony jej pytaniem – nie najlepiej szczerze mówiąc. Musiałem spłacić jej długi, zapłaciłem za czynsz dwa miesiące do przodu, napełniłem lodówkę… Ale to tyle. Mało mi oczu nie wydrapała. Strasznie ją wzięło, nie wiem jak to się stało.
Wzruszył ramionami kładąc teczkę na szafce w przedpokoju.
                 - No tak…
                 - Nic więcej nie mogę zrobić, nie mam zamiaru dalej za nią płacić. Będzie wtedy bezkarnie piła...
                 - I ćpała – weszła mu w słowo Lana
                 - Taak. A jeżeli nie będzie miała za co żyć, może się opamięta – stwierdził choć chyba nie bardzo w to wierzył.
Wszedł do kuchni i wziął się za robienie tostów.
        - Ona jest poza moją kontrolą, ale co do ciebie… Co do cholery robił u nas Jamie przez całą noc? – spojrzał na nią badawczo, chociaż widziała że był tym faktem bardziej rozbawiony niż zmartwiony
         - Spał na stercie czipsów, tak w skrócie – zaśmiała się
         - Ale… nie muszę cię chyba uświadamiać…? – Jim nieco się zaczerwienił, kiedy zadawał to pytanie
         - Zwariowałeś? – roześmiała się.
         - Nie chcę, żebyś czuła się ograniczana, czy coś. Ale żadnego dziecka w moim domu, jasne? – zaśmiał się, próbując obrócić to wszystko w żart.
  Jak to możliwe, że tak dobrze się rozumieli mimo że na długi czas zniknął z jej życia? Często się nad tym zastanawiała. Bardzo szybko złapali ze sobą kontakt, zawsze mieli o czym ze sobą rozmawiać. Czuła, że było lepiej niż z mamą, nawet przed jej alkoholowym problemem. Zastanawiała się, czy powinna w ten sposób myśleć, bo tak naprawdę choroba matki sprawiła, że jej życie zmieniło się na lepsze… Ale nie życzyła jej przecież źle. Długi czas odrzucała od siebie jakiekolwiek myśli o matce. Czuła się zraniona i odrzucona, ale przecież nie była już małym dzieckiem, może ni e powinna uciekać i zostawiać jej samej? Jamie nie miał matki, nic nie mógł na to poradzić, chociaż na pewno wiele by dał by było inaczej. A ona tak po prostu wymazała swoją z pamięci. Zamyślona stała zupełnie zapominając o Jimie, który stukał palcami o blat, czekając aż włożone do opiekacza kanapki będą gotowe.  Lana zastanawiała się, jak mama zareagowałaby na jej widok. Czy w ogóle o niej myślała? Odpowiedź na to pytanie miała poznać szybciej niż jej się wydawało.

           Wieczorem jej myśli pochłonęła inna osoba. Przypomniała sobie portretach Jamiego. Była zaskoczona jak szybko się zaprzyjaźnili. Nie znali się jeszcze za dobrze, a mimo to rozumieli się znakomicie. Jakby podświadomie czuła, że mogła być z nim blisko, a przecież zawsze miała problemy z zawieraniem znajomości. Nigdy nie miała zbyt wielu znajomych, większość czasu spędzała sama. Jak to możliwe, że przeprowadzając się tutaj, tak szybko znalazła dwoje przyjaciół? Po chwili zastanowienia stwierdziła, że coś po prostu się w niej zmieniło. Kiedyś była bardzo nieśmiała i stale denerwowała się, żeby nie zrobić czegoś źle. Może dlatego, że mama była dużo bardziej wymagająca od Jima? Nauka, dobre wychowanie… Wszystko musiało być idealnie. A Jim… No cóż, nie wymagał od niej niczego. Obdarzył ją zaufaniem, wiedział, że jest odpowiedzialna i nie zrobi nic głupiego. A może po prostu nie potrafił inaczej.
          Mimo braku jakichkolwiek chęci, posprzątała pokój, pamiętając o jutrzejszej wizycie Emilki. Ograniczyła się jednak do pozbycia się pozostałości po jedzeniu  i wciśnięciu ubrań do szafy. Zaczęła zastanawiać się, jak spędzić wieczór, kiedy telefon zaczął wibrować jej w kieszeni.
„Dostanie ci się od Jima jeśli znowu przyprowadzisz faceta na noc? ;)” – zaśmiała się cicho, czytając smsa od Jamiego. Rozstali się zaledwie kilka godzin wcześniej, ale Lana od razu ucieszyła się na jego towarzystwo. Dość ponurego myślenia.
„Biedak myśli, że zostanie dziadkiem. Wpadaj ;p” – odpisała od razu i rzuciła telefon na kanapę. Sama usiadła obok i zaczęła przerzucać kanały, próbując zabić czas. Okazało się, że nie było to konieczne, Jamie dosłownie minutę później pojawił się w drzwiach. Tym razem wybrał frontowe wejście, nie balkon.
                - Właściwie byłem już przed drzwiami – stwierdził uśmiechając się. Usiadł na kanapie obok Lany, prawie przygniatając telefon dziewczyny. Szybko wyciągnął go spod pośladków i położył na stole. Włosy jak zwykle związał w kucyk, miał na sobie wytarte dżinsy i czarny bezrękawnik. Lana zauważyła, że na jego nadgarstku pojawił się czarny rzemyk, otaczający zegarek. W ustach trzymał nieodpalonego papierosa. Z kieszeni wyciągnął kolejnego, by z ręki podać dziewczynie. To zaczynała być tradycja, palili razem za każdym razem gdy się widzieli. Dziewczyna musiała przyznać, że przez to paliła dwa razy więcej niż zwykle. Ale czego się nie robi dla towarzystwa?
                - A właśnie… Dzwoniłem do tej Twojej Emilki, umówiłem się z nią na sobotę, zadowolona? – zaśmiał się wypuszczając jednocześnie dym.
                - No, ona jest na pewno wniebowzięta. Naprawdę ją uwielbiam i nie mam pojęcia dlaczego. Jutro zabiera mnie na jakąś imprezę i zamierza zrobić coś z moimi włosami. A ja idiotka się na to zgodziłam – zaśmiała się.
                 - Tylko nie daj się zrobić na różowo, dla mnie to byłoby już za dużo. Ale nie wybierałaś się gdzieś dzisiaj, co?
                 - Nie, mam za dużo seriali do obejrzenia – parsknęła śmiechem.
          Chwilę później zeszli na dół przygotować coś do jedzenia. Jim siedział przy stole, czytając zapiski w zużytym kalendarzu. Zapisywał tam wszystkie sprawy do załatwienia. Zdawało się, że ich ilość przewyższała możliwości kalendarza. Kiedy weszli do kuchni, mężczyzna podniósł wzrok i pokiwał palcem w kierunku Jaimiego. – Grabisz sobie, młody człowieku – powiedział usilnie starając się zachować powagę – Nie przystoi nocować u młodej damy przed ożenkiem.
Wszyscy troje parsknęli śmiechem.
                  - Obiecuję, że będę dyskretny – zapewnił Jamie. Zupełnie nie przejmował się tym, co myślał Jim. Nie miał najmniejszego zamiaru wyjaśniać, że nie łączyło ich nic poza przyjaźnią.
            Lana była zachwycona atmosferą panującą w domu. Nigdy nie czuła się tak dobrze. Wreszcie czuła, że sama za siebie odpowiadała, mogła robić co chciała. A do niedawna, nawet zaproszenie znajomej musiała konsultować z mamą. Szczerze, podejrzewała, że nawet jeśli niespodziewanie do ich domu wpadłoby dwadzieścia osób, Jim wzruszyłby tylko ramionami. Jednocześnie wiedziała, że bardzo mu na niej zależało.
              - Masz szczęście, że cię znam – stwierdził z uśmiechem – ale i tak będę cię miał na oku.
                Kiedy przygotowali górę kanapek, Jamie złapał talerz i na odchodnym dodał jeszcze:
              - Spokojnie, dzisiaj zniknę nim nastanie północ – śmiejąc się ruszył po schodach.
              - Dom wariatów – Lana wyciągnęła z lodówki butelkę coli pognała za chłopakiem.
            Pozostawili Jima samego, by w spokoju mógł zastanowić się gdzie powinien wyznaczyć granicę córce. I czy w ogóle powinien to robić.
               - Miłej zabawy jutro i pamiętaj, żadnego różu, bo osobiście zgolę ci wtedy włosy – było grubo po północy a Jamie właśnie zbierał się do domu. Po tych słowach zniknął za drzwiami wyjściowymi a Lana zamknęła je na zamek.
   Obecność chłopaka zawsze wprawiała ją w dobry humor. Miał niesamowity dar dzielenia się optymizmem. Zarażał nim całe otoczenie a Lana, która ostatnio cierpiała na jego niedosyt, chłonęła podwójne porcje.
              - No, bo miałem już wpadać tam do was z herbatą! – krzyknął z salonu Jim, a Lana roześmiała się głośno.

               
              Kolejny dzień mijał szybko, a Lana zaczęła denerwować się imprezą. Przecież jak do tej pory naprawdę rzadko wychodziła z domu, a teraz rzucała się na głęboką wodę. Emilka cały dzień mówiła tylko o tym, snując niestworzone historie na temat megaprzystojnych facetów.  Ktoś, kto przysłuchałby się temu, mógłby śmiało pomyśleć, że wybierają się co najmniej na jakąś galę.
               - Myślałam, że ten cholerny dzień nigdy się nie skończy – stwierdziła różowowłosa, kiedy po czternastej opuściły budynek szkoły. Dziewczyna miała ze sobą dwa razy większą torbę niż zazwyczaj, a Lana aż bała się zapytać, co koleżanka tam miała.
Nie musiała jednak długo czekać na odpowiedź. Gdy tylko weszły do pokoju Lany, zaczęła wyciągać cały asortyment.
               - Farba jest, puder, liner, szminki… ciuchy… - mruczała pod nosem wyciągając wszystko. Była w siódmym niebie. Sekundę później zaczęła wydawać rozkazy – Wiec tak… Musisz zmoczyć włosy, ogarnij też jakiś ręcznik, a ja przygotuję farbę.
               - Rozumiem, że nie mam już odwrotu, co? – zaśmiała się Lana – powiesz mi chociaż co chcesz ze mnie zrobić?
               - Zobaczysz, będziesz zachwycona. Jesteś w najlepszych rękach.
W odpowiedzi, Lana wzruszyła jedynie ramionami i posłusznie ruszyła do łazienki. Kiedy wróciła, Emilia czekała już ze specjalnym pędzelkiem w dłoni. Pomieszczenie wypełnił ostry zapach farby do włosów, a otwarte drzwi na balkon niewiele pomagały.
„Fryzjerka” wskazała jej miejsce na krześle, a gdy tylko Lana je zajęła, wzięła się do roboty. Ona musiała usiała przyznać, że rzeczywiście była w rękach specjalistki. Wyczyniała z jej włosami cuda, kładła farbę precyzyjnymi ruchami pędzelka, przekładając kosmetyki z jednej strony głowy na drugą. Bardzo szybko rozprowadziła całą farbę, dokładnie pokrywając każdy centymetr jasnych włosów.
               - Za czterdzieści minut szczęka ci opadnie – stwierdziła Emilka nakładając na głowę koleżanki foliowy czepek.
                Czterdzieści minut później, Lana umyła głowę, ale szczęka opadła jej dopiero kiedy włosy wysuszyła. Stała przed lustrem z szeroko otwartymi ustami. Niby zmiana nie była ogromna, jednak sprawiła, że wyglądała dużo lepiej. Nigdy nie uważała się za ładną, a teraz jak patrzyła na jasnowłosą istotę w lustrze, stwierdziła, że nie jest tak znowu źle. Tylko, czy to do cholery była jeszcze ona?
 Zawsze miała długie, jasne włosy. Nigdy ich nie farbowała, a naturalne pasma żyły własnym życiem. Czubek głowy zawsze miała dość jasny od słońca, natomiast pod spodem pojawiały się ciemniejsze odcienie. Teraz jej czupryna była bardzo jasna, prawie biała. Sama nigdy by się nie odważyła na coś takiego, ale Emilka najwyraźniej miała do tego nosa. Nowy kolor idealnie współgrał z bladą cerą Lany.
                 - Niech to szlag, wyglądam dużo lepiej niż przez całe życie – stwierdziła po chwili nieskromnie.
                 - Poczekaj, jeszcze ciuchy i makijaż… A potem miasto padnie nam do stóp – roześmiała się Emilka. Była swoim żywiole.
            Chwilę później Lana stwierdziła, że Emilka kompletnie przeczy wizerunkowi kobiety stojącej przed szafą i nie wiedzącej co założyć. Ona zawsze miała gotowy plan, wystarczyło jedno spojrzenie. W ten sposób miały wszystko przygotowane sporo przed czasem. Dlatego kolejne dwie godziny spędziły w kuchni, przygotowując szybki obiad. Właściwie po prostu włożyły mrożoną pizzę do mikrofali.
                 - Twój ojciec nie ma nic przeciwko żebyś wróciła późno, co? – upewniała się Emilia. Co prawda były już pełnoletnie, jednak z rodzicami jak wiadomo bywa różnie.
                 - Skąd, mam z nim naprawdę fajny układ. Zresztą… Ma nocny dyżur, nie będzie go do rana.
             Kiedy już się najadły, Emilia niemal z namaszczeniem zajęła się paznokciami koleżanki. Wkrótce pokryły się intensywnym niebieskim lakierem, który jak się okazało pasował kolorem do bluzki, którą przygotowała jej Emi. Lana czuła się jak lalka, którą ktoś ubiera i czesze. Właściwie było to nawet zabawne, nie protestowała. Nie umiałaby odebrać tej radości przyjaciółce.
    Dwie godziny później, obie były gotowe. Emilia w międzyczasie zdążyła pokręcić sobie włosy. Różowe loczki wyglądały uroczo i niesamowicie pasowały do drobnej twarzy dziewczyny. Ubrała się w dość krótką sukienkę bez rękawów, na nogi wsunęła szpilki. Lana była pod wrażeniem. Emi naprawdę potrafiła się odstawić. Zupełnie jakby patrzyła na jakąś modelkę, a nie licealistkę. Do głowy jej jednak nie przyszło, że ona wyglądała podobnie. Czarne dopasowane rurki, dłuższa niebieska bluzka na ramiączkach. Dała się nawet namówić na szpilki, jedyną parę jaką posiadała, a o której zdążyła dawno zapomnieć.
                 - Jak się zabiję, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina – mówiła chwilę później, ostrożnie schodząc po schodach. Obie nałożyły skórzane kurteczki, które jak się okazało miały niemal identyczne.
     Na miejsce dojechały autobusem miejskim, zgodnie uznając, że chodzenie w takich butach byłoby samobójstwem.
                 - Dlaczego ja ci na to wszystko pozwalam? – westchnęła Lana, zatrzymując się przez celem podróży. Klub był niewielki, mieścił się na obrzeżach miasteczka. Z zewnątrz wyglądał bardzo niepozornie. Szary, niczym nie wyróżniający się budynek. Jednak kiedy weszły do środka widok drastycznie się zmienił. Był klimatycznie urządzony. Nie to co w tych nowoczesnych pubach, gdzie wszędzie były neony. Tutaj panował uroczy półmrok. Pośrodku znajdował się spory bar, dookoła były porozmieszczane stoliki. Niektóre na środku, inne w kątach pomieszczenia. Było też kilka oddzielonych parawanami. Dalej był spory parkiet do tańca, a nad nim wisiało kilka zwyczajnych żarówek, bez żadnego klosza. Wszystko było z drewna, antyczne meble, wyszukane ozdoby na ścianach.
Nie panował tam tłok, jak spodziewała się Lana. Trochę ludzi tańczyło, kilka stolików było zajętych, tyle. Emilia od razu skierowała się do baru, gdzie zamówiła dwa spore piwa. Barman, który z długą , siwą brodą też wyglądał nieco antycznie, podał im trunek w ogromnych kuflach. Zajęły jeden ze stolików w kącie. Emi twierdziła, że to najlepsze taktyczne miejsce, cokolwiek miało to oznaczać.
                 - Prawda że uroczo? – zapytała – uwielbiam tu przychodzić. Popatrz na tamtego kolesia który teraz zamawia…
Lana spojrzała we wskazanym kierunku. Chłopak ubrany w dżinsy i marynarkę, z nieco dłuższymi, brązowymi włosami. Dziewczyna zaśmiała się. Ledwo weszły, a jej koleżanka już zapuszczała sidła.
                 - Tacy faceci tu przychodzą, a nie jakieś nudne fagasy, którzy chcą tylko zaciągnąć laskę do pierwszego lepszego kibla – jak zwykle mówiła prosto z mostu – mówię ci, pokochasz to miejsce.
     Przez dłuższy czas siedziały i obgadywały kolejnych pojawiających się gości, a tymczasem piwo znikało w ich ustach w szybkim tempie. Po drugim kuflu śmiały się już na całego, a Lana kompletnie zapomniała, że przejmowała się imprezą. I że w ogóle czymkolwiek się przejmowała. Nie miała nawet nic przeciwko, kiedy Emilka złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę parkietu. Chyba pierwszy raz w życiu tańczyła bez żadnego skrepowania. Cudowne uczucie, nie przejmować się tym że wokół było tyle ludzi.
     Kilka piosenek później, Lana zszokowana przyglądała się jak Emilia tańczy z chłopakiem, którego wcześniej pokazywała jej przy barze. Jak ta dziewczyna to robiła? Chyba każdego potrafiłaby owinąć sobie wokół palca. Lenny z uśmiechem tańczyła dalej. Wsłuchiwała się w rockowe piosenki, który niesamowicie szybko mijały. W pewnym momencie poczuła jak ktoś subtelnie złapał jej dłoń i delikatnie, ale jednocześnie stanowczo zaprosił ją do tańca. Znalazła się blisko jakiegoś mężczyzny, uderzył ją mocny zapach wody kolońskiej. Całkiem ładny. W tłumie niewiele widziała, jego twarz skrywała się w cieniu, widziała jedynie ciemne, falowane włosy, które luźno opadały mu na czoło. Dobrze się ruszał. Zabawa pochłonęła Lanę do reszty. Kilka kolejnych utworów tańczyła z tym facetem. Cała sytuacja była intrygująca, nie miała pojęcia kim był, podejrzewała, że za chwilę zniknie gdzieś w tłumie. Okazało się jednak inaczej. Kiedy skończyła się piosenka, niespodziewanie poczuła ciepły oddech na policzku, później na uchu i usłyszała niski, gardłowy głos:
       - Napijesz się czegoś? – zdołała tylko skinąć głową w odpowiedzi, bo znów zabrzmiała mocna muzyka. Nie czekając na nic, chłopak złapał ją za rękę i puścił dopiero, kiedy wydostali się z parkietu. Ruszyli w kierunku baru, a ona patrzyła na niego, czekając aż znajdą się wystarczająco blisko baru, by światło padło na jego twarz. Kiedy się to stało, przystanęła nie wiedząc czy iść dalej z nim, czy uciec w popłochu.
             Tak naprawdę trwało to ułamek sekundy, kiedy wahała się czy dalej kierować swoje kroki do baru. Nie mogła jednak się powstrzymać. Może jej się wydawało, że właśnie pozwalała się podrywać swojemu nauczycielowi francuskiego? Jednak gdy usiadła na wysokim barowym stołku, rozwiały się jej wątpliwości. Zaledwie dwa dni temu dyskutowały o nim z Emilką zachwycając się jego urodą. Był cholernie seksowny, tacy goście nie powinni być nauczycielami. Tak właśnie myślała, kiedy on przerwał jej pytaniem, czego chciałaby się napić. Czy on nie miał pojęcia kim była? Może metamorfoza Emilki była aż tak duża, że jej nie skojarzył?  No i mieli dopiero jedną lekcję, mógł jej nie zapamiętać. Ale co będzie jak w przyszłym tygodniu zauważy ją w ławce? Nie miała pojęcia co robić, jedyne co przychodziło jej do głowy, to to że zdecydowanie musiała się napić.
                 - Mam ochotę na jakiegoś drinka – stwierdziła czując, że się czerwieni. Oby warstwy pudru które nałożyła jej Emi, dały sobie z tym radę. Mężczyzna uśmiechnął się i pozwolił sobie zamówić jej grejpfrutowo-cytrynowego drinka, dla siebie zresztą wziął takiego samego. Musiał zauważyć, że była nieco skołowana, pytanie tylko czy wiedział jaki był tego powód?
Kiedy barman postawił przed nią szklaneczkę, złapała słomkę i od razu upiła kilka sporych łyków.
                 - Nieźle tańczysz – odezwał się w końcu jej towarzysz, posyłając jej szeroki uśmiech. Totalnie ją onieśmielał, był idealny. Świetnie zbudowane ciało, lekko umięśniona sylwetka, duże, przenikliwe niebieskie oczy, skierowane teraz na nią. Doskonale białe i równe zęby. A do nie wyglądał jakby sekundę wcześniej szalał na parkiecie. Ani kropli potu.
                 - I vice versa – odparła próbując jakoś uspokoić emocje. Dopiero po kilku głębszych łykach opanowała się. Słowa same zaczęły napływać jej do ust – Świetne miejsce, gdyby nie moja przyjaciółka pewnie nigdy bym się tu nie pojawiła. Strasznie klimatyczne, nie to co w tych wszystkich nowoczesnych miejscach…
  Od razu podłapał temat, również zachwalając klub. Z rozmowy o nim nie wiedząc kiedy przeszli na zainteresowania i chwilę później jak zaczarowani dyskutowali o książkach. Okazało się, że oboje mają zamiłowanie do kryminałów i fantastyki.
  Całe skrępowanie minęło. Alkohol pewnie też miał w tym swój udział. Lana próbowała sobie wmówić, że nic złego nie ma w dyskutowaniu z nauczycielem. Porzuciła te myśli kiedy pół godziny i dwa drinki później znów tańczyli na parkiecie, ale nie zachowywali już bezpiecznej odległości. A jego dłonie zdecydowanie niebezpiecznie łapały jej talię. Sprzeczne uczucia nie dawały jej spokoju. W jego towarzystwie było świetnie, ale wciąż pozostawał jej nauczycielem i to o jakieś dziesięć lat starszym. W pewnym momencie zobaczyła obok różowe włosy Emilki. Nie czekała na nic, szepnęła do mężczyzny, że zaraz wróci i w następnej sekundzie złapała przyjaciółkę za rękę, ciągnąc ją do łazienki.
                 - Wiedziałam, że faceci rzucą się na ciebie… - zaśmiała się Emi, widocznie nieświadoma, który dokładnie facet to zrobił. Zaczęła poprawiać włosy patrząc w lusterko.
                 - Emi, to jest nasz gość od francuskiego, jasna cholera – wypaliła mając nadzieję, że koleżanka coś jej poradzi. Sama spojrzała w lustro i aż się zdziwiła, widząc swoją nową fryzurę. Nie mogła się do niej przyzwyczaić.
                 - Co? Żartujesz? – uśmiechnęła się
                 - Co mam robić, uciekać?
                 - Jaja sobie robisz? Wyrwałaś najseksowniejszego faceta na tej półkuli i chcesz uciekać? Taniec to nic złego, jakby nie patrzeć na balu maturalnym też się tańczy – zaśmiała się rozbawiona przerażoną miną Lany – baw się do woli, kiedy znowu będzie taka okazja? Upije się, nie będzie pamiętał… A nawet jeśli, nie prosiłaś się żeby za tobą latał, nie?
             Dla niej zawsze wszystko było proste. A teraz, kiedy alkohol buzował w jej żyłach, w ogóle nie widziała w niczym problemu. Lana odetchnęła i podeszła bliżej do lustra. Właściwie… Przecież do cholery miała ochotę dalej się z nim bawić. Potańczy z nim i tyle, po sprawie. Przecież to jeszcze nie zbrodnia. I nagle do głowy przyszła jej niespodziewana wizja. Co powiedziała by jej „dawna” mama, gdyby to zobaczyła. I podobało jej się to, zdecydowanie.
                 - Nie wiem jak to robisz ale naprawdę potrafisz mnie przekonać, wiesz? – zaśmiała się, czując jakby cały problem nagle zniknął.
                 - Powinnaś się napić, bo twoje myśli idą w nie tym kierunku, w którym powinny iść – odparła uśmiechnięta Emi – wiesz kim jest chłopak, z którym ja tańczę?
Lana spojrzała na odbijającą się w lustrze twarz koleżanki.
                 - Spawaczem – parsknęła śmiechem, a po chwili puściła oczko do Lany i dodała – Nauczyciel, wielkie mi halo…
             Rozbawione wreszcie wróciły na salę. Emi od razu pognała do brązowowłosego spawacza. A Lana rozejrzała się. W pierwszej chwili nie mogła nigdzie dostrzec swojego partnera. Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle na nią czekał. Może znalazł sobie już inne towarzystwo? W tym momencie poczuła dłonie, które pojawiły się na jej bokach.
                 - Masz ochotę na jeszcze jednego drinka? – ciepły oddech uderzył jej ucho, kiedy usłyszała znajomy, niski głos. Nauczyciel, czy nie, Emi miała rację. Ten facet był genialny.
             Odwróciła się i skinęła głową. Szczerze miała dość tańczenia. Jakoś nigdy za tym nie przepadała. I chyba wyczerpała już limit na dziś.
    Przy barze okazało się, że słowotok wcale jej nie opuszczał. Znów zasypała go ogromem zdań, a on o dziwo miał podobnie. Nie zmartwił się, kiedy stwierdziła, że parkietu miała już dość. Chyba miał na ten temat podobne zdanie. Zajęli stolik nieopodal baru, sącząc powoli swoje drinki. I kolejny plus dla niego - za nic nie pozwolił jej zapłacić.
    Długo rozmawiali, nie poruszali jednak osobistych tematów. Jak się później okazało, nawet się sobie nie przedstawili. Pewnie gdyby nie spóźniła się na lekcję z nim, wiedziałaby jak się nazywał… Rozmawiali o książkach, filmach, muzyce i wszystkim co przyszło im do głowy. Żadne z nich nie wspominało jednak o tym co robili na co dzień. Lana zastanawiała się czy nie poruszał tego tematu dlatego, że dobrze wiedział kim była. A może zwyczajnie tak po prostu wyszło?
     Czas strasznie szybko mijał, Lana nie zamawiała nic więcej, on zresztą też nie. Byli wstawieni i oboje uznali, że to wystarczy. Co jakiś czas dziewczyna szukała w tłumie Emi. Nie miała jednak powodów do niepokoju, świetnie bawiła się w towarzystwie tego samego chłopaka. Widocznie naprawdę przypadł jej do gustu.
      Lana czuła, że mogłaby tak siedzieć jeszcze przez wiele godzin i gdyby nie Emilia, kto wie czy by tak nie było. Koleżanka podeszła do niej i rozpromieniona, bez śladu zmęczenia powiedziała, że powinny się już zbierać. Lana była w szoku, kiedy okazało się, że było już po drugiej. Nie miała pojęcia jaka magia sprawiła, że czas minął tak nieprawdopodobnie szybko. Pytanie czy ta magia wiązała się z alkoholem czy z facetem…
       - Odprowadzić was? – zapytał uśmiechając się czarująco.
       - Nie trzeba – odparła od razu. Jakoś nie wyobrażała sobie, by miał jakby nigdy nic iść z dwiema uczennicami w środku nocy, przez centrum miasta – Ale dzięki .
       - Posunę się za daleko, jeśli poproszę Cię o numer? – zapytał, kiedy oboje wstali. Emi stała za plecami mężczyzny i wyczyniała niesamowite rzeczy, próbując dać do zrozumienia, że musi się zgodzić. Wywijała rękami, co chyba miało oznaczać zwycięstwo. A Lana z trudem powstrzymała śmiech i nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji, po prostu podała swój numer, pozwalając by zapisał go na telefonie.
       - Wezmę nasze kurtki i czekam przy drzwiach – oznajmiła Emilia z zadowolonym uśmiechem. Po tych słowach niespiesznie ruszyła w kierunku maleńkiej szatni przy wyjściu.
       - No to… na razie – powiedziała Lana uśmiechając się do mężczyzny stojącego wciąż przed nią. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć i od razu pożałowała, że nie znalazła jakiegoś bardziej wyszukanego słowa. Zastanawiając się nad tym odwróciła się zamierzając ruszyć w trop Emilii. Nie pozwolił jej jednak. To stało się tak szybko, że nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku. Delikatnie złapał ją za łokieć. Jak on to robił? Potrafił być tak cholernie subtelny a jednocześnie stanowczy. W jednej chwili runęła cała koncepcja grzecznej znajomości z nauczycielem. To zdecydowanie przekroczyło granicę. Jego usta zaledwie musnęły jej, wszystko nie trwało dłużej niż sekundę. Zaledwie krótka chwila, a ona zdążyła w tym czasie oblać się rumieńcem, poczuć przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele oraz doświadczyć tysiąca sprzecznych myśli.
    Chwilę później z uśmiechem patrzył na jej zszokowaną minę, zupełnie jakby to co się stało było czymś naturalnym. Mogła przypuszczać, że przez cały wieczór nie wiedział kim ona jest. Ale musiał zapamiętać Emi… W końcu ile dziewczyn ma wściekle różowy kolor włosów?
        - Zadzwonię – powiedział tylko, zanim dziewczyna odwróciła się i szybkim, choć chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia.

3 komentarze:

  1. Wchodzę sobie na kilka blogów sprawdzając czy może ktoś dodał coś nowego... i trafiam na piąty rozdział u Ciebie. Szczerze? Prawie zaczęłam podskakiwać z radości :)!
    Pomijając (wyjątkowo oczywisty) fakt, że jesteś genialna, niesamowita, tak samo jak Twój blog, wypadałoby skomentować powyższy post.
    Tak więc... znowu zwaliłaś mnie z nóg ;). Nauczyciel. Super *·*. Cieszy mnie, że do tej pory nie mogę na 100% stwierdzić jak rozwiniesz możliwe romanse itp. W poprzednim komentarzu chyba nie pochwaliłam Cię za wykreowanie takich ciekawych i barwnych postaci (a nawet jeśli, to bez wachania zrobię to drugi raz).
    Emilia - cudowna dziewczyna. Serio. Uwielbiam ją. Jej optymizm, świetne pomysły, osobowość, no i oczywiście jej wspaniałą, różową czuprynkę.
    Jamie - no błagam, jak można by nie kochać Jamie'go? No jak ja się pytam. W każdym razie ode mnie się tego nie dowiesz bo właśnie JA go kocham. Ma świetny charakter (po co ja Ci to mówię - przecież doskonale o tym wiesz), czarującą osobowość (to z całą pewnością też wiesz. Co więcej - jestem przekonana, że to Twoja sprawka ;)).
    Lana - ta dziewczyna jest... jest po prostu tak bardzo rzeczywista, że mam wrażenie, że ją spotkałaś (nawiasem mówiąc ją też uwielbiam).
    To by było na tyle (przynajmniej dzisiaj). Napomnknę tylko, że bardzo niecierpliwie oczekuję kolejnych rozdziałów.
    Pozdrawiam :*
    Laxus
    P.S. Chyba założę Twój fanklub. Co o tym sądzisz ;)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło :) Mając takiego fana mogłabym pisać tylko i wyłącznie po to żeby dostać taki komentarz :D
      Cieszę się, że Ci się podoba, a także dlatego, że świetnie rozumiesz jak chcę wykreować bohaterów ^^
      Szczerze to jestem zaskoczona, że ktoś to w ogóle czyta, a co dopiero, że się podoba :P
      Rozdział zapewne będzie niedługo :) Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za motywację :*

      Usuń
  2. Czekam na nexta bo kocham już ten blog :P Dlatego....
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Adwrd przez http://zaufac-aniolowi-czy-jego-lzy.blogspot.com. Ps. Świetnie piszesz !!!!

    OdpowiedzUsuń