Czas mijał bardzo szybko. Tygodnie Lany zaczęły wyglądać
schematycznie. Nudne 5 dni w szkole, wieczory z Jamiem lub Emilią, czasem
wypady w czwórkę razem z Tedem. Sobotni wieczór i niedzielny poranek spędzała u
Markusa. Właściwie szybko się do tego przyzwyczaiła, a nawet cieszyła się, że
nie więcej. Wstydziłaby się przyznać do tego głośno, ale relacje, które ich
łączyły stuprocentowo jej odpowiadały. Nie było randek, wspólnych wyjść.
Wpadała do niego, spędzała tam noc i rano jadła z nim śniadanie. Później
wychodziła i cieszyła się wolną niedzielą. Związek opierał się na seksie,
inaczej nie można było tego określić. Lana po jakimś czasie uświadomiła, że
Markus niewiele ma poza zabójczym ciałem. Nie śmieszyły ją jego żarty,
nieszczególnie obchodziło ją to co robił na co dzień, nie czekała na telefon od
niego. On też nigdy nie pytał co u niej, nie wiedział z kim się przyjaźniła, co
robiła w pozostałe wieczory, ani nawet czym się interesowała. I dobrze, bo nie
chciała się angażować. Było dobrze, wiedziała, że gdyby nagle zerwali,
nieszczególnie by ją to obeszło. Nie chciała tracić już żadnej ważnej osoby w
swoim życiu, nigdy więcej zawieźć się tak jak na mamie.
Nim się
spostrzegła, był już grudzień. Pierwszy raz tak się cieszyła na święta. Z mamą
nigdy nie robiły nic szczególnego. Oglądały telewizję, potem szły spać. Nikt
nie przyjeżdżał, nie śpiewał kolęd, nie kupował prezentów. W tym roku, Lana
czuła ducha świąt już miesiąc wcześniej. Miała mikołajkowe upominki dla
wszystkich.
W środę
poprzedzającą 6 grudnia, samotnie siedziała w pokoju, skacząc po kanałach. Nudziła
się do tego stopnia, że po jakimś czasie oczy zaczynały jej się same zamykać.
Dopiero telefon wyrwał jej z tego letargu.
- Lana… Jim w domu? – zaczął
Jamie. Po tonie jego głosu od razu wyczuła, że coś było nie tak – Czy ja i moje
walizki możemy przenocować?
- Jasne, co się stało? –
zapytała, jednak on nie odpowiedział, prosząc tylko by zeszła i pomogła mu
wnieść torby.
Zbiegła
na dół, nie zważając na to, że była w piżamie. Pod luźną koszulką nie miała
stanika, włosy związane wcześniej w koczek, teraz żałośnie zwisały po prawej
stronie, a na nogach miała wielkie kapcie-misie. Wybiegła z domu i zobaczyła
przyjaciela, stojącego przy motorze z plecakiem i dwiema dużymi torbami.
Zastanawiała się, jak zmieścił to na motorze…
Uśmiechnął się na jej widok, mimo
że wcześniej jego mina była naprawdę żałosna.
- Pokłóciłem się z ojcem i
uznałem, że przyszedł wreszcie czas na przeprowadzkę – wyjaśnił, kiedy tylko
stanęła przed nim – nic do niego nie dociera… w końcu wygarnąłem mu wszystko co
myślę o tej jego cizi, a on oczywiście nie da powiedzieć o niej złego słowa.
Już ugadałem się z Tedem, razem coś wynajmiemy, ale nie chciałem mu teraz
zawracać dupy…
- Przejrzy na oczy – powiedziała
z uśmiechem Lana i przytuliła go, mocno obejmując go w pasie. Ciekawe, jak często
się przytulali. Tulił ją na powitanie, kiedy się żegnał, a czasem nawet bez
powodu – możesz mieszkać u mnie ile chcesz. Spróbowałbyś tylko pójść do Teda
zamiast do mnie… Wypuszczę cię dopiero, kiedy cos znajdziecie.
Kiedy się odsunęła, chłopak podał
jej mniejszą torbę, sam wziął tą większą i plecak. Razem weszli do środka i od
razu usłyszeli jak Jim krzyczy do nich z salonu.
- Czym dziś moja córka mnie
zaskoczy? -wyszedł z pokoju, zaciekawiony kogo Lana prowadzi.
- Tato, Jamie ma problemy z ojcem
i nie ma się gdzie podziać zanim znajdzie mieszkanie…. – uśmiechnęła się do
niego szeroko. Już dawno przyzwyczaiła się do tego, że nie musiała o nic pytać.
Po prostu oznajmiała mu fakty.
- No… Śpisz na kanapie, chłopie –
Jim uśmiechnął się, na co Jamie odpowiedział tym samym. Jasne, Jamie często
wpadał i zostawał na noc, ale nigdy nie spędzał u nich kilku całych dni pod
rząd.
Lana pomogła mu wnieść rzeczy na
górę, po czym oboje rozłożyli się na kanapie. Telewizor wciąż był włączony,
więc zaczęli oglądać coś nudnego, co akurat nadawali. Jakąś operę mydlaną,
odcinek ponad tysięczny. Wtedy rozdzwonił się telefon Lany. Na ekranie
wyświetlał się nieznany jej numer, po kilku sekundach odebrała. W słuchawce
nikt się nie odzywał, jednak wyraźnie słyszała cichy oddech. Nie skutkowało,
gdy pytała kto mówi. Po kilku próbach ten ktoś po drugiej stronie się
rozłączył.
- Dziwne – skomentowała kładąc
telefon obok na kanapie.
- A jak się sprawuje Twój facet?
Nie byłaś chyba dzisiaj umówiona? – zapytał Jamie, być może przypuszczał, że to
on mógł dzwonić.
- Nie, widujemy się tylko w
soboty. Nawet nie wiem dlaczego to robię… Chyba nawet go nie lubię – po raz
pierwszy powiedziała to głośno. Trochę o tym myślała i doszła w końcu do
wniosku, że jeżeli widują się tylko raz w tygodniu, a jej wydaje się to i tak
za dużo, to coś musi być nie tak. Kiedy już go miała i gdy oswoiła się z myślą,
że taki facet może się nią zainteresować, emocje opadły. Nie myślała o nim
całymi dniami jak na początku. Właściwie prawie wcale nie myślała. On też nie
podchodził do tego z takim entuzjazmem jak wcześniej. Osiągnął swój cel. Gdy
przychodziła, prawie w progu zaczynał ją rozbierać, nawet ze sobą nie
rozmawiali. Tak naprawdę, najbardziej podekscytowana tym związkiem była Emilia.
Zawsze w poniedziałek wypytywała ją o wszystko, mimo że nic nowego nigdy się
nie działo. Jak sama twierdziła, jej życie stało się tragicznie nudne i
potrzebowała wiadomości, by się rozerwać. Spawacz Simon odpuścił, od tamtego
incydentu pod blokiem minęło trochę czasu, obecnie przestał pisać, nie
wydzwaniał, ani też w ogóle się nie pokazywał. A Emi przestała chodzić do baru,
w którym go poznała. Wybierała inne miejsca, bojąc się, że mogłaby go spotkać. Chłopak,
który dołączył do ich klasy – Mick, zupełnie ignorował jej ciągłe starania. Właściwie
z nikim nie rozmawiał, a nawet jeśli, to opowiadał tylko półsłówkami.
- Lana… Może jesteś jakąś
nimfomanką? Rzucasz się na nauczyciela, bo ma świetne ciało… - przerwał, bo
walnęła go pięścią w ramię.
- Przestań. Może jestem
nienormalna, sama nie wiem. Odpal i powiedz co z tym Tedem wymyśliliście –
wskazała paczkę papierosów, która leżała na stoliku przed nim. Posłusznie ją
zabrał i odpalił dwa papierosy, jak zwykle podając jej jednego.
- Ted ma mało klientów na
tatuaże… Stwierdził, że musi zmienić lokum i znaleźć robotę w jakimś salonie,
bo własny biznes zupełnie mu się nie opłaca. Wolę mieszkać z nim, taniej
wyjdzie, właściwie nie wiem czy ojciec się nie rozmyślił z kasą na mieszkanie.
- Przejdzie mu. Miłość do tej
laski pewnie też… Naprawdę nie wiem dlaczego ludzie są tak naiwni i wierzą w
ten cały cyrk o miłości. Nie ma czegoś takiego, jest pożądanie i zauroczenie,
które mija, nic więcej.
Jamie spojrzał na nią z uśmiechem
i odpowiedział:
- Pesymistka. Może, ale i tak
wolę wierzyć, że kiedyś będę miał szczęśliwą rodzinkę.
Spojrzała na niego zdziwiona.
Zawsze się z nią zgadzał, kiedy wygłaszała te swoje ponure refleksje na temat
miłości. Co się zmieniło?
- Masz kogoś? – zapytała
zdziwiona i mocno zaciągnęła się papierosem.
- Nie – roześmiał się, po czym
spojrzał na telewizor i zapytał – naprawdę musimy to oglądać? Ta ruda bierze
się już za trzeciego faceta, a minęło może kilka minut. Włącz ten nasz serial.
Zawsze oglądali ten sam serial.
Kryminalny, miał już chyba ponad 10 sezonów, a wciąż wychodziły nowe odcinki.
Zrobiła, jak prosił, po czym wróciła na miejsce. Po dwóch minutach sięgnęła po
koc, by otulić siebie i Jamiego. Mimo, że nie było jeszcze śniegu, zima
zbliżała się coraz bardziej, z dnia na dzień było coraz zimniej. Mieli
centralne ogrzewanie, ale pokój Lany był na poddaszu i ciepło szybko z niego
uchodziło.
- Chodź zmarzluchu – powiedział
chłopak przyciągając ją do siebie. I to chyba najbardziej lubiła w ich
przyjaźni. Mogła bezkarnie się do niego tulić, a nawet grzać zmarznięte dłonie
pod jego bluzą.
Wyłączyli dopiero po północy,
wtedy zdała sobie sprawę z tego, że był już szósty grudnia. Mogła wręczyć
Jamiemu prezent i zarazić go mikołajowym szaleństwem. Kiedy poszedł pod
prysznic, wygrzebała paczkę z dna szafy i z uśmiechem czekała. Właściwie nie
było to nic wielkiego. Nie miał problemów z pieniędzmi, przeciwnie. Nie było
sensu kupować mu kolejnych ołówków, czy czegokolwiek. Postanowiła włożyć w to
więcej wysiłków i przez ostatnie kilka wieczorów intensywnie pracowała nad tym,
by zrobić mu coś ręcznie. Po kilku nieudanych próbach w końcu udało jej się
narysować smoka. W porównaniu do jego rysunków było to marne, jednak i tak była
zadowolona. Najważniejsze, że widać było, co rysunek przedstawiał i że nie
przypominał pracy przedszkolaka. Oprawiła dzieło w ramkę i z dumą zapakowała. Od
dawna ją namawiał, żeby została jego uczennicą, jednak nigdy nie chciało jej
się za to zabrać.
Kiedy pojawił się w pokoju, w
bokserkach i luźnej koszulce stanęła przed nim z szerokim uśmiechem.
- To dla ciebie – podała mu i
oficjalnie cmoknęła go w policzek, wspinając się na palcach.
- Żartujesz? – złapał paczuszkę –
na swój musisz poczekać, nie dało się go schować w torbie.
- Tylko się nie śmiej –
uprzedziła go, zanim spojrzał na jej rysunek.
- Cholera, sama zrobiłaś? –
zapytał szczerząc zęby w uśmiechu – świetne, wiedziałem że umiesz, jak się
przyłożysz. Będzie wisiał w pokoju, jeśli jakiś znajdę
Widziała, że jego radość była
szczera. Potrafiła rozpoznawać jego miny i zawsze wiedziała kiedy kłamał. Cieszyła
się, naprawdę chciała tym prezentem wywołać na jego ustach uśmiech. Udało się.
Cmoknął ją czule w czoło i
ostrożnie położył obrazek na biurku.
- Idź się kąpać, czekam w łóżku.
Może Jim się nie obrazi… - zaśmiał się i chwilę później wchodził już do jej
łóżka po drabince.
Lana jak zwykle obudziła się
przed nim. Ostrożnie, zeszła na dół, niosąc małe zawiniątko dla ojca.
Popielniczka, czy też może mała rzeźba przedstawiająca siedzącą, rudą kobietę
trzymającą misę w taki sposób, że zasłaniała jej nagie ciało. Oczywiste
nawiązanie do jego dziewczyny, z którą jakiś czas temu go nakryła.
Jim siedział przy stole. Miał
podkrążone oczy i naprawdę kiepską minę. Stanęła w progu i już miała przejść do
wręczania prezentu, gdy zdała sobie sprawę, że coś było nie tak.
- Co się stało? – zapytała Lana
przestraszona. Prawdę mówiąc, od razu pomyślała, że coś z mamą.
- Cholera… Martwiłem się, żeby
nie zostać dziadkiem, a teraz… - westchnął, a sekundę później spojrzał na nią i
w końcu to z siebie wyrzucił – Kim jest w ciąży.
Lana szybko przyswoiła
informację, powiązała fakty i po chwili podeszła do ojca.
- Tato, oszalałeś, myślałam że
ktoś umarł! I tym się tak przejmujesz? – usiadła na stołku obok i z pełnego dzbanka
nalała sobie świeżej kawy – to świetnie! Przecież masz i kasę i czas, będzie
wspaniale.
Spojrzał na nią i sam się
uśmiechnął, widząc jej reakcję.
- Przecież ja się kompletnie nie
nadaje na ojca – stwierdził, jakby rozmawiał z dobrą znajomą a nie córką.
- Nie, jesteś całkiem niezły –
stwierdziła rozbawiona wzruszając ramionami – przypilnuję cię żebyś nie robił
takich numerów jak ze mną i będzie okej.
Jim też się roześmiał, a po
chwili już poważnie oświadczył:
- Tym razem chcę to zrobić
właściwie. Oświadczę się – spojrzał na Lanę niepewnie i zapytał – zajmiemy mój
pokój i salon… chyba nie masz nic przeciwko?
- Coś ty, wreszcie będzie się coś
działo. Zawsze chciałam mieć siostrę. Może trochę późno, ale lepsze to niż
wcale – upiła spory łyk kawy, a Jim podsunął jej swoje papierosy, jakby w
nagrodę. Po chwili pojawił się Jamie, w tym samym stroju, w którym spał i z
niesamowicie rozczochranymi włosami.
- I nie zamierzam być dziadkiem,
jasne? – skomentował to ojciec Lany bezradnie kręcąc głową.
- Z mojej strony może pan być
spokojny – zaśmiał się chłopak i usiadł na wolnym stołku.
Lana zdradziła Jamiemu nowinę,
kiedy wyszli z domu. A później w szkole, dowiedziała się też Emi. Oczywiście
miało to pozostać tajemnicą, Jim prawdopodobnie by ją zabił, gdyby zobaczył jak
szybko rozniosła tą wiadomość. Naprawdę się cieszyła. Wiedziała, że bardzo
zależało mu na Kim.
Z Emi również wymieniły się
prezentami. Lana dała jej mały zestaw kosmetyków i doczepiane pasemka w równych
kolorach. Emilka od razu wpięła sobie fioletowe, które fajnie komponowało się z
jej różową fryzurą. Ona z kolei dała przyjaciółce dwie książki. Jedna o tym,
czego pragnę faceci, a druga na ogólny temat związków.
Po ostatniej lekcji czekała je
spora niespodzianka. Zbierały się do wyjścia, kiedy do Emilki podszedł Mick,
nowy chłopak w klasie, za którym niezmiennie szalała. Miał na sobie luźne
dżinsy, skórzaną kurtkę, a głowie bandankę. Przywitał się z Emilią, wtedy Lana
puściła jej oczko i wyszła z sali, nie chcąc przeszkadzać. Nie musiała długo
czekać, przyjaciółka zaraz wyszła i z nienaturalnie szerokim uśmiechem
oznajmiła:
- Umówiliśmy się na wieczór –
niemal puchła z dumy, szczęśliwa, że w końcu, kiedy już miała odpuścić, udało
jej się go zainteresować.
Pod
szkołą czekał już Jamie, trzymając na rękach jakieś zawiniątko.
- Mam coś dla ciebie – powiedział
uśmiechając się do Lany. Odsłonił materiał i ich oczom ukazał się mały, biały i
niesamowicie puchaty kotek.
- Żartujesz? – niemal krzyknęła
Lana – jest cudny! To on, czy ona?
- On – podał jej zwierzaka,
którego od razu pocałowała w nosek i przytuliła.
- Musimy pójść jeszcze po kuwetę,
nie dałem rady sam się z tym zabrać – oznajmił chłopak.
Emilia była zachwycona prawie tak
bardzo jak Lana. Czule pożegnała się ze zwierzakiem, zanim ruszyła w swoją
stronę. A szła niemal w podskokach, myśląc zapewne o wieczornej randce.
Lana i Jamie piechotą udali się
do sklepu zoologicznego, by zabrać kuwetę. Po drodze wspólnie nadali małemu
imię Vincent. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Kiedy wyszli i mieli
kierować się w stronę domu, kątek oka zauważyła znajomą postać. Spojrzała i
potwierdziła swoje przypuszczenia. Markus. Jednak nie był sam. Dokładnie w tym
momencie czule pocałował brunetkę jednocześnie gładząc jej ciążowy brzuch.
Pomagał jej wsiąść do swojego auta, później zasiadł za kierownicę i odjechali. Lana
gapiła się w to miejsce jeszcze przez chwilę, nieświadomie wytrzeszczając oczy.
- Lanny? Czy to by twój facet? –
zapytał tak samo zdziwiony Jamie. Nie musiała odpowiadać, wystarczyło że na nią
spojrzał – zabiję sukinsyna.
Ja też! Ja też go zabiję! Idiota! Ma kogoś (święty Mikołaj wie czy dziewczynę, narzeczoną czy żonę) a mimo to uprawia seks dla rozrywki z jakąś małolatą! Palant! I jeszcze ona jest w ciąży! Palant do potęgi entej!
OdpowiedzUsuńNo, kurcze! Aż się zdenerwowałam!
Ufff. Dobra teraz przyjemniejsza część. Nadal lubię wątek z Jimem i Kim. Mam tylko nadzieję, że to coś poważnego i, że nie zrobisz z tego jakiegoś melodramatu.
Miło że Mike zaprosił Emilkę na randkę. Jednak w mojej głowie nadal króluje Ted ;-)
Ciekawe prezenty, ładnie opisane :-)
Vincent *.*
Pozdrawiam
Laxus
Jim i Kim to już pewne i nie zamierzam tego zmieniać;) jednaj pośrednio z tego wyniknie coś innego, ale nie będę robić spoilerów :D
UsuńTeda też nie pominę, uznałam że powinien częściej się pojawiać;p
A Vincent, no cóż, sama mam kota i strasznie chciałam go tak nazwać, ale kiedy go dostałam okazało się że to ona:D
Pozdrawiam i dziękuję za wsparcie :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow.... ale się porobiło :P Zawsze twierdziłam, że nauczyciele to zło konieczne i właśnie się znowu potwierdziło... I jeśli mogę, ustawiam się w kolejce do mordowania ( raczej nie będę żałować :D ). Jak zwykle bardzo mi się podobało i czekam na nexta :P Jim, Jim, Jim.... muszę poszukać takiego koło siebie ... :) ( oj niedobrze... przecież ja już kogoś mam o.O ) Hehe =D
OdpowiedzUsuńLove <3
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie i wiele się zmieniło :D