piątek, 21 listopada 2014

Rozdział dwunasty - czy ciąża może być zaraźliwa?



             Czas mijał bardzo szybko. Tygodnie Lany zaczęły wyglądać schematycznie. Nudne 5 dni w szkole, wieczory z Jamiem lub Emilią, czasem wypady w czwórkę razem z Tedem. Sobotni wieczór i niedzielny poranek spędzała u Markusa. Właściwie szybko się do tego przyzwyczaiła, a nawet cieszyła się, że nie więcej. Wstydziłaby się przyznać do tego głośno, ale relacje, które ich łączyły stuprocentowo jej odpowiadały. Nie było randek, wspólnych wyjść. Wpadała do niego, spędzała tam noc i rano jadła z nim śniadanie. Później wychodziła i cieszyła się wolną niedzielą. Związek opierał się na seksie, inaczej nie można było tego określić. Lana po jakimś czasie uświadomiła, że Markus niewiele ma poza zabójczym ciałem. Nie śmieszyły ją jego żarty, nieszczególnie obchodziło ją to co robił na co dzień, nie czekała na telefon od niego. On też nigdy nie pytał co u niej, nie wiedział z kim się przyjaźniła, co robiła w pozostałe wieczory, ani nawet czym się interesowała. I dobrze, bo nie chciała się angażować. Było dobrze, wiedziała, że gdyby nagle zerwali, nieszczególnie by ją to obeszło. Nie chciała tracić już żadnej ważnej osoby w swoim życiu, nigdy więcej zawieźć się tak jak na mamie.
                Nim się spostrzegła, był już grudzień. Pierwszy raz tak się cieszyła na święta. Z mamą nigdy nie robiły nic szczególnego. Oglądały telewizję, potem szły spać. Nikt nie przyjeżdżał, nie śpiewał kolęd, nie kupował prezentów. W tym roku, Lana czuła ducha świąt już miesiąc wcześniej. Miała mikołajkowe upominki dla wszystkich.
                W środę poprzedzającą 6 grudnia, samotnie siedziała w pokoju, skacząc po kanałach. Nudziła się do tego stopnia, że po jakimś czasie oczy zaczynały jej się same zamykać. Dopiero telefon wyrwał jej z tego letargu.
- Lana… Jim w domu? – zaczął Jamie. Po tonie jego głosu od razu wyczuła, że coś było nie tak – Czy ja i moje walizki możemy przenocować?
- Jasne, co się stało? – zapytała, jednak on nie odpowiedział, prosząc tylko by zeszła i pomogła mu wnieść torby.
                Zbiegła na dół, nie zważając na to, że była w piżamie. Pod luźną koszulką nie miała stanika, włosy związane wcześniej w koczek, teraz żałośnie zwisały po prawej stronie, a na nogach miała wielkie kapcie-misie. Wybiegła z domu i zobaczyła przyjaciela, stojącego przy motorze z plecakiem i dwiema dużymi torbami. Zastanawiała się, jak zmieścił to na motorze…
     Uśmiechnął się na jej widok, mimo że wcześniej jego mina była naprawdę żałosna.
- Pokłóciłem się z ojcem i uznałem, że przyszedł wreszcie czas na przeprowadzkę – wyjaśnił, kiedy tylko stanęła przed nim – nic do niego nie dociera… w końcu wygarnąłem mu wszystko co myślę o tej jego cizi, a on oczywiście nie da powiedzieć o niej złego słowa. Już ugadałem się z Tedem, razem coś wynajmiemy, ale nie chciałem mu teraz zawracać dupy…
- Przejrzy na oczy – powiedziała z uśmiechem Lana i przytuliła go, mocno obejmując go w pasie. Ciekawe, jak często się przytulali. Tulił ją na powitanie, kiedy się żegnał, a czasem nawet bez powodu – możesz mieszkać u mnie ile chcesz. Spróbowałbyś tylko pójść do Teda zamiast do mnie… Wypuszczę cię dopiero, kiedy cos znajdziecie.
Kiedy się odsunęła, chłopak podał jej mniejszą torbę, sam wziął tą większą i plecak. Razem weszli do środka i od razu usłyszeli jak Jim krzyczy do nich z salonu.
- Czym dziś moja córka mnie zaskoczy? -wyszedł z pokoju, zaciekawiony kogo Lana prowadzi.
- Tato, Jamie ma problemy z ojcem i nie ma się gdzie podziać zanim znajdzie mieszkanie…. – uśmiechnęła się do niego szeroko. Już dawno przyzwyczaiła się do tego, że nie musiała o nic pytać. Po prostu oznajmiała mu fakty.
- No… Śpisz na kanapie, chłopie – Jim uśmiechnął się, na co Jamie odpowiedział tym samym. Jasne, Jamie często wpadał i zostawał na noc, ale nigdy nie spędzał u nich kilku całych dni pod rząd.
Lana pomogła mu wnieść rzeczy na górę, po czym oboje rozłożyli się na kanapie. Telewizor wciąż był włączony, więc zaczęli oglądać coś nudnego, co akurat nadawali. Jakąś operę mydlaną, odcinek ponad tysięczny. Wtedy rozdzwonił się telefon Lany. Na ekranie wyświetlał się nieznany jej numer, po kilku sekundach odebrała. W słuchawce nikt się nie odzywał, jednak wyraźnie słyszała cichy oddech. Nie skutkowało, gdy pytała kto mówi. Po kilku próbach ten ktoś po drugiej stronie się rozłączył.
- Dziwne – skomentowała kładąc telefon obok na kanapie.
- A jak się sprawuje Twój facet? Nie byłaś chyba dzisiaj umówiona? – zapytał Jamie, być może przypuszczał, że to on mógł dzwonić.
- Nie, widujemy się tylko w soboty. Nawet nie wiem dlaczego to robię… Chyba nawet go nie lubię – po raz pierwszy powiedziała to głośno. Trochę o tym myślała i doszła w końcu do wniosku, że jeżeli widują się tylko raz w tygodniu, a jej wydaje się to i tak za dużo, to coś musi być nie tak. Kiedy już go miała i gdy oswoiła się z myślą, że taki facet może się nią zainteresować, emocje opadły. Nie myślała o nim całymi dniami jak na początku. Właściwie prawie wcale nie myślała. On też nie podchodził do tego z takim entuzjazmem jak wcześniej. Osiągnął swój cel. Gdy przychodziła, prawie w progu zaczynał ją rozbierać, nawet ze sobą nie rozmawiali. Tak naprawdę, najbardziej podekscytowana tym związkiem była Emilia. Zawsze w poniedziałek wypytywała ją o wszystko, mimo że nic nowego nigdy się nie działo. Jak sama twierdziła, jej życie stało się tragicznie nudne i potrzebowała wiadomości, by się rozerwać. Spawacz Simon odpuścił, od tamtego incydentu pod blokiem minęło trochę czasu, obecnie przestał pisać, nie wydzwaniał, ani też w ogóle się nie pokazywał. A Emi przestała chodzić do baru, w którym go poznała. Wybierała inne miejsca, bojąc się, że mogłaby go spotkać. Chłopak, który dołączył do ich klasy – Mick, zupełnie ignorował jej ciągłe starania. Właściwie z nikim nie rozmawiał, a nawet jeśli, to opowiadał tylko półsłówkami.
- Lana… Może jesteś jakąś nimfomanką? Rzucasz się na nauczyciela, bo ma świetne ciało… - przerwał, bo walnęła go pięścią w ramię.
- Przestań. Może jestem nienormalna, sama nie wiem. Odpal i powiedz co z tym Tedem wymyśliliście – wskazała paczkę papierosów, która leżała na stoliku przed nim. Posłusznie ją zabrał i odpalił dwa papierosy, jak zwykle podając jej jednego.
- Ted ma mało klientów na tatuaże… Stwierdził, że musi zmienić lokum i znaleźć robotę w jakimś salonie, bo własny biznes zupełnie mu się nie opłaca. Wolę mieszkać z nim, taniej wyjdzie, właściwie nie wiem czy ojciec się nie rozmyślił z kasą na mieszkanie.
- Przejdzie mu. Miłość do tej laski pewnie też… Naprawdę nie wiem dlaczego ludzie są tak naiwni i wierzą w ten cały cyrk o miłości. Nie ma czegoś takiego, jest pożądanie i zauroczenie, które mija, nic więcej.
Jamie spojrzał na nią z uśmiechem i odpowiedział:
- Pesymistka. Może, ale i tak wolę wierzyć, że kiedyś będę miał szczęśliwą rodzinkę.
Spojrzała na niego zdziwiona. Zawsze się z nią zgadzał, kiedy wygłaszała te swoje ponure refleksje na temat miłości. Co się zmieniło?
- Masz kogoś? – zapytała zdziwiona i mocno zaciągnęła się papierosem.
- Nie – roześmiał się, po czym spojrzał na telewizor i zapytał – naprawdę musimy to oglądać? Ta ruda bierze się już za trzeciego faceta, a minęło może kilka minut. Włącz ten nasz serial.
Zawsze oglądali ten sam serial. Kryminalny, miał już chyba ponad 10 sezonów, a wciąż wychodziły nowe odcinki. Zrobiła, jak prosił, po czym wróciła na miejsce. Po dwóch minutach sięgnęła po koc, by otulić siebie i Jamiego. Mimo, że nie było jeszcze śniegu, zima zbliżała się coraz bardziej, z dnia na dzień było coraz zimniej. Mieli centralne ogrzewanie, ale pokój Lany był na poddaszu i ciepło szybko z niego uchodziło.
- Chodź zmarzluchu – powiedział chłopak przyciągając ją do siebie. I to chyba najbardziej lubiła w ich przyjaźni. Mogła bezkarnie się do niego tulić, a nawet grzać zmarznięte dłonie pod jego bluzą.
Wyłączyli dopiero po północy, wtedy zdała sobie sprawę z tego, że był już szósty grudnia. Mogła wręczyć Jamiemu prezent i zarazić go mikołajowym szaleństwem. Kiedy poszedł pod prysznic, wygrzebała paczkę z dna szafy i z uśmiechem czekała. Właściwie nie było to nic wielkiego. Nie miał problemów z pieniędzmi, przeciwnie. Nie było sensu kupować mu kolejnych ołówków, czy czegokolwiek. Postanowiła włożyć w to więcej wysiłków i przez ostatnie kilka wieczorów intensywnie pracowała nad tym, by zrobić mu coś ręcznie. Po kilku nieudanych próbach w końcu udało jej się narysować smoka. W porównaniu do jego rysunków było to marne, jednak i tak była zadowolona. Najważniejsze, że widać było, co rysunek przedstawiał i że nie przypominał pracy przedszkolaka. Oprawiła dzieło w ramkę i z dumą zapakowała. Od dawna ją namawiał, żeby została jego uczennicą, jednak nigdy nie chciało jej się za to zabrać.
Kiedy pojawił się w pokoju, w bokserkach i luźnej koszulce stanęła przed nim z szerokim uśmiechem.
- To dla ciebie – podała mu i oficjalnie cmoknęła go w policzek, wspinając się na palcach.
- Żartujesz? – złapał paczuszkę – na swój musisz poczekać, nie dało się go schować w torbie.
- Tylko się nie śmiej – uprzedziła go, zanim spojrzał na jej rysunek.
- Cholera, sama zrobiłaś? – zapytał szczerząc zęby w uśmiechu – świetne, wiedziałem że umiesz, jak się przyłożysz. Będzie wisiał w pokoju, jeśli jakiś znajdę
Widziała, że jego radość była szczera. Potrafiła rozpoznawać jego miny i zawsze wiedziała kiedy kłamał. Cieszyła się, naprawdę chciała tym prezentem wywołać na jego ustach uśmiech. Udało się.
Cmoknął ją czule w czoło i ostrożnie położył obrazek na biurku.
- Idź się kąpać, czekam w łóżku. Może Jim się nie obrazi… - zaśmiał się i chwilę później wchodził już do jej łóżka po drabince.

Lana jak zwykle obudziła się przed nim. Ostrożnie, zeszła na dół, niosąc małe zawiniątko dla ojca. Popielniczka, czy też może mała rzeźba przedstawiająca siedzącą, rudą kobietę trzymającą misę w taki sposób, że zasłaniała jej nagie ciało. Oczywiste nawiązanie do jego dziewczyny, z którą jakiś czas temu go nakryła.
Jim siedział przy stole. Miał podkrążone oczy i naprawdę kiepską minę. Stanęła w progu i już miała przejść do wręczania prezentu, gdy zdała sobie sprawę, że coś było nie tak.
- Co się stało? – zapytała Lana przestraszona. Prawdę mówiąc, od razu pomyślała, że coś z mamą.
- Cholera… Martwiłem się, żeby nie zostać dziadkiem, a teraz… - westchnął, a sekundę później spojrzał na nią i w końcu to z siebie wyrzucił – Kim jest w ciąży.
Lana szybko przyswoiła informację, powiązała fakty i po chwili podeszła do ojca.
- Tato, oszalałeś, myślałam że ktoś umarł! I tym się tak przejmujesz? – usiadła na stołku obok i z pełnego dzbanka nalała sobie świeżej kawy – to świetnie! Przecież masz i kasę i czas, będzie wspaniale.
Spojrzał na nią i sam się uśmiechnął, widząc jej reakcję.
- Przecież ja się kompletnie nie nadaje na ojca – stwierdził, jakby rozmawiał z dobrą znajomą a nie córką.
- Nie, jesteś całkiem niezły – stwierdziła rozbawiona wzruszając ramionami – przypilnuję cię żebyś nie robił takich numerów jak ze mną i będzie okej.
Jim też się roześmiał, a po chwili już poważnie oświadczył:
- Tym razem chcę to zrobić właściwie. Oświadczę się – spojrzał na Lanę niepewnie i zapytał – zajmiemy mój pokój i salon… chyba nie masz nic przeciwko?
- Coś ty, wreszcie będzie się coś działo. Zawsze chciałam mieć siostrę. Może trochę późno, ale lepsze to niż wcale – upiła spory łyk kawy, a Jim podsunął jej swoje papierosy, jakby w nagrodę. Po chwili pojawił się Jamie, w tym samym stroju, w którym spał i z niesamowicie rozczochranymi włosami.
- I nie zamierzam być dziadkiem, jasne? – skomentował to ojciec Lany bezradnie kręcąc głową.
- Z mojej strony może pan być spokojny – zaśmiał się chłopak i usiadł na wolnym stołku.

Lana zdradziła Jamiemu nowinę, kiedy wyszli z domu. A później w szkole, dowiedziała się też Emi. Oczywiście miało to pozostać tajemnicą, Jim prawdopodobnie by ją zabił, gdyby zobaczył jak szybko rozniosła tą wiadomość. Naprawdę się cieszyła. Wiedziała, że bardzo zależało mu na Kim.
Z Emi również wymieniły się prezentami. Lana dała jej mały zestaw kosmetyków i doczepiane pasemka w równych kolorach. Emilka od razu wpięła sobie fioletowe, które fajnie komponowało się z jej różową fryzurą. Ona z kolei dała przyjaciółce dwie książki. Jedna o tym, czego pragnę faceci, a druga na ogólny temat związków.
Po ostatniej lekcji czekała je spora niespodzianka. Zbierały się do wyjścia, kiedy do Emilki podszedł Mick, nowy chłopak w klasie, za którym niezmiennie szalała. Miał na sobie luźne dżinsy, skórzaną kurtkę, a głowie bandankę. Przywitał się z Emilią, wtedy Lana puściła jej oczko i wyszła z sali, nie chcąc przeszkadzać. Nie musiała długo czekać, przyjaciółka zaraz wyszła i z nienaturalnie szerokim uśmiechem oznajmiła:
- Umówiliśmy się na wieczór – niemal puchła z dumy, szczęśliwa, że w końcu, kiedy już miała odpuścić, udało jej się go zainteresować.
                Pod szkołą czekał już Jamie, trzymając na rękach jakieś zawiniątko.
- Mam coś dla ciebie – powiedział uśmiechając się do Lany. Odsłonił materiał i ich oczom ukazał się mały, biały i niesamowicie puchaty kotek.
- Żartujesz? – niemal krzyknęła Lana – jest cudny! To on, czy ona?
- On – podał jej zwierzaka, którego od razu pocałowała w nosek i przytuliła.
- Musimy pójść jeszcze po kuwetę, nie dałem rady sam się z tym zabrać – oznajmił chłopak.
Emilia była zachwycona prawie tak bardzo jak Lana. Czule pożegnała się ze zwierzakiem, zanim ruszyła w swoją stronę. A szła niemal w podskokach, myśląc zapewne o wieczornej randce.
Lana i Jamie piechotą udali się do sklepu zoologicznego, by zabrać kuwetę. Po drodze wspólnie nadali małemu imię Vincent. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Kiedy wyszli i mieli kierować się w stronę domu, kątek oka zauważyła znajomą postać. Spojrzała i potwierdziła swoje przypuszczenia. Markus. Jednak nie był sam. Dokładnie w tym momencie czule pocałował brunetkę jednocześnie gładząc jej ciążowy brzuch. Pomagał jej wsiąść do swojego auta, później zasiadł za kierownicę i odjechali. Lana gapiła się w to miejsce jeszcze przez chwilę, nieświadomie wytrzeszczając oczy.
- Lanny? Czy to by twój facet? – zapytał tak samo zdziwiony Jamie. Nie musiała odpowiadać, wystarczyło że na nią spojrzał – zabiję sukinsyna.

5 komentarzy:

  1. Ja też! Ja też go zabiję! Idiota! Ma kogoś (święty Mikołaj wie czy dziewczynę, narzeczoną czy żonę) a mimo to uprawia seks dla rozrywki z jakąś małolatą! Palant! I jeszcze ona jest w ciąży! Palant do potęgi entej!
    No, kurcze! Aż się zdenerwowałam!
    Ufff. Dobra teraz przyjemniejsza część. Nadal lubię wątek z Jimem i Kim. Mam tylko nadzieję, że to coś poważnego i, że nie zrobisz z tego jakiegoś melodramatu.
    Miło że Mike zaprosił Emilkę na randkę. Jednak w mojej głowie nadal króluje Ted ;-)
    Ciekawe prezenty, ładnie opisane :-)
    Vincent *.*
    Pozdrawiam
    Laxus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jim i Kim to już pewne i nie zamierzam tego zmieniać;) jednaj pośrednio z tego wyniknie coś innego, ale nie będę robić spoilerów :D
      Teda też nie pominę, uznałam że powinien częściej się pojawiać;p
      A Vincent, no cóż, sama mam kota i strasznie chciałam go tak nazwać, ale kiedy go dostałam okazało się że to ona:D
      Pozdrawiam i dziękuję za wsparcie :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.... ale się porobiło :P Zawsze twierdziłam, że nauczyciele to zło konieczne i właśnie się znowu potwierdziło... I jeśli mogę, ustawiam się w kolejce do mordowania ( raczej nie będę żałować :D ). Jak zwykle bardzo mi się podobało i czekam na nexta :P Jim, Jim, Jim.... muszę poszukać takiego koło siebie ... :) ( oj niedobrze... przecież ja już kogoś mam o.O ) Hehe =D

    OdpowiedzUsuń
  4. Love <3
    kocham to opowiadanie i wiele się zmieniło :D

    OdpowiedzUsuń