czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział piętnasty, czyli próba odnalezienia się wśród dupków



Lana zawsze podziwiała zmienność nastrojów Emilki. Potrafiła w jednej chwili płakać, aby pięć minut później zacząć się śmiać jakby nic się nie stało. Tego wieczora nie dała już po sobie poznać, że coś złego się wydarzyło. Nie wspominała o Micku… Chociaż samo to było sporą zmianą, skoro do tej pory mówiła głównie o nim.
Dopiero kiedy się położyli, wróciła do tego tematu. Ted z Jamiem zajęli swoje łóżka w sypialni, a dziewczyny kanapę w drugim pokoju.
- Ja nie rozumiem muzyki, co za chamstwo – prychnęła Emi, gdy Lana zgasiła światło i położyła się obok niej.
- Kretyn, nie przejmuj się nim, w ogóle nie jest ciebie wart. Później będzie żałował, prosił o drugą szansę… A Ty będziesz tylko przewracać oczami i śmiać mu się w twarz.
Lana współczuła przyjaciółce. Emi bardzo się zaangażowała, chociaż jak sama twierdziła, rzadko jej się to zdarzało. Miała nadzieję, że szybko się pozbiera, jak zwykle. Zawsze była pełna optymizmu i chyba nawet milion nieudanych związków by tego nie zmieniło.
Z drugiej strony nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy współczuć też Tedowi, który cały wieczór był rozdarty między żałowaniem Emi i jednocześnie radością z powodu tego rozstania. Sprawa była oczywista, od dawna za nią szalał, a różowowłosa nic nie zauważała. Lana i Jamie postanowili nie wtrącać się i pozwolić sprawie rozwijać się własnym tempem. Pozwalali sobie co najwyżej na tajemnicze uśmiechy, kiedy Ted po chwila pytał czy niczego nie potrzebuje.

Lana i jej przyjaciele mieli jeszcze prawie dwa tygodnie wolnego. Rano, gdy Lana wróciła do domu, nikogo już nie zastała. Jim i jego świeżo upieczona żona wyjechali, zostawiając pusty dom. Ostatnio tyle się działo, że Lana od razu poczuła się dziwnie przez panującą tam ciszę.
Podczas pierwszego samotnego wieczora rozłożyła się na kanapie na dole, oglądając seriale tym razem na dużym telewizorze, który zwykle zajmował jej tata. Zaczęła rozmyślać o Emi, co szybko przypomniało jej Markusa. Teraz oboje były w kłopotliwej sytuacji, jeśli chodzi o szkołę. Chociaż nie, Emilia miała zdecydowanie gorzej. Mick chodził z nimi do jednej klasy, chcąc nie chcąc będą musiały oglądać go codziennie. A Markusa znosić musiała tylko przez godzinę tygodniowo i chroniło ją również to, że musieli wszystko zachowywać w tajemnicy. Nie bała się więc, że będzie chciał z nią tam porozmawiać. Wystarczyło po lekcji szybko zniknąć z pola widzenia. I zupełnie jakby tym rozmyślaniem wywołała wilka z lasu…

„Cześć śliczna. Dalej się złościsz? Daj już spokój i wpadnij do mnie;)”

Lana zaśmiała się czytając te słowa. Zdążyła bezpowrotnie usunąć numer Markusa, jednak wciąż kojarzyła tą kombinację cyfr. Jednocześnie poczuła się podbudowana, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie czuła się już tak zażenowana jak wtedy, gdy stała obserwując Markusa z ciężarną narzeczoną/dziewczyną czy kimkolwiek dla niego była. Teraz ten facet po prostu ją śmieszył. Dopiero teraz obiektywnie widziała te wszystkie jego wady. Był egoistą, a do tego kompletnym idiotą. A jednocześnie nie mogła się nadziwić, że wciąż do niej pisał. Bardzo rzadko, ale jednak. I nie oparła się pokusie. Odpisała mu krótko, ujmując całą tą burzę myśli w dwóch słowach – „jesteś żałosny”.
Wieczorem zadzwonił Jim, sprawdzić jak się ma. Opowiedział jej o dobrym hoteliku, ładnych pokojach i humorach Kim, która albo byłą zmęczona albo szalały jej hormony.
Gdy kładła się już spać, telefon znowu się rozdzwonił. Tym razem to Jamie śmiał się, że przez jej lenistwo musi iść na sylwestrową imprezę ze swoją dziewczyną. Dopiero wtedy Lana uświadomiła sobie, że 31 grudnia wypadało już nazajutrz. Nic się nie zmieniło – nie miała ochoty na żadne zabawy. Myślała, że będzie musiała dotrzymać towarzystwa Emi, kiedy Mick tak ją wystawił, jednak okazało się, że takie okoliczności wcale nie powstrzymywały jej, by udać się na imprezę.
Mimo, że zasnęła w optymistycznym nastroju, kolejny poranek nie przyniósł dobrych wiadomości. Przeciwnie. Szok czekał ją już po przebudzeniu, gdy spojrzała na telefon i otworzyła smsa od Markusa. Zobaczyła swoje zdjęcie i dokładnie w tym momencie usiadła na łóżku tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie. Na sporym ekranie dotykowego telefonu widziała siebie, leżącą na plecach w pościeli Markusa. Była przykryta tylko do pasa, reszta jak można się łatwo domyślić – była kompletnie odsłonięta. Robił jej zdjęcia, gdy spała? Po co?
Drżącymi palcami przesunęła zdjęcie, żeby zobaczyć dołączony pod spodem tekst.
„Chcesz więcej? Mam tego całkiem sporo… Przyjadę po ciebie o 17, pogadamy chwilę. I lepiej żebyś na mnie czekała, bo nie będę miał oporu przed pokazaniem tego wszystkim. ”

Tak naprawdę nigdy nie wpakowała się w gorsze kłopoty. Usunęła smsa od razu i przez kolejne długie minuty siedziała na łóżku gorączkowo myśląc co robić. Najpierw pomyślała o Jamiem, ale szybko wybiła to sobie z głowy. Było jej wstyd, czuła że po prostu nie mogłaby się do tego przyznać. Nie wiedziała co zamierzał Markus. Nie podejrzewała, że mógłby zrobić coś takiego… Jeżeli pokazałby te zdjęcia, ona udowodniłaby, że miała z nim romans. Wywalili by go z pracy, ją ze szkoły. Oboje by stracili, więc gdzie tutaj sens?
W końcu wstała z łóżka i spojrzała w okno. Pogoda odzwierciedlała to, jak Lana się czuła. Na zewnątrz było deszczowo. Resztki śniegu stopniały przez noc, wszędzie było błoto…
                Lana snuła się przez cały dzień bez celu. Ciągle rozmyślała co powinna zrobić. I za każdym razem dochodziła do tego samego wniosku – musiała się z nim spotkać i w jakiś sposób wybić mu to z głowy. Nie mógł tak po prostu zniszczyć jej życia, które przecież tak niedawno zaczęło się układać.

                Chyba pierwszy raz cieszyła się, że nikt do niej nie zadzwonił ani nie przyszedł. Przed 17 stała już na chodniku przed domem. Zdążyło się już ściemnić i wciąż mocno padało. Narzuciła na głowę kaptur czekając na to co miało się wydarzyć. Była przerażona, nie wiedziała jakich argumentów użyć ani co robić by wybrnąć z tej sytuacji.
                Pojawił się punktualnie. Srebrny samochód zatrzymał się przed Laną, a kierowca gestem zaprosił ją do środka. Gdyby nie deszcz, nie wsiadłaby. Markus uśmiechał się, patrząc na nią z satysfakcją.

                - Spokojnie, jestem umówiony za godzinę. Będziesz grzeczną dziewczynką i wypijesz ze mną kawę, nic więcej – odparł i od razu ruszył. I stało się. Była na jego łasce i nie wiedziała jak w tej sytuacji zareagować. Nie zamierzała tańczyć jak jej zagra… Ale z drugiej strony, nie mogła pozwolić by rzeczywiście rozesłał to zdjęcie.
               
I ruszyli. Naprawdę nie przypuszczała, że kiedyś będzie się bała przebywać z nim sam na sam. Nigdy nie wydawał jej się w żaden sposób niebezpieczny. Aż do teraz… Nie wiedziała dokąd ją zabierał. 20 minut później okazało się, że do małego baru na obrzeżach miasta… Na szczęście było tam sporo ludzi. Dzięki temu czuła się bezpieczniej. Weszła za Markusem do środka i usiadła przy jedynym wolnym stoliku. On zamówił kawę, ona odmówiła. Patrzyła na niego, czekając na to, co miał do powiedzenia.

- Sprawa jest prosta, mała. Praktycznie sama wskoczyłaś mi do łóżka, więc nie powinnaś mieć z tym problemu – uśmiechnął się pod nosem. Upił łyk kawy nim kontynuował – czasem w sobotę wpadniesz… jak dawniej. I nie będziesz musiała się martwić o te zdjęcia.
- Myślisz, że szantażem zmusisz mnie do seksu? – zapytała prosto z mostu. Nie potrafiła ukryć przerażenia. Cała drżała, choć wiedziała, że działało to na jej niekorzyść.
- Nie udawaj takiej cnotliwej – stwierdził tylko z uśmiechem. Mogłaby go prosić, żeby jej odpuścił, grozić, że sama powie o wszystkim policji, mogłaby zrobić cokolwiek… Ale nie upadłaby tak nisko przystając na jego propozycję.
- Jesteś żałosny – prychnęła tylko, chcąc pokazać mu, że wcale ją nie zastraszył. Niestety mowa jej ciała mówiła coś zupełnie przeciwnego… Nie chciała dłużej go oglądać. Dlaczego w ogóle wsiadła do tego auta? W jednej chwili wstała i w kilku szybkich krokach pokonała drogę do drzwi. Wybiegła na zewnątrz, w deszcz. Oczywiście, musiało się rozpadać na całego. Niebo było znacznie ciemniejsze niż wcześniej. To niesamowite jak wcześnie i jak szybko potrafiło zachodzić o tej porze roku.
Lana narzuciła na głowę kaptur i ruszyła w pierwszą lepszą uliczkę. Bała się, że za nią pójdzie. Szybko mijała kolejne budynki, upewniając się co chwilę, czy jest sama. Była. W końcu przystanęła przy wejściu do niskiego bloku, jedynego na tej uliczce. Musiała pozbierać myśli, dlatego schowała się pod dachem. Nie żeby miało to coś dać – jej cienki płaszcz zdążył już całkiem zmoknąć. Czuła też jak woda powoli wlewała się jej do butów. Spojrzała na telefon. Szybko sprawdziła autobusy, tak jak przypuszczała w sylwestra nie jechało już praktycznie nic. A na pewno nie z tak odległej części miasta. Nawet nie widziała żadnego przystanku. Na taksówkę nie miała pieniędzy. Co robić? W każdy inny dzień po prostu zadzwoniłaby do Jamiego… Ale dziś nie mogła zepsuć mu zabawy. Jego dziewczyna i tak musiała jej mieć dosyć, mimo że nie miały okazji się poznać. Wszyscy się bawili, a ona była skazana na siebie. Do domu było ładnych parę kilometrów. A z drugiej strony nie mogła tak po prostu plątać się po okolicy, czekając na najbliższy autobus. Oznaczałoby to trzy godziny stania w deszczu. Opuściła więc to małe, suche miejsce i w pospiechu ruszyła przez miasto. Jeszcze jakiś czas nie szła główną drogą, nie chcąc spotkać Markusa. 15 minut później musiała to jednak zrobić, nie chcąc całkowicie stracić orientacji. Już wtedy żałowała, że nie przewidziała takiej wycieczki. Ubrania szybko przemokły i zrobiło jej się naprawdę zimno. Próbowała złapać stopa, na próżno. Mało samochodów przejeżdżało i żaden z nich nie raczył się zatrzymać. Czas mijał nieprawdopodobnie wolno. Szła i szła, a mimo to do centrum wciąż było daleko.
                15 minut później usiadła na przypadkowym przystanku. Jak mogła mieć takiego pecha? W mieście było wiele sklepów, kawiarni… A na tej ulicy pustka. Czuła, że przemarzły jej wszystkie części ciała. Chciała zagrzać się choćby przez chwilę, jednak jedyna kawiarnia, którą mijała była zamknięta. Podobnie jak sklepy. Oparła się chłodną, szklaną ściankę przystanku i westchnęła. I dokładnie w tym momencie dostała smsa od Markusa. Kolejne zdjęcie, podobne do poprzedniego, jednak leżała w nieco innej pozycji. „Zastanów się, to rozsądna propozycja”.
                - Jasna cholera! – powiedziała do siebie, chcąc dać upust emocjom. Nie pomogło… Do oczu cisnęły jej się łzy. Nie miała w zwyczaju płakać. Wolała łudzić się, że ze wszystkim potrafi sobie poradzić, zawsze chciała sobie udowodnić, że nic już jej nie złamie. Tym razem nie udało się. Co ją podkusiło, żeby wdawać się w tak pokręcony romans? Myślała, że nie angażując się, będzie bezpieczna. Tymczasem przez ten chory związek wpadła w jeszcze większe tarapaty.
                Wstała i zaczęła biec chodnikiem. Łzy nie chciały przestać spływać po jej policzkach, mimo że usilnie próbowała je powstrzymać. Biegła, mając nadzieję, że w jakiś magiczny sposób w mgnieniu oka pokona wciąż sporą odległość dzielącą ją od domu. Chciała już tylko zaszyć się pod kołdrą i przytulić Vincenta. Biegła dopóki nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa. Przez całą tą drogę minęła zaledwie kilka osób. Wszyscy dziwnie się jej przypatrywali, nic więcej. Kiedy w końcu się zatrzymała, dzieliło ją właściwie dwie ulice od centrum. Opadła na jedyną stojącą na chodniku ławkę, nie przejmując się, że była cała mokra. W końcu na niej też nie było już suchej nitki. Dyszała głośno, zmęczona i przemoczona. Bieg sprawił, że nieco rozładowała buzujące w niej emocje. Nie przejęła się, kiedy spadł jej kaptur, a mocny deszcz momentalnie zmoczył całe jej włosy. Może lepiej poczuła się psychicznie, jednak fizycznie nie mogło być tak dobrze. Czuła ból w płucach i w gardle. Skóra bolała ją od zimna… W centrum na pewno znajdzie jakiś autobus jadący w stronę jej domu. Miała serdecznie dość podróżowania pieszo. Wokół było ciemno, chodniki oświetlały tylko niewielkie lampy… I było przeraźliwie zimno. Zastanawiała się, ile mogło być stopni. Padał deszcz, więc z pewnością więcej niż zero. Mogłaby się jednak założyć, że nie więcej jak pięć. Kiedy po chwili wstała, nagle poczuła, że jej nogi zdecydowanie odmawiały posłuszeństwa. Skórę na udach miała tak zimną, że po prostu ją piekła. Chyba niepotrzebnie się zatrzymywała. Te kilka minut odpoczynku sprawiło, że mięśnie nie były już tak chętne do ruchów. Splotła ręce na piersiach i powoli ruszyła do przodu. Pocieszała się, że wkrótce wsiądzie do ciepłego autobusu, który w kilka minut zawiezie ją prawie pod sam dom. Później ciepła kąpiel…
                Czuła się coraz gorzej. Pierwszy raz w życiu doświadczała czegoś podobnego. Trzęsła się zimna, ciało odmawiało jej posłuszeństwa, traciła siły… Nawet nie przypuszczała, że coś takiego może zdarzyć się przez przemarznięcie… I wtedy zauważyła pierwszą otwartą kawiarnię. Była zaledwie kilka metrów dalej. W jednej chwili postanowiła wejść tam jak najszybciej. Musiała dojść do siebie. Czuła, że jeszcze chwila i mogłaby kompletnie opaść z sił. Ruszyła w tamtym kierunku, w duchu wciąż przeklinając dzień, w którym Markus przestał być dla niej zwykłym nauczycielem…
                Zmuszała się do szybkich kroków, patrząc na małą kawiarnię. Marzyła o gorącej herbacie. Wystarczyła jedna sekunda nieuwagi i nagle potknęła się na nierównej powierzchni. A może po prostu o własne nogi? Usłyszała wyraźnie kroki, zanim zdążyła choćby pomyśleć o podniesieniu się z zimnej ziemi. Czyjeś ręce złapały ją za ramiona i po prostu podniosły, bez większego problemu. Gdy stała już prosto, mrużąc oczy spojrzała na osobę, która jej pomogła. W tej chwili było jej naprawdę obojętne kto to był. Przypadkowy przechodzień, Jamie, Ted, Emi, Jim, Markus czy nawet jej własna matka… Ale nie. Naprzeciw jej oczu był błyskawiczny zamek kurtki, a żeby dowiedzieć się kto był jej właścicielem, musiała zadrzeć głowę do góry. Tego się nie spodziewała.
                - Co ty robisz? – zapytał Roy, z twarzą częściowo skrytą pod kapturem. 

/Musieliście trochę poczekać na ten rozdział, za co przepraszam;) Przed świętami zupełnie nie było na to czasu, na szczęście spięłam się w sobie i zdążyłam, żeby przy okazji złożyć Wam życzenia. Więc... WESOŁYCH ŚWIĄT !!! <3 Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku kochani :* 

4 komentarze:

  1. Roy :D Jej ale się skomplikowało .... Takie bumm xd
    Świetny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. weź no w takim momencie NO ..... pisz szybko następny bo ten był Boski :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podłańczam się pod powyższe komentarze :) Świetny rozdział, ale w takim momencie przerwać..... zabić mnie chcesz :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż wytrzeszczyłam oczy, kiedy zauważyłam, że nie dodałam komentarza. Naprawdę! Byłam przekonana, że już... zresztą
    To było... hmm... wspaniałe! Nie no, serio. Nie powiem teraz "a nie mówiłam?" (Jednak powiem: A nie mówiłam? Od początku uważałam, że umawianie się z nauczycielem to zły pomysł!)
    Dobra a teraz tak serio: JAKA ŚWINIA! NAJPIERW CHCIAŁAM GO PO PROSTU ZABIĆ. ALE TERAZ STAŁAM SIĘ TERRORYSTKĄ! CHCĘ, ŻEBY CIERPIAŁ (chodzi o Marcusa, tak tylko mówię, żeby nie było nieporozumień ;-) a poza tym troszkę mnie poniosło... wybacz
    Dobrze, dobrze, jest dobrze. A teraz... prooszę daj następny
    Całuję
    Laxus
    P.S. Naprawdę chciałabym się dowiedzieć skąd Roy się tam wziął

    OdpowiedzUsuń