Usiadła na łóżku, przeciągając się. Chwilę zajęło jej uporządkowanie
myśli. Była sobota, 9 rano. Ostatni weekend ferii, a od wyjazdu Teda i Jamiego
minął tydzień. W obecnej chwili cieszyła się, że wracali dopiero za dwa
tygodnie. Może do tego czasu jakoś oswoi się z nową sytuacją. Bywało, że co tydzień
poznawała innego faceta. Ale Ted? Widziała to jako ultimatum: albo będą razem,
albo nie będzie mile widziana w paczce. Wystarczyło, że spojrzała na telefon,
żeby to potwierdzić. 2 połączenia od Teda. Dzwonił przez cały tydzień, czasem
nawet po 10 razy dziennie. Nie odbierała, wyłączyła głos. Nie wiedziała co
miałaby mu powiedzieć.
Wstała i ruszyła do łazienki. Minęła ciasny korytarz, zaglądając do
pokoju Sary. No tak, znowu jej nie było. Od kilku miesięcy chodziła z Feanem i
co drugą noc spędzała u niego. Zawsze, zupełnie jakby pilnowali grafiku. Może
dwa razy zdarzyło się, że nieco od niego odbiegła.
Weszła do łazienki i od razu zrzuciła koszulkę, w której spała.
Podeszła do lustra obserwując zmierzwione, różowe włosy. Nie cierpiała oglądać
się po przebudzeniu. Zdecydowanie wolała patrzeć na końcowy efekt całego
porannego rytuału.
Zaczęła od prysznica. Później, w ręczniku wróciła do pokoju, gdzie
otworzyła szafę. Kilka minut trwało wybieranie ubrań. Niebieskie rurki, biała
tunika i granatowy sweterek. Uwielbiała mieć wszystko dopasowane. Nawet
bieliznę założyła niebieską. Później usiadła w swoim ulubionym miejscu – przy
własnej toaletce. To tutaj codziennie przygotowywała się do kolejnego dnia.
Lubiła kiedy wszystko było idealnie. Potrafiła kilkakrotnie poprawiać makijaż.
Tym razem za pierwszym razem udało jej się równo pomalować oczy linerem i nie
posklejać rzęs. Nawet włosy ładnie się pokręciły, wystarczyło, że je wysuszyła,
nałożyła nieco pianki i ugniotła.
Westchnęła. Lana pewnie snuła się teraz po domu w szlafroku, nie
przejmując się tym jak wygląda. Czasem jej zazdrościła. Sama nie potrafiła
nawet przez jeden dzień odpuścić. Nie wyszłaby z domu bez dopasowanych dodatków
i makijażu. Potrafiła zrezygnować najwyżej z układania włosów i to tylko w wyjątkowych sytuacji.
Zapowiadał się ciekawy weekend. Przez ostatni tydzień prawie nie
widziały się z Laną, więc postanowiły spędzić razem trochę czasu. Lana wpadła
na genialny pomysł, żeby wykorzystać do tego mieszkanie chłopaków. Babski
wieczór, zakrapiany babskimi drinkami, spędzony na plotkowaniu. Lana była jej
najlepszą przyjaciółką, właściwie pierwszą w jej życiu. Miała mnóstwo
koleżanek, ale nigdy żadna nie była jej tak bliska.
Właśnie założyła małe kolczyki z niebieskimi oczkami, kiedy usłyszała
trzask drzwi. Sara wróciła, jak zawsze o tej porze. I jak zawsze zrobiła
zakupy. Emi naprawdę uwielbiała swoją siostrę, chociaż tak bardzo się różniły.
Kochała te spokojne, sobotnie poranki, które zwykle spędzały razem. Jadły
śniadanie, oglądały telewizję, rozmawiały. Tym razem nie było inaczej. Rozstały
się dopiero popołudniu. Sara już dawno przywykła do częstych wyjść Emilki.
Uwielbiała imprezy, randki, a nawet zwykłe zakupy. Tym razem umówiła się z Laną
już na miejscu. Nim wyszła, oznajmiła Sarze, że nie wróci na noc. Siostra nie
wypytywała, już dawno przestała. Chyba zaczęła obawiać się, co może usłyszeć w
odpowiedzi.
Mieszkała zaledwie kilka ulic od chłopaków, dlatego szła pieszo. Całą
drogę zastanawiała się, czy powinna mówić Lanie o tym co zaszło z Tedem. Do tej
pory mówiła jej wszystko, bez żadnych wyjatków. Ale Ted… To było co innego,
pierwszy raz unikała jakiegoś tematu. Po prostu wolała o tym nie myśleć. Nie
potrafiła zrozumieć własnych uczuć. Zwykle bawiła się albo kompletnie wariowała
na punkcie jakiegoś faceta. Uderzało ją to od pierwszej minuty znajomości i
trwało dopóki się nie rozeszli, czyli kilka dni, góra tygodni. Tym razem było
inaczej. Nie wzdychała godzinami, marząc o nim, nie wyczekiwała na wiadomość od
niego…
Stanęła przed blokiem numer 13. Wbiegła po schodach, bez problemu
pokonując na wysokich obcasach kolejne stopnie. W końcu dotarła na trzecie
piętro, akurat kiedy Lana otwierała drzwi. Jak to dobrze, że Jamie postanowił
zostawić jej zapasowe klucze. Nawet nie pytały o zgodę. Lana spędzała tam
mnóstwo czasu, właściwie był to jej drugi dom. No i chłopaki na pewno nie
mieliby nic przeciwko.
- Cześć słodka - przywitała się Emi, stając obok przyjaciółki.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko. Miała na sobie zwykłe dżinsy, t-shirt i
skórzaną kurtkę.
- Hej, Ems - po tych słowach pchnęła drzwi i wpuściła Emilkę przodem.
W środku nie było takiego
bałaganu jak zwykle. Pewnie dlatego, że ubrania zawsze porozrzucane po pokojach
zabrali ze sobą. Dziewczyny usiadły na kanapie w salonie, omijając sypialnię
chłopaków.
- To dziwne, że zrobili sobie
salon i jedną wspólną sypialnię, nie? Co jak któryś chce zaprosić dziewczynę? -
zastanawiała się Emi, kiedy Lana grzebała w niewielkim plecaku.
- Chyba nie mogli się dogadać,
bo ten pokój jest dużo większy… Zresztą nie wiem. Ciągle się zastanawiam, czy
Ted nie jest przypadkiem gejem. Patrz co mam - wyciągnęła z plecaka butelkę czystej
wódki i dwa owocowe soki. I oczywiście paczkę papierosów. Emi zdążyła
przywyknąć, że Lana i Jamie ciągle palili. Przestała już zwracać na to uwagę,
chociaż na początku dym bardzo jej przeszkadzał.
- Wow, postarałaś się. Znowu
grzebałaś w barku taty?
- Masz mnie… Ciągle dostaje
jakieś prezenty, ale zwykłą wódkę znalazłam tylko jedną. Same whisky i brandy. Mam
nadzieję, że Kim nie policzyła butelek.
Roześmiały się. Ostatnio coraz
częściej żartowały z jej zachowania. Uważała, że Jim powinien pilnować córki,
nie pozwalać jej palić, pić, a do tego najlepiej regularnie robić testy na
obecność narkotyków. Lana nie miała jej tego za złe, rozumiała, że miała takie
poglądy… Najwyraźniej, to że miała tatuaż, oznaczało, że prędzej czy później
zacznie ćpać.
- Rozmawiałaś ostatnio z Tedem?
- zapytała Lana, jednocześnie odpalając papierosa.
- Nie, dlaczego? - Emi
powiedziała to nieco za szybko, bo w jej głowie zapalił się alarm. Czyżby
wiedziała?!
- Jamie prawie się nie odzywa -
Lana wzruszyła ramionami, a jej przyjaciółka odetchnęła - nie wiem co się
dzieje.
Przerwała na chwilę, zaciągnęła
się, a po chwili zapytała:
- Zachowuję się jak małe
dziecko?
- No co ty. Nie mam pojęcia, nie
miałam z nimi żadnego kontaktu - nagle zrobiło jej się głupio, że ignorowała
telefony od Teda. Nawet dziś zdążył dzwonić już trzy razy. A może coś się
stało? A ona naiwnie myślała, że chodzi o nią. Z drugiej strony, gdyby coś się
działo, zadzwoniłby do Lany…
- Potrafił pisać do mnie nawet,
kiedy był z dziewczyną. Więc trochę się martwię… Może jest zajęty, ale
wolałabym wiedzieć.
- Może zadzwoń do Teda? - Emi
zawsze była pod wrażeniem przyjaźni Lany z Jamiem. Nigdy nie widziała dwojga
tak dobranych osób. I szczerze, trochę zazdrościła, patrząc jak do siebie
piszą, dzwonią, albo spędzają razem całe godziny, nigdy nie mając dosyć. Czasem
w ogóle nie wiedziała o co chodzi, kiedy słyszała ich rozmowę, bo rozumieli się
praktycznie bez słów. Kilkakrotnie przyłapała ich na wymienianiu spojrzeń,
kiedy Ted starał się zbliżyć do niej. Nie była głupia, od początku wiedziała,
że Ted na nią leci, ale nie wiedziała co ma zrobić. Zresztą, teraz było podobnie,
tylko dwa razy gorzej.
- A może ty mogłabyś? Wiem wiem,
zachowuję się jak debil, ale trochę mi głupio robić aferę o kilka smsów.
- No dobra - zgodziła się, bo co
miała zrobić? Powiedzieć, że nie może z nim gadać?
- Super. Ale to później -
blondynka wstała, przyniosła z kuchni dwa szklane kubki i po równo nalała do
nich wódki. Uzupełniła sokiem wieloowocowym i z uśmiechem stuknęła o szklankę
Emi.
- Ostatnio chłoniesz alkohol jak
gąbka - zaśmiała się i od razu upiła kilka łyków - i podoba mi się to.
Opowiadaj, co się działo na tym koncercie.
- Nic takiego… Za dużo wypiłam i
wylądowałam u Ela w domu. Musisz go poznać, będziesz zachwycona. Jest
stuprocentowym gejem, ma dwa razy więcej ciuchów ode mnie. Jest naprawdę świetny,
można z nim gadać o wszystkim. Aż boję się pomyśleć, co mogłam mu naopowiadać.
- Nooo nie, nie wierzę, schlałaś
się na całego! - roześmiała się. Sama uwielbiała imprezy, a Lana do tej pory
raczej ich unikała. Piła niesamowicie mało i rzadko, a teraz proszę, odmieniło
się - jestem dumna.
Kiedy nie widziały się
codziennie w szkole, nazbierało się mnóstwo tematów do obgadania. Dyskutowały o
wszystkim z wyjątkiem relacji Emi-Ted. Emilka postanowiła zająć się sprawami
uczuciowymi Lany, byleby tylko oderwać się od własnych.
- Zdradź mi pikantne szczegóły z
tych wszystkich randek z Royem – powiedziała odstawiając pustą szklankę. Lana
od razu zabrała się za uzupełnianie jej – ile razy się z nim widziałaś w tym
tygodniu?
- Dwa razy. Nic szczególnego…
Gadamy jak znajomi, a pare razy zaczął mnie całować… Nic więcej.
- Bo nie chcesz? – zaśmiała się
Emi, zadziwiona jak alkohol rozsupływał język przyjaciółki. Zwykle musiała
sporo się napocić zanim zdołała cokolwiek z niej wycisnąć.
- Nie… Chcę wszystko robić
powoli, poznać go… Trochę ciężko, w końcu to syn Kim. Nie chcę myśleć co by
było gdyby się dowiedziała.
- Jesteś zbyt porządna! – znów
parsknęła śmiechem. Sama zawsze rzucała się w wir miłości, nie zważając na
żadne konsekwencje. Chociaż tyle już razy się sparzyła.
Nim się obejrzały, minęła
północ. Nie piły dużo, powoli sączyły drinki. Były w doskonałym humorze,
krążyły po mieszkaniu, tańczyły, wygłupiały się. Emi zdecydowanie poczuła się
lepiej. Nagle uświadomiła sobie, że sto razy bardziej woli swoją przyjaciółkę od
tych wszystkich głupich facetów. W końcu zasnęły w łóżkach chłopaków. Lana
niemal automatycznie opadła na posłanie Jamiego i otuliła się jego kołdrą. A
Emi wylądowała w łóżku Teda, co wywołało u niej sprzeczne odczucia.
Otworzyła oczy wczesnym rankiem.
Nie było jeszcze ósmej, ale nie mogła już spać. Doprowadziła się do porządku,
zmywając rozmazany makijaż, rozczesując włosy. Później pomalowała się od nowa,
bo oczywiście zabrała cały zestaw ze sobą.
Lana jeszcze spała i nic nie
wskazywało na to by miała się prędko obudzić. Emi zaparzyła sobie duży kubek
kawy i wyszła z nim na mały balkon przy salonie. W końcu zebrała się na odwagę
żeby zadzwonić do Teda. Nie chciała tego robić, ale wiedziała, że musi… Lana
pewnie znowu o to poprosi, a nie chciała żeby była świadkiem tej rozmowy. A
skoro spała, moment był idealny.
Odebrał niemal od razu, a po
zaspanym głosie stwierdziła, że go obudziła.
- Heej, dzwoniłem z milion razy.
- Cześć, wiem wiem, przepraszam…
- Musimy pogadać… - zaczął od
razu, jakby jakimś cudem wyczuł, że chciała go zbyć krótką rozmową.
- Taak – westchnęła, nie bardzo
wiedząc co mogłaby powiedzieć.
- Jeśli chcesz… możemy zapomnieć
o całej sprawie – ton jego głosu wskazywał na to, że zdecydowanie nie chciałby,
żeby tak było.
- Chyba tak będzie najlepiej –
odparła cicho, choć wcale nie była co do tego przekonana.
- Okej – udawał, doskonale to wiedziała. Chciała
mieć go jako zawiedzionego przyjaciela niż nie mieć go w ogóle. Chociaż
najchętniej skończyłaby już tą rozmowę, przypomniała sobie dlaczego tak
właściwie się odywała.
- Wszystko u was w porządku? –
zapytała siląc się na pogodny ton.
- Taaak, jest świetnie. Całymi
dniami malujemy, wieczorami są imprezy – wyjaśnił krótko, wciąż zaspany.
- Przepraszam, nie chciałam cię
obudzić. Wiesz, Lana… - przerwała przypominając sobie, że przyjaciółka wcale
nie chciała by wydało się że się martwiła. No cóż, było już za późno – u
Jamiego w porządku?
- Lepiej niż w porządku, idiota
szlaja się z laskami bez przerwy – zaśmiał się – od wczoraj go nie widziałem.
- Nieźle – zaśmiała się, chociaż
zastanawiała się czy nie brzmiało to raczej jak jęk rozpaczy – No nic, to
bawcie się dobrze. Pa.
Zbyt szybko urwała rozmowę, nie
mogła już tego znieść. Pakowała się w kłopoty, z własnej winy. Po co jej to
było? Nie mogło być po staremu? Dalej udawałaby że nic nie wie o zauroczeniu
Teda, do niczego by nie doszło i wszystko byłoby po prostu cudowne. Ale nie, uległa
chwili, jak zawsze.
- Bu! – Emi aż podskoczyła
słysząc nagle głos Lany. Właśnie zaglądnęła przez drzwi, kompletnie
rozczochrana.
- Chcesz mnie zabić? – zapytała
i wstała, zabierając kawę.
- Nie wierzę, nawet kiedy śpimy
razem, nie widzę cię bez makijażu – zaśmiała się blondynka. Skuszona zapachem
kawy, ruszyła do kuchni, a Emilka podążyła tam za nią.
Kuchnia była bardzo mała. Obie
oparły się o blaty popijając czarny trunek.
- Ted mówi, że Jamie ugania się
za laskami – powiedziała po chwili.
- Tak myślałam… - zaśmiała się
Lana rozbawiona. Emi uważnie się jej przyglądała. Rany, naprawdę myślała, że
zobaczy zazdrość. Wtedy obie byłyby w potrzasku granicy przyjaźni. Ale nie,
przyjaciółka wydawała się szczerze ubawiona – niepotrzebnie robiłam taką aferę,
chyba jeszcze nie przywykłam do posiadania przyjaciół.
- Ja chyba też – stwierdziła od
razu Emi. No tak, ale teraz już wie, że nie powinno się obściskiwać z
przyjacielem.
Z mieszkania wyszły dopiero
przed południem. Każda ruszyła w swoją stronę. Emi wolnym krokiem wróciła do
domu. Sary nie było, zostawiła karteczkę na lodówce: „Będę późno, jakby co
dzwoń”.
Samotnie
spędziła resztę dnia, nigdzie nie wychodząc. Bezmyślnie oglądała telewizję,
później poszła spać. Następnego dnia razem z Laną musiały wytrzymać na
lekcjach. Po dwóch wolnych tygodniach nie było to takie łatwe. Szczerze
zastanawiała się, jak wcześniej dawała radę w szkole. Teraz czas mijał szybciej
tylko dlatego, że mogła bez ograniczeń mówić.
Po lekcjach
rozstały się, bo Emi obiecała siostrze, że wreszcie to ona ugotuje obiad. Zrobiła
zakupy, i następną godzinę spędziła w kuchni, przygotowując to co najbardziej
lubiła – górę warzyw.
Sara wróciła
punktualnie o 15.
- Masz jakieś plany na dziś?
Umówiłam się z Feanem trochę wcześniej… Nie masz nic przeciwko?
- Sara, jesteś u niego co drugi
dzień, nie musisz mi tego mówić za każdym razem – Emilka uśmiechnęła się. Tak
naprawdę siostra była dla niej wszystkim, chociaż całkowicie się od siebie
różniły.Bawiło ją, jak Sara tłumaczyła się przed nią. Chociaż sama była od niej
o kilka lat młodsza, rzadko mówiła gdzie idzie.
W taki sposób Emi została w
mieszkaniu sama. Nie miała zamiaru nigdzie wychodzić, ale po dwóch długich
godzinach oglądania telewizji, zmieniła zdanie. Narzuciła kurtkę, wsunęła buty
na obcasach i wyszła do baru na tej samej ulicy. Nigdy nie był przepełniony,
podobała jej się panująca tam atmosfera, no i miała blisko do domu. Zamówiła
sobie piwo i samotnie usiadła przy stoliku. Lubiła przyglądać się innym
gościom. Nie potrzebowała towarzystwa… Nawet ona czasem musiała się wyciszyć. Popadała
w melancholijny nastrój, powoli sączyła piwo rozkoszując się gorzkim smakiem.
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że dzwonił jej telefon. W pierwszej
sekundzie poczuła niekontrolowane ukłucie nadziei, że to Ted… Zupełnie
irracjonalne, skoro sama kazała mu pozostać w bezpiecznej strefie przyjaźni. I
rzeczywiście, nie był to Ted. Numer nie był zapisany, ale od razu poznała tą
kombinację cyfr. Mick! Czego mógł od niej chcieć po tym wszystkim?
- Halo? – odebrała, czując, że
wszystko jej już jedno.
- Hej… Dobrze się bawisz?
-
Dlaczego? – zdziwiła się i od razu się rozejrzała. No tak, stał przy barze
obserwując ją. Szeroko się uśmiechał, jak gdyby nigdy nic. I chociaż codziennie
widywała go w szkole, teraz było jakoś inaczej. Mijała go bez słowa, udawała,
że nie istnieje. Teraz nie mogła. Szczególnie, że podszedł i usiadł obok niej.
- Nie będziesz się chyba boczyć
na mnie całe życie? Doobra, wiem, byłem strasznym debilem.
- Byłeś? – zapytała zupełnie
poważnie, bez cienia wzruszenia.
- Okej, jestem debilem. Trochę
za bardzo korzystam z życia, nie wiem… Zwykle nie bardzo myślę o tym co robię.
- Może korzystanie z życia wcale
nie jest takie złe – stwierdziła po chwili zrezygnowana. Szalała za nim,
później przez niego płakała, a teraz tak po prostu siedział przed nią, a ona
nawet nie czuła już złości. Było jej kompletnie wszystko jedno.
- Więc… Przyjaciele? – zapytał bez
ogródek, unosząc ciemne brwi. Tak, w dalszym ciągu był strasznie pociągający.
- Powiedzmy… Znajomi.
-
W porządku, ty tu rządzisz – znów się uśmiechnął pokazując rząd prostych,
białych zębów.
Pół godziny później, Emilka
doszła do wniosku, że może związki wcale nie muszą być skomplikowane i bolesne.
Żałowała, że tak przeżywała każdą randkę z nim. Dlaczego zawsze musiała się tak
przejmować? A może potrzebowała właśnie gwałtownych porywów i braku
zobowiązań?
Później zastanawiała się jakim
cudem od tych przemyśleń tak po prostu przeszła do czynów. Rozmawiali o
kompletnych bzdurach, smak piwa, mała ilość ludzi w barze, fajna muzyka… W
pewnym momencie Mick zupełnie swobodnie dotknął kosmyka jej włosów. Po prostu
nawinął go sobie na palec, tak jakby to było całkowicie naturalne. I wtedy to
się stało, jakby coś popchnęło ją do działania. Nachyliła się i po prostu
musnęła wargami jego usta, subtelnie, delikatnie… Ale nie zostawiła mu
możliwości namysłu, zaraz po tym pocałowała go mocniej, jedną dłonią oparła się
na jego udzie, drugą wsunęła w długie włosy. Nie protestował, zresztą
zdziwiłaby się gdyby tak było. Przejął inicjatywę, po prostu złapał ją obiema
dłońmi w tali i razem z nią wstał, sadzając ją jednocześnie na stoliku...
Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńCzy teraz będziesz pisać tylko z perspektywy Emi?
Dziękuję :) Nie, to tylko taki jednorozdziałowy przerywnik ^^
UsuńA, ok :D
UsuńA kiedy next??
Sama nie wiem, postaram się jak najszybciej ;) jestem jakoś w 1/4 rozdziału
UsuńHej Lily :)
OdpowiedzUsuńJak tam idzie pisanie rozdziału?
Już nie mogę sie doczekać kolejnej części :D
Pozdrawiam i weeeny!
Trochę to trwało, musiałam oddać licencjat do końca maja i nie miałam chwili żeby zająć się rozdziałem :<
Usuń